Beniaminek w Ekstraklasie ma pod górkę?
Pamiętacie, jak piłkarze Podbeskidzia przegrali 0:6 z GKS-em w Bełchatowie? Wszyscy wtedy mówili, że beniaminek płaci frycowe. Teraz "Górale" są jedną z rewelacji naszej ekstraklasy, a ich sobotni mecz z Legią Warszawa zapowiada się hitowo.
fot. Michał Wieczorek
Choć często marzeniem każdego beniaminka jest uniknięcie degradacji (tak jak w przypadku ŁKS-u Łódź, który jest ostatni w tabeli), nowicjusze potrafią też zawojować ligę, a przynajmniej w niej namieszać.
Do historii przeszedł wyczyn Ruchu Chorzów, który po rocznej banicji nie tylko awansował, ale siłą rozpędu zdobył mistrzostwo w 1989 roku. - W to, że możemy zrobić "majstra" uwierzyliśmy dopiero po wygranej 2:1 w Zabrzu, na cztery kolejki przed końcem - wspomina jeden z autorów tego sukcesu Albin Wira.
Według encyklopedycznych informacji, Niebiescy wcale nie byli pierwszym beniaminkiem, który zdobył mistrzowską koronę. W 1937 roku dokonała tego Cracovia.
Nowi w gronie zespołów ekstraklasy są w stanie zrobić dosłownie wszystko, aby pozostać w elicie. Niechlubnym przykładem była Szczakowianka Jaworzno, która jako absolutny beniaminek znalazła się na barażowym 13. miejscu. Dwumecz ze Świtem Nowy Dwór w 2003 roku zakończył się słynną aferą barażową, a drużyna z Jaworzna została wyrzucona do II ligi. Tak się złożyło, że mecz Szczakowianki z Górnikiem Zabrze zakończony remisem 1:1, zdecydował o tym, że na miejscu spadkowym znalazł się Ruch Chorzów. Fani Niebieskich przyjechali wtedy na stadion do Jaworzna i mogli tylko bezradnie oglądać, jak rozstrzyga się los ich drużyny. Chorzowianie wrócili do ekstraklasy dopiero po czterech sezonach, aby w 2008 roku w roli beniaminka zakończyć zmagania w ekstraklasie na 10. pozycji.
Przykład Piasta Gliwice pokazuje, że dla debiutantów pierwszy sezon w elicie nie musi być tym najgorszym. Gliwiczanie po historycznym awansie, w sezonie 2008/09 poradzili sobie całkiem dobrze - 10. miejsce. Noga powinęła się im rok później, kiedy razem z Odrą Wodzisław pożegnali się z ekstraklasą. Chcieli od razu wrócić, ale nic z tego nie wyszło. Obecnie cel jest taki sam, ale droga do elity jeszcze bardzo daleka.
O tym, że można świetnie sobie radzić w ekstraklasie pokazali piłkarze GKS-u Bełchatów. W sezonie 2005/06 zakończyli rywalizację na 9. miejscu, aby w następnym roku zostać wicemistrzem Polski! Pochwały należą się też Koronie Kielce, choć klub znalazł się w cieniu korupcji za przekręty w III lidze (sezon 2003/04). Fakty są jednak takie: kielczanie pierwszy raz w historii znaleźli się w ekstraklasie w 2005 roku, a swój debiutancki sezon zakończyli na 5. miejscu.
Górnikowi Zabrze zamarzyło się walczyć o europejskie puchary akurat w sezonie, który zakończył się totalną klęską, czyli spadkiem do I ligi w 2009 roku. To był prawdziwy szok, bo kadra zespołu wydawała się mocna. Byli w niej na przykład Sebastian Nowak, Adam Banaś, Michał Pazdan, Grzegorz Bonin, Damian Gorawski, Paweł Strąk, czy Robert Szczot, a trenerem był Henryk Kasperczak! Udało się szybko wrócić i sezon w roli beniaminka okazał się udany - 6. miejsce.
Teraz jest już trudniej, a podopieczni Adama Nawałki nie są jeszcze na sto procent pewni utrzymania. W sobotę przydałaby się wygrana z Lechią Gdańsk.
Wróćmy jeszcze do Podbeskidzia, które występuje w roli "tego co pierwszy raz". Podopieczni trenera Roberta Kasperczyka jesienią sprawili ogromną sensację wygrywając w Warszawie z Legią 2:1. Nic więc dziwnego, że sobotni mecz wywołuje duże zainteresowanie. Trybuny bielskiego stadionu wreszcie wypełnią się do ostatniego miejsca.
- Wszystkie bilety zostały już sprzedane - poinformował wczoraj rzecznik "Górali" Marcin Nikiel. - Będzie więc 4.275 widzów, w tym 220 kibiców gości.