menu

Beniaminek z Łęcznej bez przełamania. Zwycięstwo Wisły przy Reymonta

22 listopada 2014, 17:22 | Jakub Podsiadło

Czwarta wygrana Wisły Kraków na własnym boisku stała się faktem - "Biała Gwiazda" nie porwała wyjątkowo mało licznej publiczności stylem, ale ostatecznie zdołała pokonać Górnika Łęczna 2:0 (1:0). Gole Rafała Boguskiego i Emmanuela Sarkiego pozbawiły beniaminka szans na historyczne zwycięstwo pod Wawelem i pozwoliły podopiecznym Franciszka Smudy objąć pozycję wicelidera ligowej tabeli.

Na przedmeczowej konferencji trener Franciszek Smuda nie był w stanie obiecać, że piłkarze Wisły przestaną dawać się dominować rywalom na własnym boisku - pierwszy kwadrans sobotniego meczu w wykonaniu "Białej Gwiazdy" był jednym wielkim symptomem tej przykrej przypadłości. Wywabiani z własnej połowy gospodarze co rusz nadziewali się na liczne kontry Górnika - wypady gości pod bramkę Michała Buchalika skończyły się jednak tylko obiecującym strzałem Fiodora Czernycha nad poprzeczką. Skromny dorobek ekipy z Lubelszczyzny w pierwszych 45 minutach zamyka wcześniejsze niemrawe uderzenie Lukasa Bielika po rzucie wolnym, co nie do końca odzwierciedla łatwość, z jaką goście montowali ataki na połowie gospodarzy.

Przed spotkaniem w Krakowie Jurij Szatałow chciał dzwonić po szamana, który wypleniłby z jego podopiecznych nieskuteczność - przy Reymonta okazało się, że do obrony Górnika trzeba chyba wzywać pogotowie ratunkowe, bo koncentracji nie wystarczyło gościom nawet na kwadrans. Stilić przytomnie przepuścił wyłożenie piłki autorstwa nadciągającego prawym skrzydłem Mariusza Stępińskiego, a Rafał Boguski nie zastanawiając się długo huknął w prawy róg bramki Prusaka - wszystko to przy statystującej defensywie beniaminka z Łęcznej. Bramka "Dzikiego" w ogóle nie rozochociła wiślaków, którzy zakończyli pierwszą połowę z zaledwie dwoma celnymi strzałami na koncie.

Plany "Białej Gwiazdy" na drugą odsłonę poważnie skomplikowała kontuzja Semira Stilicia - odpowiedzialność za dowodzenie atakami gospodarzy na swoje barki wziął Łukasz Garguła i gdyby nie fakt, że w 46. minucie piłkę z czubka buta zdjął mu Kalkowski, osobiście powiększyłby jednobramkowe prowadzenie Wisły. Nieudana riposta Shpetima Hasamiego tylko poprzedziła kopię akcji wiślaków z niedawnego spotkania ze Śląskiem - tuż przed upływem godziny gry Garguła uruchomił wbiegającego w pole karne Brożka, a podanie wiślackiego snajpera nie dotarło do czyhającego pod samą bramką Boguskiego. W 78. minucie w akcji zobaczyliśmy strzelca bramki z lipcowego starcia obu zespołów - Sadlok w swoim firmowym stylu podprowadził piłkę na skraj pola karnego i płaskim strzałem posłał piłkę obok słupka. Goście nie dokończyli spotkania w komplecie - wejście Bielaka w kosztowało Słowaka przedwczesne zejście z boiska po drugiej żółtej i czerwonej kartce. Karygodne kiksy Buchalika i nerwowa postawa wiślackiej obrony o mały włos nie sprezentowała Górnikowi wyrównującej bramki, lecz zwycięstwo "Białej Gwiazdy" przypieczętował gol Emmanuela Sarkiego po podaniu Pawła Brożka - oko w oko z Prusakiem Nigeryjczyk mocno zawinął w lewy róg bramki.

Niska temperatura przepłoszyła część widowni ze stadionu przy ulicy Reymonta i doprowadziła do hibernacji piłkarzy obu zespołów, którzy do końcowego gwizdka Mariusza Złotka nie była w stanie rozgrzać publiczności okazjami bramkowymi. Obrazu nudnawego spotkania nie zmieniły nawet roszady szkoleniowców - na wiślackiej szpicy Stępiński zluzował Brożka, zaś Szatałow zrezygnował z Miroslava Bożoka i Fiodora Czernycha kosztem równie nieskutecznych Szałachowskiego i Buzały. Górnik zakończył czwartą w swej historii wyprawę pod Wawel czwartą porażką, podobnie jak sam Jurij Szatałow - żadna z trzech drużyn prowadzonych przez Ukraińca w karierze trenerskiej nie zdołała jeszcze nigdy zdobyć na wiślakach pełnej puli. Planowe zwycięstwo podopiecznych Franciszka Smudy chwilowo wywindowało gospodarzy na pozycję wicelidera tabeli, ale styl, w jakim wiślacy zainkasowali trzy punkty na beniaminku klasyfikuje sobotnią potyczkę z Górnikiem do szybkiego zapomnienia.


Polecamy