menu

Bez bramek w Łęcznej. Górnik podzielił się punktami z Podbeskidziem

13 kwietnia 2015, 19:48 | Przemysław Drewniak

W ostatnim meczu 27. kolejki Ekstraklasy Górnik Łęczna bezbramkowo zremisował z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
Górnik Łęczna - Podbeskidzie Bielsko-Biała
fot. Łukasz Kaczanowski/Polska Press
1 / 15

Trudno powiedzieć, że poniedziałkowy mecz Górnika Łęczna z Podbeskidziem zapowiadał się na dobrą reklamę polskiej Ekstraklasy, ale przed jego rozpoczęciem mogliśmy mieć nadzieję na ciekawe widowisko. W ubiegłym tygodniu obie drużyny zgodnie zaznaczały, że czeka je jeden z najważniejszych pojedynków w tym sezonie, który może zadecydować o układzie sił w środkowej części tabeli. Oglądając poczynania piłkarzy trudno było jednak zauważyć nadzwyczajną mobilizację. W Łęcznej zabrakło wszystkiego: emocji, goli, piłkarskiej jakości i dążenia do zwycięstwa za wszelką cenę w wykonaniu chociaż jednej z drużyn.

„Górali” nie interesował styl, w jakim wywalczą punkty na stadionu w Łęcznej. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego skupili się przede wszystkim na tym, by nie stracić bramki i powstrzymać ofensywne atuty rywali. W ataku bielszczanie ograniczyli się do zagrywania długich piłek, walki przy stałych fragmentach gry i nielicznych kontrataków, ale żaden z nich nie przyniósł skutku w postaci gola. Podbeskidzie było stać tylko na jeden strzał w światło bramki – główkę Damiana Chmiela, po której bardzo łatwą interwencję zaliczył Sergiusz Prusak.

Łęcznianie również zrobili niewiele, by poniedziałkowy mecz zapadł kibicom w pamięć. Poza niezłym pierwszym kwadransem, w którym Górnik starał się prowadzić grę i atakować rywali prostopadłymi podaniami ze środka pola, podopieczni Jurija Szatałowa nie przeciwstawili Podbeskidziu żadnych atutów w ofensywie. Odpowiedzialni za kreowanie gry Filipp Rudik i Tomasz Nowak grali niedokładnie, nie szukali kombinacyjnych akcji, a w środku pola dominował chaos. Zniecierpliwieni kibice w coraz ostrzejszych słowach domagali się od Górnika większej ambicji i jakości, ale robili to na darmo. Piłka częściej niż po ziemi krążyła nad głowami piłkarzy obu zespołów.

Sytuacje podbramkowe? Tych było jak na lekarstwo, bo cierpliwość przy rozgrywaniu piłki i precyzja w strzałach piłkarzy obu zespołów wołały o pomstę do nieba. Panu Bogu w okno uderzali Grzegorz Bonin, Adam Pazio czy Piotr Tomasik, kamerzystę obił Chmiel, a Adam Deja trafił wolejem w głowę Pavola Stano. Co ciekawe, stoper Podbeskidzia był w tej sytuacji bliski strzelenia przypadkowego gola. Innym razem Słowak o mały włos nie trafił do własnej siatki, niefortunnie odbijając piłkę po próbie dośrodkowania w wykonaniu Nowaka. Na szczęście dla Podbeskidzia na posterunku był jednak Richard Zajac.

W drugiej połowie Górnik mógł strzelić bramkę po dośrodkowaniu Patrika Mraza i groźnej główce Bonina, który posłał piłkę nieznacznie obok słupka. Piłkę meczową w samej końcówce mieli jednak goście. W 88. minucie bielszczanie przeprowadzili pierwszy składny kontratak – Piotr Malinowski zagrał piłkę do wchodzącego w pole karne Antona Slobody, który zwiódł obrońcę i zmusił Prusaka do wyjścia z bramki, po czym podał do niepilnowanego na trzynastym metrze Macieja Korzyma. Rezerwowy napastnik Podbeskidzia zaliczył jednak fatalne pudło, czym niejako podsumował grę piłkarzy obu zespołów.

W Łęcznej obejrzeliśmy bez wątpienia jedno z gorszych spektakli tego sezonu, choć piłkarze Podbeskidzia schodzili z murawy umiarkowanie zadowoleni. Drużyna z Bielska-Białej utrzymała trzypunktową przewagę nad grupą spadkową i na trzy kolejki przed końcem fazy zasadniczej zajmuje siódme miejsce w tabeli. W gorszej sytuacji jest Górnik, który do ósmego imiennika z Zabrza traci cztery „oczka” straty i w maju raczej powalczy o utrzymanie w Ekstraklasie.


Polecamy