Bełchatów gromi GKS Katowice w hicie środowej kolejki 1. ligi!
GKS Bełchatów wyrasta na jednego z głównych faworytów do awansu do ekstraklasy. W hitowym meczu 4. kolejki pierwszej ligi "Brunatni" rozprawili się z GieKSą Katowice aż 5:0! Duży wpływ na tak wysoki wynik miała bezsensowna czerwona kartka dla Janusza Gancarczyka, który wyleciał z boiska w pierwszej połowie.
fot. Dariusz Śmigielski / Dziennik Łódzki
Obaj trenerzy już przed meczem nieco zaskoczyli doborem składów na tzw. "górnicze derby": w zespole Bełchatowa nawet w kadrze meczowej nie znaleźli się Kamil Wacławczyk i Patryk Rachwał, chociaż szkoleniowiec Brunatnych wspominał już, że wyżej wymienieni panowie powrócili do treningów. Na pełen dystans meczowy okazali się być jednak niezbyt gotowi, podobnie jak najlepszy strzelec ekipy z Katowic, Michał Zieliński. Napastnik GieKSy rozpoczął to spotkanie na ławce rezerwowych i później miało się okazać, iż z tej ławki już się do końca meczu nie podniesie.
Mecz rozpoczął się dość przewidywalnie – szybko Katowice oddały pole gry Bełchatowowi, który powoli zaczął budować sobie okazje do wyjścia na prowadzenie. Pierwsze ostrzeżenie wysłał w kierunku ekipy Rafała Góraka Kamil Poźniak, który groźnym strzałem z bliskiej odległości chciał pokonać Łukasza Budziłka – ten jednak popisał się fantastyczną interwencją, wprawiając w zawód fanów Bełchatowa. Szybko jednak rozczarowanie ustąpiło miejsca szczęściu – świetna akcja lewą stroną boiska, dośrodkowanie Michała Maka wprost do swojego brata, Mateusza otworzyło temu drugiemu drogę do strzelenia pierwszego gola w tym meczu. Była 10. minuta spotkania, ale widać było, że nie jest ten wyłącznie solidny Bełchatów znany z poprzednich meczów – podopieczni Kieresia mieli chęć na strzelanie kolejnych goli. Szybko jednak dyspozycję Arkadiusza Malarza sprawdził Przemysław Pitry, przejmując w 18. minucie piłkę po błędzie Michała Maka. Strzał był na tyle groźny, że bramkarz Brunatnych musiał wykonać efektowną paradę. Była to jedna z niewielu interwencji tego golkipera, głownie ze względu na świetną postawę swoich stoperów – Wilusza i Baranowskiego.
Do 30. minuty toczyła się dość schematycznie – wielokrotnie Sawala i Baran, defensywni pomocnicy GKS-u Bełchatów posyłali piłki w stronę braci Mak, którzy udowadniali, iż w tym meczu w zupełności wystarczają, by wypełnić lukę w sile ofensywnej zespołu po kontuzjowanym Wacławczyku. Nadal niewidoczny był Bartosiak, co już zaczyna być w przypadku tego gracza znamienne. Kapitalne zawody na lewej obronie rozgrywał Marcin Flis, który co trochę nękał na swojej stronie obrońcę Katowic, Alana Czerwińskiego – kompletnie nie mogącego poradzić sobie z rajdami defensora drużyny trenera Kieresia. Jednak do głosu powoli zaczęły dochodzić Katowice, kolejną groźną sytuację miał Pitry, a GieKSa częściej utrzymywała się przy piłce i zmuszała Bełchatów do żwawszego biegania. Chwilowa przewaga skończyła jednak, gdy w 32. minucie kluczową dla losów spotkania czerwoną kartkę obejrzał Janusz Gancarczyk. Zawodnik ten schodząc z boiska, ubliżał jeszcze sędziemu technicznemu i zrzucił ze złości ze stołu protokół meczowy , co nie ubiegło uwadze asystentowi sędziego Łukasza Bednarka. Od tego momentu Katowice musiały radzić sobie w dziesiątkę, co było jak woda na młyn dla Bełchatowa. Jedyne, co przeszkodziło im chyba w strzeleniu drugiego gola jeszcze przed przerwą było zachowanie kibiców gospodarzy. W 38. minucie odpalili oni race, dwie z nich nawet poleciały w stronę boiska, co spowodowało, że arbiter główny przerwał grę. Do końca pierwszej odsłony tego meczu Katowice starały się przede wszystkim nie stracić kolejnej bramki i tylko raz, w 43. minucie Malarza postraszył groźnym strzałem Rafał Figiel. Trener Górak mimo beznadziejnej gry swojego zespołu ostatecznie jednak nie wprowadził nikogo nowego tuż po przerwie – choć na ławce miał m.in. jednego z lepszych obrońców ostatniego sezonu I ligi – Dominika Sadzawickiego.
Druga połowa to już tylko koncertowa gra GKS-u Bełchatów. Spokojne rozgrywanie piłki między sobą sprawiło, że w 50. minucie uśpieni gracze z Katowic zostawili zbyt dużo miejsca Bartosiakowi, który wycięty przez Budziłka padł w polu karnym. Ewidentny rzut karny nie został jednak zamieniony na bramkę – fatalnie uderzał Grzegorza Baran, chociaż interwencja Łukasza Budziłka, byłego gracza bełchatowian mogła się naprawdę podobać. Niestety dla katowiczan, podobnie jak w 1. połowie sprawdziło się stwierdzenie „co się odwlecze, to nie uciecze”. Akcja prawym skrzydłem z 53. minuty prowadzona przez Mateusza Maka i zamieszanie w polu karnym sprawiło, że piłka spadła pod nogi Adriana Basty, a ten strzelił w stronę bramki. Piłka odbiła się jeszcze od nogi Chwalibogowskiego i mieliśmy już 2:0 dla ekipy trenera Kieresia. Bełchatów nie przestawał jednak atakować – chwilę później, po wznowieniu gry od środka boiska szybka akcja lewą flanką gospodarzy przyniosła groźny strzał Michała Maka – jednakże tym razem strzał niecelny.
Goście powoli przestawali istnieć na murawie – a dowodem tego było choćby pozorowanie krycia przy rzucie wolnym z 58. minuty spotkania. Z prezentu skorzystał Paweł Baranowski i głową zdobył trzeciego gola dla Brunatnych. Trener Górak panicznie szukał sposobu na odwrócenie losów tego starcia – tylko wydawało się być już za późno. Wprowadzenie do gry Wołkowicza w miejsce Figla oraz Pietrzaka za Chwalibogowskiego nic nowego nie wniosły i marazm w ekipie katowickiej trwał nadal. A Bełchatów się bawił – za odkupienie win po zmarnowanym rzucie karnym wziął się Grzegorz Baran, który świetnie obsłużył w 66. i 75. minucie najpierw Michała Maka, a następnie wprowadzonego na murawę za jego brata Andreję Prokicia. Gole na 4:0 i 5:0 wyjaśniły już całkowicie sprawę zwycięstwa. Jedyne emocje, jakie towarzyszyły temu spotkaniu w ostatnim jego kwadransie to odpalenie rac przez kibiców katowickiej GieKSy. Na boisku nie działo się już praktycznie nic – bełchatowianie czekali na koniec spotkania, a kiedy przebrzmiał ostatni gwizdek mogli potwierdzić tylko, że wykonali zadanie w stu procentach.
Ta wygrana oraz inne wyniki spotkań w I lidze sprawiły, że Bełchatów wskoczył na drugą pozycję w tabeli i 10 punktów na swoim koncie, tyle samo co lider - Dolcan Ząbki. Z kolei mocno skomplikowała się sytuacja Katowic – ten zespół nadal jest na 12. miejscu i wywalczył 4 punkty, ale jego walka o górną połowę tabeli została mocno utrudniona po dzisiejszym blamażu.
Następne mecze obu drużyn również zapowiadają się ciekawie: 24. sierpnia o 16:00 GKS Katowice zmierzy się z Miedzią Legnica, zaś drużyna bełchatowska pojedzie do Grudziądza, by tam o 17:00 tego samego dnia zmierzyć się z tamtejszą Olimpią.