Błysk „piłkarzy wyklętych”. Podsumowanie 13. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Niespodziewanie dobrze pokazali się piłkarze, na których w ostatnich dniach spadła fala krytyki. Mowa rzecz jasna o Danielu Sikorskim i Bartoszu Ślusarskim. W tej kolejce ten pierwszy zanotował asystę, a drugi strzelił dwa gole. Być może za tydzień kibice w Krakowie nie będą już szyderczo śpiewali „J…ć Messiego, my mamy tu Sikorskiego”, a fani w Poznaniu zrezygnują z okrzyków w stronę Ślusarza, który reagował na nie zaproszeniem kibica na dół. Co jeszcze działo się w weekend na ligowych boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 13. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.
Korona Kielce 4:0 Piast Gliwice – Masakra w Kielcach, Piast zdemolowany
Chyba nikt się nie spodziewał, że słaba w tym sezonie Korona będzie w stanie tak efektownie pokonać solidną ekipę z Gliwic. Dość powiedzieć, że cztery gole z piątkowego meczu stanowią 25% całego dorobku kielczan w tym sezonie. Jednak podopieczni Leszka Ojrzyńskiego błyskawicznie objęli prowadzenie, a potem sukcesywnie je powiększali. Okazało się, że nie tylko Maciej Korzym potrafi trafiać do bramki rywala. On akurat w piątkowym meczu gola nie strzelił, zrobiło to za niego czterech kolegów, w tym Rumun Janos Szekely, dla którego było to pierwsze trafienie w naszej lidze. Mecz z Piastem był niewątpliwie najlepszym meczem Korony w tym sezonie, ale czy jest to zwiastun lepszych czasów, czy pojedynczy wybryk, przekonamy się za tydzień.
Gliwiczanie, którzy wygrali dwa ostatnie mecze, do tej pory nie mogą chyba uwierzyć w to, co stało się w piątek w Kielcach. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego wręcz zdemolowali przyjezdnych, a przy odrobinie szczęścia mogli strzelić jeszcze przynajmniej dwa gole. Można oczywiście mówić, że gdyby Kędziora wykorzystał sytuację sam na sam przy stanie 1:0 mecz mógłby się potoczyć inaczej, ale nawet kibice Piasta muszą uczciwie przyznać, że gospodarze byli tego dnia znacznie lepsi. Co ciekawe, podopieczni Marcina Brosza są jedyną drużyną w lidze, która nie zanotowała jeszcze w obecnych rozgrywkach ani jednego remisu – mają na swoim koncie 6 zwycięstw i 7 porażek. Ta bezkompromisowa postawa jest całkiem opłacalna, bo Piast wyprzedza w tabeli cztery drużyny, które przegrywały rzadziej.
Legia Warszawa 1:0 Widzew Łódź – Wyblakły klasyk w Warszawie, Kosecki gwiazdą wieczoru
Mecz, który kiedyś byłby hitem całej kolejki, tym razem przeszedł bez większego echa. Legia, chyba zanadto zadowolona ze zwycięstwa w Poznaniu, wybiegła na boisko nieco rozkojarzona. Mimo że przeciwnik nie był tego dnia groźny, w pierwszej części Legioniści nie kwapili się do huraganowych ataków, często gubili piłkę pod polem karnym rywala, a zagrożenie dla bramki Dragojevicia stanowiły przede wszystkim strzały Danijela Ljuboji. W drugiej połowie Legia również nie olśniła, ale wywalczyła trzy punkty dzięki kapitalnej akcji Jakuba Koseckiego, który minął trzech rywali i wpakował piłkę do siatki. Gracze Jana Urbana wyglądali jednak tak, jakby jednobramkowe prowadzenie było szczytem ich marzeń. Pod bramką rywala byli rozkojarzeni, powolni i mało zdeterminowani, by podwyższyć wynik. I choć w rubryce „zwycięstwa” mogą wpisać sobie dziewiątkę, za grę należy im się kiepska nota.
Dla Widzewa mecz z Legią był doskonałą szansą na udowodnienie, że nie są tylko przeciętną drużyną i że mogą grać jak równy z równym z czołówką. Niestety, łodzianie zaprezentowali się w piątek bardzo blado i właściwie ani razu nie potrafili poważnie zagrozić bramce Kuciaka. Indywidualnych zrywów próbował Alex Bruno, ale za każdym razem był natychmiast sprowadzany na ziemię przez Jakuba Wawrzyniaka. Jedyną szansą na zdobycie bramki były dwa rzuty wolne w pierwszej połowie, ale były one wykonywane katastrofalnie. Po stracie gola Widzew był kompletnie bezradny, ani przez moment nie przejął inicjatywy i nie był w stanie nawet postraszyć Legionistów. Tym samym piłkarze z Łodzi wciąż dołują w ligowej tabeli, w której spadli już na 11. miejsce.
GKS Bełchatów 1:1 Lechia Gdańsk – Pierwszy punkt Probierza, bolesna wyrwa po Traore
Jeden punkt w dwóch meczach nie jest może wielkim osiągnięciem Michała Probierza, ale poprawa w grze może z pewnością cieszyć byłego trenera Wisły. W sobotnim pojedynku, to Brunatni wyglądali na drużynę lepiej zorganizowaną, ale mając w składzie takich graczy jak Wilusz (koszmarny błąd zakończony faulem w polu karnym) czy Buzała (nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Buchalikiem), ciężko o zdobywanie punktów. Mimo tego graczom GKS-u udało się rozegrać kilka składnych akcji, a gdyby byli skuteczniejsi, mogliby nawet odnieść drugie zwycięstwo w sezonie. W tej rundzie Bełchatów spotka się jeszcze z Jagiellonią i Piastem. W żadnym z tych spotkań nie będzie faworytem, ale obie te drużyny są do pokonania. Wiadomo już, że podopieczni trenera Probierza przezimują w strefie spadkowej, ale mogą jeszcze zostawić sobie przynajmniej cień szansy na utrzymanie.
Lechia zagrała bardzo słabe spotkanie i niewiele brakowało, by okazali się gorsi od czerwonej latarni ligi. Brak kontuzjowanego Traore sprawił, że jakość drużyny drastycznie spadła. O ile bez swojej największej gwiazdy gdańszczanie potrafili pokonać Ruch, o tyle w meczu w Bełchatowie ta strata była już niemożliwa do zastąpienia. Aż strach pomyśleć, co stanie się z Biało-Zielonymi, jeśli Razack zdecyduje się opuścić Gdańsk w zimowym okienku transferowym. Jedynym piłkarzem, który próbował ciągnąć grę za Burkińczyka był Ricardinho, ale on nie jest jeszcze w stanie wygrywać w pojedynkę meczów. Bogusław Kaczmarek może mieć wkrótce ogromny problem, bo Lechia jest niebezpiecznie zależna od piłkarza z wygasającym kontraktem.
Polonia Warszawa 0:1 Zagłębie Lubin – Zagłębie rusza w górę tabeli
Patrząc przed meczem na tabelę, w której Polonia była druga, a Zagłębie czternaste, nie trudno było wskazać faworyta. Pierwsza połowa spotkania mniej więcej odpowiadała pozycji w tabeli. Poloniści prowadzili grę, stwarzali sporo szans, ale ciągle brakowało im kropki nad „i”. Zagłębie odgryzało się rzadziej, ale za to groźnie. Kiedy w drugiej połowie bramkę strzelił Papadopulos, gra Czarnych Koszul zupełnie siadła. Co prawda często byli przy piłce i próbowali atakować bramkę Gliwy, ale nie stanowili większego zagrożenia. Z minuty na minutę ich szturm był coraz słabszy, więc Zagłębie bez większych problemów obroniło prowadzenie i zgarnęło trzy punkty.
Zagłębie po raz kolejny udowodniło, że w piłkę grać potrafi. W meczu z Polonią zagrało mądrze, konsekwentnie i prawie bezbłędnie, dzięki czemu wywalczyło zasłużone trzy oczka. Dziewięć punktów przewagi nad strefą spadkową to dorobek, który powinien dać Miedziowym większy spokój w kolejnych meczach. Gdyby nie ujemne punkty, podopieczni Pavla Hapala byliby w tabeli na 11. miejscu i traciliby tylko 7 punktów do podium. W obecnej sytuacji zajmują trzynastą lokatę, ale o awans w ligowej tabeli mogą być spokojni. Jeśli w rundzie rewanżowej lubinianie będą tak niesamowicie skuteczni jak wiosną tego roku, spokojnie mogą myśleć o włączeniu się do walki o puchary.
Górnik Zabrze 0:0 Pogoń Szczecin – Nudny remis w Zabrzu
Ostatnie sobotnie spotkanie zapowiadało się bardzo ciekawie, ale niestety rozczarowało kibiców obu drużyn. Słabe zawody rozegrał Arkadiusz Milik, który niedługo po przerwie opuścił plac gry. Kiepska forma młodego napastnika może martwić trenera Nawałkę – Milik nie trafił do siatki rywala od 19 października, a mecz z Pogonią był jego najsłabszym meczem w tym sezonie. Czy snajperowi zabrzan zaszkodził szum związany z transferem, czy po prostu jest obecnie w nieco gorszej formie, na razie ciężko ocenić. Pewne jest, że Milik musi przepracować na treningach jeszcze mnóstwo godzin, jeśli chce zostać czołowym piłkarzem Ekstraklasy, o podboju Europy nie wspominając.
Pogoń nie zrobiła zbyt wiele, by to spotkanie uczynić ciekawym. Podobnie jak Górnicy grali słabo i nieciekawie, w dodatku w końcówce nie potrafili wykorzystać gry w przewadze. Po bardzo dobrym początku sezonu coś w drużynie ze Szczecina się popsuło. We wrześniu wydawało się, że podopieczni Artura Skowronka mogą być czarnym koniem rozgrywek, teraz natomiast nie sposób nie odnieść wrażenia, że nawet siódma lokata nie jest współmierna do prezentowanego przez nich poziomu. Optymiści mogą powiedzieć, że szczecinianie tracą do podium tylko 6 punktów, ale pesymiści natychmiast odpowiedzą, że przewaga nad czternastym Ruchem wynosi raptem cztery oczka. W drużynie tkwi jednak potencjał, a nieśmiertelny Edi może jeszcze decydować o losach niejednego meczu.
Śląsk Wrocław 3:3 Jagiellonia Białystok – Nieprawdopodobny mecz, Jaga ucieka spod noża
Kiedy w 58. minucie Piotr Ćwielong ładnym strzałem umieścił piłkę w bramce Jakuba Słowika, kibice byli już pewni, że Śląsk odniesie w tym meczu zwycięstwo. Do 71. minuty nie zdarzyło się nic, co mogłoby zachwiać tym przekonaniem. Potem jednak, w ciągu siedmiu nieprawdopodobnych minut, Jagiellonia odrobiła straty i wprawiła w osłupienie wszystkich widzów. Takich meczów jak ten chciałoby się oglądać w naszej lidze jak najwięcej. Sześć bramek, czerwone kartki, niesamowita dramaturgia – w tym meczu było wszystko, co w futbolu najlepsze. Śląsk może tylko żałować, że chyba najciekawszy jak dotąd mecz w tej rundzie będzie wspominany w dużej mierze przez jego frajerskie zachowanie, bo tak należy nazwać zmarnowanie przez wrocławian takiej przewagi. Gdyby mecz zakończył się po 70 minutach, podopiecznym Stanislava Levy’ego należałyby pochwały, bo grali naprawdę dobrze i ładnie dla oka. Feralne siedem minut kładzie cień na cały mecz i może sprawić, że morale drużyny przed bardzo ciężkimi meczami z Lechem i Legią nie będzie najwyższe.
Jagiellonia przez długi czas grała mało przekonująco, ale to, co zrobili od 71. do 78. minuty sprawiło, że białostoczanie są na ustach całej piłkarskiej Polski. Odrobić trzy gole w meczu z mistrzem kraju, w dodatku na jego obiekcie – to musi budzić respekt. Jaga nie załamała się nawet wtedy, gdy przy stanie 3:0 czerwoną kartę obejrzał Ugo Ukah. Widać, że Tomasz Hajto odcisnął na tej drużynie swoje piętno. Charakter i walka do ostatniej minuty – to coś, z czego znaliśmy Hajtę jeszcze w czasach, gdy był piłkarzem. W najmniej oczekiwanym momencie objawił się Euzebiusz Smolarek, którego dotychczasowy pobyt w Białymstoku polegał głównie na przesiadywaniu na ławce. Ebi wszedł, wywalczył karnego, jednocześnie wykluczając z gry ukaranego czerwoną kartką Spahicia i strzelił wyrównującą bramkę dla swojej drużyny. Jeśli Smolarek z najlepszych lat rzeczywiście powrócił, ligowi bramkarze mogą już drżeć ze strachu.
Ruch Chorzów 1:2 Wisła Kraków – Niebiescy coraz niżej, Wisła wraca do gry
Drugi niedzielny mecz nie był tak spektakularny jak pierwszy, ale również mógł się podobać. Ruch może mieć spore pretensje do sędziego, bo jeszcze przy stanie 0:0 nie uznał bramki, którą Lewczuk zdobył zgodnie z przepisami, ale w przeciągu całego spotkania to krakowianie pozostawili lepsze wrażenie. Arkadiusz Piech, który jeszcze w poprzednim sezonie siał spustoszenie pod bramką rywala, zatracił dawną skuteczność i o koronę króla strzelców raczej nie powalczy. Również trener Niebieskich nie wygląda na człowieka, który wie, dlaczego Ruch ma na swoim koncie tak mało punktów. Choć pierwsze mecze pod wodzą Jacka Zielińskiego były całkiem obiecujące, to teraz chorzowianie powrócili do słabej gry z początku sezonu. W ligowej tabeli ich plecy oglądają tylko outsiderzy: GKS i Podbeskidzie. Marzenia o potędze Ruch musi chyba odłożyć na czas nieokreślony.
Wisła od czasu do czasu pokazuje kawałek dobrego futbolu i to też miało miejsce w niedzielę. Biała Gwiazda wygrała zasłużenie, rozegrała kilka naprawdę ciekawych akcji i pokazała, że za wcześnie ją przekreślono. Asystę przy drugim golu niespodziewanie zaliczył ulubieniec kibiców, Daniel Sikorski. Ciekawe, czy 25-letni napastnik przekona jeszcze do siebie fanów Wisły. Teraz przed Białą Gwiazdą dwa trudne testy, które pokażą, w którym miejscu naprawdę znajduje się drużyna. Jeśli Wiślacy pokonają Górnika i Zagłębie, mogą awansować nawet w okolice podium. Jeśli jednak w tych dwóch spotkaniach stracą punkty, straty do czołówki mogą okazać się zbyt duże, by odrobić je w rundzie wiosennej. Konkretne wzmocnienia w zimowym okienku mogą sprawić, że Wiślacy staną się groźni dla każdego rywala. W tym roku muszą jeszcze tylko zadbać o to, by w rundzie rewanżowej mieli o co walczyć.
Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:3 Lech Poznań – Zacięty mecz w Bielsku, dwa gole Ślusarskiego
W ostatnim meczu kolejki Lech pokonał Podbeskidzie, choć realizacja zadania szła mu bardzo opornie. Bohaterem meczu został strzelec dwóch bramek Bartosz Ślusarski, choć gdyby napastnik Kolejorza zachował więcej zimnej krwi pod bramką rywala, jego dorobek mógłby być dwa razy bardziej okazały. Widać, że pogłoski o szykowanym transferze mocno zmobilizowały Ślusarza, chociaż wydaje się, że jest już przesądzone, że w rundzie wiosennej to nie on będzie biegał na szpicy w drużynie Mariusza Rumaka. Eksperyment z zupełnie nowym środkiem obrony (Ceesay - Djurdjević) wyszedł dość blado, skoro przedostatnia drużyna ligi zdobyła dwa gole i miała jeszcze rzut karny. Trener Lecha z niecierpliwością będzie czekał na powrót do zdrowia etatowych stoperów.
Podbeskidzie zagrało prawdopodobnie swój najlepszy mecz w tym sezonie, ale wysiłek drużyny raz po raz marnował największy gwiazdor zespołu, Ireneusz Jeleń. Były napastnik reprezentacji Polski w bardzo słabym stylu zmarnował rzut karny, co więcej nie wykorzystał również kilku innych dogodnych sytuacji podbramkowych. Za dawnych lat Jeleń mógłby skompletować hat-tricka, ale widać, że jego forma odeszła w zapomnienie. To nie lada problem dla trenera Sasala, bo polski snajper miał być hitem transferowym i gwiazdą, która pociągnie Górali w górę tabeli. Tymczasem jest zupełnie nieprzydatny, marnuje świetne szanse i zamiast pomagać drużynie, przeszkadza jej.
Statystyki 13. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Liczba goli – 22
- Średnia goli na mecz – 2.75
- Zwycięstwa gospodarzy – 2
- Remisy – 3
- Zwycięstwa gości – 3
- Liczba żółtych kartek – 46
- Liczba czerwonych kartek – 5
- Liczba widzów – ok. 45 tys.
- Średnia frekwencja na mecz – ok. 5600
Zapowiedź 14. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Za tydzień nie zabraknie ciekawych spotkań. W piątek wicelider, Lech Poznań podejmie u siebie mistrza Polski, Śląsk Wrocław. W sobotę powracająca do formy Wisła zmierzy się z Górnikiem Zabrze, zaś w niedzielę Ruch Chorzów spróbuje powstrzymać na Łazienkowskiej warszawską Legię.