menu

Baszczyński: Mam zamiar skończyć szkołę trenerską

27 września 2013, 16:59 | Bartosz Karcz / Gazeta Krakowska

- Na razie to jest przygoda i próba sprawdzenia się w nowej roli. Dla mnie to bardzo przyjemna sprawa, ale nie myślę w tym momencie o tym, że to będzie mój pomysł na resztę życia - mówi Marcin Baszczyński, który po zakończeniu kariery piłkarskiej zajął się komentowaniem spotkań w telewizji.

Marcin Baszczyński liczy na remis w konfrontacji Ruchu i Wisły, czyli klubów, z którymi jest mocno związany emocjonalnie
Marcin Baszczyński liczy na remis w konfrontacji Ruchu i Wisły, czyli klubów, z którymi jest mocno związany emocjonalnie
fot. Mikołaj Suchan/Polskapresse

Kiedy pojawia się Pan na stadionach, jako komentator telewizyjny, to ciągnie Pana na boisko, czy może jednak odnalazł się Pan już w nowej roli?
Odnalazłem się. Najważniejsze, że gdy przychodzi ligowy weekend, to pakuję się i wyruszam na mecz. Od tej strony nie zmieniło się zatem wiele po zakończeniu kariery, a to jest najważniejsze.

Czyli łagodnie przeszedł Pan "na drugą stronę rzeki"?
Można powiedzieć, że przygotowywałem się do tego od dłuższego czasu. Ze względu na mój stan zdrowia w ostatnich sezonach, zdawałem sobie sprawę z tego, że ten moment, kiedy trzeba będzie sobie powiedzieć "stop" nadchodzi.

Czy komentowanie meczów w stacji Canal Plus traktuje Pan jako przygodę, czy też może jako sposób na życie?
Na razie to jest przygoda i próba sprawdzenia się w nowej roli. Dla mnie to bardzo przyjemna sprawa, ale nie myślę w tym momencie o tym, że to będzie mój pomysł na resztę życia.

A widzi się Pan kiedyś w roli np. trenera?
Mam zamiar skończyć szkołę trenerską. Na razie bardziej sam dla siebie. A czy będę kiedyś trenerem? Cóż, powiem krótko - ciężki temat.

Ale jako piłkarz był Pan dużym autorytetem dla młodszych kolegów. Na starcie nie byłoby pewnie z tym problemów w szatni.
Może młodsi koledzy pamiętali mnie jeszcze z tego, co robiłem na boisko jako piłkarz. Jeśli natomiast chodzi o moje trenerskie plany, to nie widziałbym się jako trener młodzieży. Wolałbym funkcjonować w dorosłej piłce. Swojej drogi nie widzę też na zasadzie - start w niższych ligach i przebijanie się do góry. Wolałbym raczej zaczynać jako asystent u bardziej doświadczonego trenera, ale już w ekstraklasie.

Wracając jeszcze do komentowania meczów w telewizji. Zaczął Pan to robić w tym samym czasie, co Pański przyjaciel z boiska, Kamil Kosowski. Wymieniacie się opiniami?
Oj tak. Jesteśmy w stałym kontakcie i analizujemy skomentowane przez nas mecze. Podpowiadamy sobie i szczerze mówimy, co trzeba poprawić.

Czyli wytykacie sobie błędy, jak kiedyś na boisku.
Trochę tak, choć bez złośliwości i w kreatywnej formie. Różnica jest tylko taka, że teraz nie leci tyle "mięsa", ile w czasie naszej kariery (śmiech). Poza tym nie muszę już biegać za "Kosę", jak to w Wiśle bywało, kiedy nie wracał do obrony.

Skoro poruszył Pan temat Wisły, to czy start "Białej Gwiazdy" w tym sezonie jest dla Pana również zaskoczeniem?
Zaskoczeniem jest start, ale przede wszystkim styl, w jakim Wisła dzisiaj gra. Byłem sceptyczny jeśli chodzi o zatrudnienie trenera Franciszka Smudy. Wydawało mi się, że czas tego trenera minął, a jednak tak nie jest. Udowodnił, że jego doświadczenie, charyzma wystarczyły, żeby wprowadzić porządek do szatni. Z tego co wiem, trener zmienił też treningi w porównaniu do tego, co Wisła robiła w ostatnich latach. To przypadło do gustu zawodnikom.

Piłkarze Wisły mówią, że jest w szatni dyscyplina, ale na zdrowych zasadach. Pan też pamięta trenera Smudę jako takiego szkoleniowca, który nie pozwoli sobie wejść na głowę?
To co podoba mi się u trenera Smudy, to postawa brania całej odpowiedzialności na siebie. U niego nie ma sytuacji, w których trener odpowiedzialność za porządek w szatni zrzucałby np. na starszych zawodników. Smuda sam o to dba. Sam ustala podział ról w drużynie, a zawodnik może koncentrować się tylko na tym, żeby przyjść na trening i "zasuwać".

Trener Smuda powtarza, że jeśli jest porządek w szatni i ciężka praca na treningach, to później musi to przekładać się na mecze. Pan też tak uważa?
Widzę, że pod tym względem u trenera Smudy nic się nie zmieniło od czasów kiedy razem pracowaliśmy. Tak, takie podejście mi się podoba, ale pod warunkiem, że nie są przekraczane pewne granice tej dyscypliny. Był w Wiśle przecież jeden trener, który też chciał wprowadzać porządek i dyscyplinę, ale że robił to aż za bardzo, to mu nie wyszło...

A jak podoba się Panu gra Pawła Brożka po jego powrocie do Wisły?
Powiem tak - komentowałem ostatnio jeden z meczów Zagłębia Lubin i zadałem pytanie, jaka ta nasza liga jest, skoro wracają do niej rezerwowi za granicą Arkadiusz Piech i Paweł Brożek i znów są u nas gwiazdami. Z drugiej strony, ja nigdy nie zwątpiłem w talent Pawła. Bez względu na to gdzie grał, byliśmy cały czas w kontakcie, często rozmawialiśmy. Przed sezonem mówiłem, że Wisła musi sięgnąć po takiego napastnika jak Paweł Brożek, bo nie dość, że będzie za pół darmo, to jeszcze będzie zostawiał dla tego klubu całe zdrowie. I to się teraz sprawdziło.

Ruch gra bardziej "od ściany do ściany". Potrafił ograć Legię, ale też przegrać 0:6 z Jagiellonią. Jak zatem widzi Pan ten sobotni mecz "Niebieskich" z Wisłą?
Mecz jest w Chorzowie, a gdy patrzę na grę Wisły na wyjazdach w tym sezonie, to pachnie mi mocnym remisem. Choć z drugiej strony, Ruch potrafi u siebie grać z faworytami. Jest tam też nowy trener, który wprowadza swoje metody. Zapowiada się na pewno ciekawe spotkanie, w którym wynik, tak do końca, jest trudny do przewidzenia. Tak jak powiedziałem, kręci się to wokół remisu, ale z drugiej strony, każdy rezultat jest tutaj możliwy.

Pan jeszcze niedawno był w szatni Ruchu. Myśli Pan, że w Chorzowie czas Jacka Zielińskiego rzeczywiście się skończył i musiało tam dojść do zmiany trenera?
Rozmawiałem z trenerem Zielińskim i powiem szczerze, że w Ruchu jest wiele czynników, które sprawiają, że jest tam ciągła huśtawka nastrojów. Prawdopodobnie w najbliższym czasie też nie będzie tam kolorowo. Wiadomo, że są ogromne problemy organizacyjne. Jest bardzo źle, ale być może, gdy przyszedł tam człowiek zupełnie z zewnątrz, jakim jest Jan Kocian, to może uda mu się odciąć chłopaków od spraw finansowych. Jeśli ta sztuka Słowakowi się uda, to będzie się to przekładało na wyniki drużyny.

Zawsze w wywiadach powtarzał Pan, że serce ma podzielone po połowie dla Ruchu i Wisły. W sobotę trudno będzie wybrać któremu zespołowi kibicować?
Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Ruch i Wisła zawsze pozostaną drużynami, którym będę kibicował. W obu klubach mam wielu przyjaciół. Powiedziałem wcześniej, że pachnie mi remisem w tym meczu, więc - patrząc z mojej perspektywy - może niech tak się to właśnie skończy (śmiech).

Będzie Pan na meczu, czy obowiązki komentatora na to Panu nie pozwolą?

W sobotę akurat mam wolne, więc powinienem pojawić się na Cichej.

Dziennik Zachodni


Polecamy