Bez bramek w Gliwicach. Piast i Śląsk dalej muszą walczyć o ligowy byt
Kibice w Gliwicach nie obejrzeli bramek. Piast zremisował ze Śląskiem i ten wynik bardziej zadowala gospodarzy, którzy ostatnie 20 minut grali w osłabieniu. Walka o utrzymanie będzie trwała do samego końca.
Majówka trwa, ale ligowcy zamiast odpoczywać, biegają po mniej lub bardziej zielonych murawach. Dzisiejszy dzień z Ekstraklasą zaczęliśmy od wycieczki do Gliwic. W odwiedziny do Piasta wpadł Śląsk, a my obserwowaliśmy starcie dwóch drużyn sąsiadujących w tabeli. Zespołów, które ciągle muszą uważać, bo znajdują się delikatnie ponad strefą spadkową.
Obaj trenerzy nie namieszali za bardzo w składach, ale jednak drobnych korekt dokonali. Poprawianie drobnostek kluczem do progresu całego zespołu? I tak, Marcin Brosz uznał, że z Matrasa będzie spory pożytek, ale w środku pola, a nie bliżej swojej bramki, gdzie mógłby przypadkiem zgrać futbolówkę rywalowi. Do tego od początku zaczęli Hebert oraz Klepczyński. W Śląsku Tadeusz Pawłowski dokonał jednej zmiany – od pierwszej minuty na boisku pojawił się Plaku, który miał odpowiadać za napędzanie akcji swojej drużyny w ataku.
A teraz od miłego wstępu przejdźmy do mniej przyjemnego opisania tego, co działo się na boisku. Szczerze powiedziawszy, wolelibyśmy pozostać przy wprowadzaniu do tego spotkania i na tym najlepiej byłoby zakończyć, ale jednak i o samym występie naszych ligowców należy wspomnieć co nieco. Rozumiemy wiele rzeczy, znamy te wszystkie hasła, że trzeba szukać plusów zamiast ciągle z wielką złośliwością wytykać błędy i znęcać się nad tymi biednymi zawodnikami w artykułach. I tak dzisiaj próbowaliśmy zrozumieć, że grają zespoły ze słabszej części tabeli, że cały czas starają się one uniknąć spadku, że jest majówka i pewnie część graczy myśli o tym, ja można byłoby spędzić ten czas, jeżeli nie trzeba byłoby biegać po murawie w Gliwicach.
Pamiętaliśmy jednak przy tym o jednej rzeczy: skoro obie ekipy nie chcą spaść, to wypadałoby udowodnić to na boisku,
Jeżeli ktoś w okolicach 15:30 włączył telewizor, jakimś przypadkiem "odpalił" Piast - Śląsk, to otrzymał… Właśnie, co otrzymał? Na pewno 22 graczy (od 68. minuty już tylko 21), którzy mieli grać w piłkę. Niestety, więcej niż futbolu było w tym wszystkim strat, błędnych decyzji czy szukania mniej lub bardziej wyimaginowanych fauli. Jak już któraś ze stron wymieniła kilka podań, to ostatnie zagranie lądowało pod nogami jednego z graczy przeciwników.
Z jednej strony, błędy popełniane przez drużyny walczące o utrzymanie nie powinny dziwić, z drugiej, aż takiego braku jakości raczej się nie spodziewaliśmy. To trochę wyglądało tak, jakby obie ekipy liczyły na jakąś wybitną akcję któregoś ze swoich kluczowych graczy, że albo Jurado, albo Paixao zmontują w ataku coś takiego, co zadziwi wszystkich na stadionie.
Ale żeby nie było, że tylko narzekamy na tych naszych ligowców, że tylko widzimy mankamenty w grze, że tylko krytykujemy, to i spróbujemy za coś pochwalić. Bo nie było przecież tak, że obie strony tylko wybijały piłkę na odległość 50-60 metrów i nie oddawały strzałów na bramkę rywali. Próby, rzecz jasna, były i to nawet nie najgorsze. Ba, Jurado nawet wpakował piłkę do siatki i to w iście hiszpański sposób, tylko że akurat w tej sytuacji był na pozycji spalonej.
Więcej roboty miał Trela, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę drugą połowę. Śląsk przycisnął, ale efektów się nie doczekał. Po świetnym rozegraniu wolnego bramkę mógł i powinien strzelić Flavio Paixao, ale górą był właśnie Trela. Bramkarza gospodarzy starał się pokonać również drugi Paixao, ale i jemu ta sztuka się nie powiodła. W sumie, w końcówce grający w przewadze Śląsk przycisnął, ale na nic mu się to zdało, bo albo defensywa rywali wybijała piłkę, albo przyjezdni nie mieli do końca pomysłu co zrobić z piłką.