Bartłomiej Żynel (Wisła Płock): Zremisowaliśmy z liderem, ale niesmak pozostał
- Graliśmy z liderem, Lechia nie jest żadną przypadkową drużyną, więc punkt cieszy. Z samego przebiegu meczu wydaje się jednak, że mogliśmy z tego spotkania wynieść więcej - stwierdził rezerwowy bramkarz Wisły Płock Bartłomiej Żynel. 21-latek zastąpił w przerwie meczu z Lechią Gdańsk kontuzjowanego Thomasa Daehne.
fot.
Na zakończenie 25. kolejki ligowych zmagań Wisła Płock przyjechała na stadion lidera. Choć Kibu Vicuna zdecydował się na kilka roszad w wyjściowym składzie (m.in. debiut Australijczyka Jake’a McGinga na lewej obronie), to obsada bramki pozostała bez zmian. Od pierwszej minuty między słupkami pojawił się podstawowy golkiper Nafciarzy Thomas Daehne. Starcie z Arturem Sobiechem wykluczyło Niemca z gry już po pierwszej połowie i w przerwie hiszpański szkoleniowiec zmuszony był dokonać pierwszej korekty. Na boisku pojawił się młody Bartłomiej Żynel. - Chwilę potem jak wszedłem do szatni Thomas powiedział, że ma problemy z kolanem i potrzebuje zmiany. Wyszedłem więc na rozgrzewkę - opowiada okoliczności tej zmiany urodzony w 1998 roku bramkarz.
- Na pewno nie jest łatwo wejść na boisko w środku gry. Po pierwsze nie ma zbyt wiele czasu, żeby się przygotować, po drugie jednak się tego nie spodziewałem. Wiadomo, siedząc na ławce rezerwowych powinienem być na to gotowy, ale roszady w bramce nie zdarzają się często - przyznał zawodnik sprowadzony do Wisły Płock z austriackiego FC Liefering.
Dla niespełna 21-letniego piłkarza był to dopiero drugi występ w Lotto Ekstraklasie. Debiut zanotował jesienią, właśnie w meczu z Lechią. Płocczanie zwyciężyli wówczas przed własną publicznością 1:0, a Żynel nie wpuścił rzutu karnego wykonywanego przez Flavio Paixao. - Jak widać jakoś ciągnie mnie do tej Lechii - śmiał się po poniedziałkowym spotkaniu. To poniedziałkowe ułożyło się dla urodzonego w Białymstoku zawodnika nieco gorzej. Ponownie miał okazję zmierzyć się z Portugalczykiem przy okazji jedenastki, tym razem jednak padł gol. - Szkoda, że nie udało się zagrać z podobnym skutkiem jak ostatnio. Okoliczności dosyć podobne, ale tym razem się nie udało wybronić. Mimo wszystko jesteśmy zadowoleni z tego punktu - powiedział.
Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. Wcześniej bramkę dla Wisły po stałym fragmencie zdobył Alan Uryga, który wykorzystał dośrodkowanie Nico Vareli. Płocczanie pozostają więc jedną z niewielu drużyn, jakie nie zanotowały porażki w tym sezonie w meczach z aktualnym liderem Lotto Ekstraklasy.
Choć Żynel obserwował większość z nich z perspektywy ławki rezerwowych, od ostatniego starcia z Lechią zdołał jeszcze dwukrotnie zaprezentować się przed szerszą publicznością. Wystąpił w Pucharze Polski przeciwko Olimpii Grudziądz oraz Puszczy Niepołomice. O doświadczeniu czy rutynie w jego przypadku wciąż nie można jednak mówić. - Nerwy, stres są. Każdy zawodnik go odczuwa, każdy też podchodzi do niego w inny sposób. Gdy wychodzi się na boisko, to zapomina się o tym wszystkim, skupia na grze i żeby dać drużynie jak najwięcej.
To już drugi z rzędu mecz płocczan bez porażki. W ubiegłą sobotę po szalonym spotkaniu pokonali na własnym stadionie Cracovię 3:2. - Nie można się cieszyć, bo wcześniej przecież trzy mecze przegraliśmy. Na pewno dużo nam dały okoliczności zwycięstwa z Pasami i sam przebieg tego spotkania. Podbudował nas od strony mentalnej.
Wówczas Nafciarze kończyli mecz w dziewiątkę. Teraz w dziewiątkę - po niespełna godzinie gry dwie żółte i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Grzegorz Kuświk, wywożą z z Trójmiasta jedno oczko. - Lekki niesmak pozostawił jedynie ten rzut karny. Graliśmy z liderem, Lechia nie jest żadną przypadkową drużyną, więc punkt cieszy. Z samego przebiegu meczu wydaje się jednak, że mogliśmy z tego spotkania wynieść więcej. No ale nic, bierzemy ten punkt i skupiamy się na następnym spotkaniu.
W piątek o 18 Wisła podejmie Pogoń Szczecin. - Tak jak z Cracovią do końca walczyliśmy o trzy punkty, tak jak tutaj przyjechaliśmy po trzy punkty, tak i z Pogonią zagramy o trzy punkty - obiecał Żynel.