Bezbramkowy remis w Bełchatowie. GKS i Jagiellonia uśpiły kibiców
GKS Bełchatów przerwał co prawda fatalną serię sześciu z rzędu porażek, ale w spotkaniu z Jagiellonią Białystok zaliczył jedynie bezbramkowy remis. Mecz na GIEKSA Arena z pewnością nie był dobrą reklamą polskiej ligi.
Gdy na murawie rewelacja sezonu mierzy się z drużyną, która w ostatnich 14 meczach zdobyła zaledwie pięć punktów, w teorii faworyt może być tylko jeden. W teorii, bo jak pokazują rozgrywki Ekstraklasy, w każdym meczu każdy może tak naprawdę wygrać z każdym. Nic więc dziwnego, że w Bełchatowie, po długiej serii fatalnych rezultatów, było w sobotę wiele nadziei na przełamanie. Jagiellonia, choć wciąż znajdowała się na podium, ostatnio bowiem nie przekonywała swoją grą, a i powoli przygotowywała się do gry w grupie mistrzowskiej, w której miejsce miała zapewnione.
Powiedzmy sobie szczerze, to, co miało miejsce w sobotę o godzinie 18, to nie był wielki mecz, o ile można to w ogóle nazwać meczem piłkarskim. Można było odnieść wrażenie, że piłkarze obu drużyn lepiej czuliby się na tym polu futbolowej bitwy, gdyby nie mieli pod nogami piłki, gdyż ta tego dnia wyraźnie im przeszkadzała. Choć niezłym strzałem z dystansu, obronionym przez Trelę, całe spotkanie rozpoczął Łukasz Tymiński, to na kolejne okazje bramkowe musieliśmy czekać na ostatnie minuty pierwszej części gry. Najpierw uderzenie głową Sebastiana Madery trafiło tylko w poprzeczkę bramki GKS, a w odpowiedzi w groźnej akcji bełchatowian nie najlepiej zachował się Michał Mak, którego uderzenie z bliska świetnie zablokował Filip Modelski.
Druga połowa się po prostu odbyła. Aż trudno w to uwierzyć, ale przez całe 45 minut ani jedni, ani drudzy w żaden sposób praktycznie nie potrafili zagrozić bramce przeciwnika. Tylko tuż na kwadrans przed końcem pojedynku fatalne wyjście z bramki Treli omal nie kosztowało gospodarzy jednego punktu. Na jego szczęście piłka o centymetry minęła słupek i opuściła boisko. Jedyna składna akcja po przerwie miała miejsce w wykonaniu gości na pięć minut przed ostatnim gwizdkiem arbitra Tomasza Musiała, gdy po świetnym podaniu prostopadłym rezerwowego Przemysława Frankowskiego, Dariusza Treli nie potrafił pokonać Patryk Tuszyński.
Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a jeden punkt nie jest wielką zdobyczą dla któregokolwiek z zespołów. Jagiellonia umocniła się na trzecim miejscu w tabeli i zagwarantowała sobie lokatę w pierwszej czwórce na koniec sezonu zasadniczego. GKS z kolei w tym spotkaniu nie zrobił nawet najmniejszego kroku w walce o utrzymanie i choćby dlatego można się dziwić, że ekipa Marka Zuba w żadnym momencie tego pojedynku nie zdecydowała się zaryzykować i odważniej powalczyć o komplet punktów.