Miało być wesele, a była stypa, czyli Liga Europy według Lecha Poznań
Pięć lat Poznań czekał na powrót do fazy grupowej Ligi Europy. Czy warto było odliczać dni, godziny do inauguracji? Można mieć poważne wątpliwości.
Gdyby nie zapalone światła stadionu przy Bułgarskiej, to można by się zastanawiać czy w czwartek Kolejorz gra jakikolwiek mecz. Kibiców ubranych w niebiesko-białe barwy było jak na lekarstwo, a najlepiej świadczy o tym fakt, że nawet przed samym stadionem policja nie musiała kierować ruchem. Niecałe 8 tys. widzów – tylu ludzi chciało obejrzeć inaugurację Ligi Europy w prawie 600 tys. mieście. Mecz bez dopingu kibiców z Kotła, bez atmosfery i otoczki wyglądał jak sparing, a nie piłkarskie święto.
- Cieszyliśmy się w szatni, że jest Liga Europy, a przyszło kilka tysięcy kibiców. Ta frekwencja nie była duża, było to jednak spowodowane kilkoma czynnikami, między innymi naszą słabą grą w lidze. Co ja mam powiedzieć? Większość chłopaków zaliczyła w czwartek debiut w fazie grupowej Ligi Europy. Wiadomo, że chcielibyśmy, by stadion nas niósł dopingiem, a tak nie było. Musimy dobrym wynikami zapracować na to, by kibice wrócili na stadion – mówił po meczu skrzydłowy Lecha, Dariusz Formella.
Jak już wcześniej informowaliśmy UEFA postanowiła, że 1 euro od każdego biletu w meczach 1 i 2 kolejki fazy grupowej europejskich pucharów przeznaczy na pomoc dla uchodźców. Pomysł ten nie spodobał się kibicom z Kotła, którzy kilka razy manifestowali swoją niechęć do przybyszów. Skończyło się więc smutnym widokiem pustych trybun.
Liga Europy miała być wielkim świętem dla całego regionu, magnesem, który przyciągnie kibiców na 40-tysięczny stadion. Okazała się przekleństwem. Trener Skorża jeszcze przed inauguracją opowiada, że w tej chwili jest ważniejsza liga, w klubie powtarza się, że Kolejorzowi nie przystoi być tak nisko w tabeli ekstraklasy. Ciekawe, czy ktoś zadał sobie pytanie – po co ratować ligę i walczyć o czołowe lokaty gwarantujące udział w pucharach? Czy po to, by za rok we wrześniu powiedzieć, że musimy skupić się na lidze? Idąc tym tokiem myślenia należy zadać absurdalne nieco pytanie, ale w tym przypadku zasadne: czy wstydliwe porażki z Żalgirisem i Stjarnan nie wyszły piłkarzom na dobre, bo mogli „skupić się na lidze”? przecież gdyby awansowali do fazy grupowej mogliby mieć kłopoty z łączeniem gry w lidze z pucharami.
We wtorek i środę w Europie grali też mistrzowie Włoch (Juventus) i mistrzowie Anglii (Chelsea). Trenerzy obu ekip, przeżywających w lidze wielkie problemy postawili na najsilniejsze „jedenastki”. Nie musieli rotować składem. A trener Skorża mówi: - Nie wszyscy zawodnicy mogą grać co trzy dni.
Pięć lat temu Lech trafił do silnej grupy, dopiero co otwarty stadion był atrakcją samą w sobie, zapełniał się niemal samoistnie. Tyle, że wówczas w pucharach Lech prezentował pierwszy garnitur Lecha, który w dodatku wydawał się być lepiej skrojony niż ten dzisiejszy. Można odnieść wrażenie, że tegoroczne puchary nie były potrzebne, by osiągnąć sukces sportowy i wypromować klub i miasto w Europie, a po to, by uzupełnić klubową kasę pieniędzmi od UEFA. Czy ktoś w tym wszystkim się nie pogubił?
Foto Olimpik/x-news