menu

Bez goli w Bydgoszczy. Lechia odłoży europejskie plany na przyszły sezon?

25 maja 2014, 19:52 | Jacek Czaplewski

Bramki nie padły w Bydgoszczy, gdzie Zawisza mierzył się z Lechią Gdańsk. Gości remis wyjątkowo nie urządza, bo prawdopodobnie zamknęli nim sobie drogę do europejskich pucharów. Na dwie kolejki przed końcem tracą do podium aż pięć punktów.

Lechia wyszła na mecz ze świadomością, że chwilę wcześniej jej najpoważniejszy konkurent o podium i europejskie puchary, czyli Ruch Chorzów, pokonał świeżo upieczonego mistrza Polski, Legię Warszawa, dzięki czemu umocnił się na trzecim miejscu. Chcąc więc zachować swoje szanse, lechiści nie mogli zgubić punktów w Bydgoszczy.

W pierwszej połowie wyglądali jednak trochę tak, jakby grali z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Próby opuszczenia dźwigni były, ale przy jednoczesnym wrzucaniu biegu dalej coś zgrzytało. Raz problem polegał na niepodaniu piłki w tempo, innym razem na źle nastawionym celowniku. Sprzymierzeńcem nie były nogi i głowy, ale i gwizdek sędziego Tomasza Musiała, który w 13 minucie nie wydał dźwięku informującego o rzucie karnym po zagraniu piłki ręką przez Andre Micaela.

Lechia oddała przed przerwą więcej strzałów od Zawiszy. Większość z nich była jednak niecelna (próby Piotra Grzelczaka, Macieja Makuszewskiego, Pawła Dawidowicza i Deleu) lub szła w środek bramki, jak w przypadku kopnięć Stojana Vranjesa z rzutu wolnego. Bydgoszczanie pod pole karne przeciwnika przedostawali się rzadziej, a co gorsze ani razu nie sprawdzili dyspozycji Mateusza Bąka. Ich uderzenia co najmniej o metr mijały oba słupki i poprzeczkę.

W drugiej części lepsze wrażenie sprawiał właśnie Zawisza, który łatwiej i chętniej rozgrywał piłkę. Wynik jednak nie drgnął, bo bombę Piotra Petasza na róg wybił wspomniany Bąk, z kolei Kamil Drygas trafił w słupek. Po stronie Lechii świetniej okazji nie wykorzystał Patryk Tuszyński, który zmarnował precyzyjną wrzutkę od Grzelczaka, główkując z bliska w środek bramki. Petardę Marcina Pietrowskiego - już z doliczonego czasu gry - trzeźwo obronił natomiast Wojciech Kaczmarek.


Polecamy