Bez bramek w Gdyni. Sandecja przerwała zwycięską serię Arki
Niespodzianką zakończył się sobotni mecz w Gdyni. Krocząca na wiosnę od zwycięstwa do zwycięstwa Arka tylko zremisowała przed licznie zgromadzoną publicznością w spotkaniu z Sandecją Nowy Sącz.
fot. Piotr Kwiatkowski
W jakże różnych nastrojach podchodzili do spotkania zawodnicy Arki Gdynia i Sandecjii Nowy Sącz. Gospodarze mieli za sobą świetną serie trzech zwycięskich meczów ligowych rundy wiosennej. Dodatkowo w szeregach gdyńskich zawodników euforie wywołał awans do półfinałowej fazy Pucharu Polski. Arka, jako zespół z ekstraklasowymi aspiracjami była słusznie stawiana w roli faworyta. Zespół w rundzie wiosennej wzmocniło kilku zawodników. Duże oczekiwania towarzyszą zwłaszcza Bartoszowi Ślusarskiemu. Były zawodnik Lecha Poznań z pewnością jak najszybciej chce wrócić na ekstraklasowe boiska. W związku z walką o awans, dla Gdynian liczyły się tylko trzy punkty.
Piłkarz Sandecji na wiosnę wygrali tylko raz (1-0 z GKS Katowice). Odpadli również z walki o triumf w krajowym pucharze. W dwumeczu z Zagłębiem Lubin doznali dotkliwej porażki, ulegając aż 0-7. W głównej mierze dzięki temu, atmosferę w zespole gości można opisać krótko: obojętność. Przewaga Sandecjii nad strefą spadkową jest bezpieczna, a strata do czołówki zbyt duża, by włączyć się w walkę o czołowe lokaty. Dla nich, sezon ligowy mógłby się skończyć w tym momencie. Sandecja nie walczy już o nic.
Ochotę do gry w ekipie Arki widoczne były od samego początku. Gospodarze byli przy piłce, tworząc tym samym optyczną przewagę. Jedna z pierwszych akcji mogła przynieść prowadzenie. Arkadiusz Aleksander dośrodkował z lewej strony pola karnego do będącego na świetnej pozycji Mateusza Szwocha, który strzałem norzycami próbował pokonać Marcina Cabaja. Bramkarz Sandecjii był jednak na posterunku. Początek spotkania ciekawy, jednak im dalej w las, tym … nudniej. Goście byli cofnięci, a atakowali maksymalnie czwórką graczy. Tomasz Margol i Matej Nather, pełniący funkcje defensywnych pomocników rzadko włączali się w grę ofensywną swojej ekipy. Na pierwszy rzut oka widać było, że Sandecja w pierwszej kolejności bramki nie chce stracić.
Zakładany przez Ryszarda Kuźmę scenariusz się spełnił, bo o ile Arka w drugiej odsłonie meczu stwarzała sytuacje, to nie były one na tyle niebezpieczne, by wyjść na prowadzenie. Zagrożenie pochodziło głównie ze strzałów z dystansu. Najczęściej próbował Piotr Tomasik. W ostatnim kwadransie goście raz po raz próbowali kraść cenne sekundy, utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że remis był dla nich dobrym rezultatem.
Wynik spotkania mógłby być inny, gdyby nie reakcja sędziego w 88 minucie. Arbiter dopatrzył się spalonego, kiedy to Mateusz Szwoch otrzymał piłkę na dziesiątym metrze. Gracz Arki minął bramkarza, ale sędzia główny – Wojciech Krztoń nie zezwolił na kontynuowanie akcji. Wątpliwości są tym większe, że chorągiewka asystenta bocznego nie została podniesiona. Chcemy poznać Waszą opinie. Spalony był, czy może arbiter popełnił błąd?
W związku z utratą punktów przez głównych rywali Arki w walce o awans, remis nie jest rezultatem fatalnym. Gdynianie wciąż są w ścisłej czołówce, jednak nie mogą sobie pozwolić na dalsze utraty punktów. Arkę czekają bowiem spotkania z GKS-em Katowice w Górnikiem Łęczna. A Sandecja? Cóż, środek tabeli raczej niezagrożony.