Barcelona z potrójną koroną! Juventus nie dał rady "Blaugranie" w finale Ligi Mistrzów w Berlinie
FC Barcelona najlepszą klubową drużyną w Europie! W wielkim finale Ligi Mistrzów na Stadionie Olimpijskim w Berlinie Duma Katalonii pokonała Juventus 3:1 po bramkach Ivana Rakiticia, Luisa Suareza oraz Neymara i zasłużenie skompletowała swoją drugą w klubowej historii potrójną koronę.
74 tysiące kibiców na trybunach, ponad 400 milionów w 200 krajach przed telewizorami. Finał piłkarskiej Ligi Mistrzów to absolutnie najważniejsze wydarzenie w piłce klubowej. Co więcej, tym razem nie był on finałem mistrzów tylko z nazwy, bowiem Juventus Turyn i FC Barcelona na swoich krajowych podwórkach nie pozostawiły swoim rywalom złudzeń, zdobywając zarówno mistrzostwo, jak i puchar swojego kraju. Jednakże tylko jedna z tych drużyn mogła skompletować wspaniałą ‘potrójną koronę’, czyli powtórzyć wyczyn, który w ostatnich 20 latach udał się tylko czterem drużynom: Manchesterowi United Sir Alexa Fergusona (1999), Barcelonie Pepa Guardioli (2009), Interowi Mediolan Jose Mourinho oraz Bayernowi Monachium prowadzonemu przez Jupp Heynckesa (2013).
Przed meczem zdecydowanym faworytem w oczach kibiców i ekspertów była jednak Barcelona. Trudno się było temu dziwić. Przy wieloletniej dominacji Katalończyków w klubowej piłce i wspaniałemu atakowi Messi – Neymar – Suarez, który w tym sezonie strzelił aż 120 goli, wracający dopiero po 12 latach na szczyty europejskiej piłki Juventus wyglądał po prostu blado. A żeby tego mało, na kilka dni przed meczem Massimiliano Allegriemu wypadł jeden z najważniejszych zawodników, lider turyńskiej defensywy – Giorgio Chiellini, którego w wyjściowym zestawieniu zastąpił wracający po wyleczeniu urazu Andrea Barzagli.
Foto Olimpik/x-news
Świetny początek faworytów
Pierwszą połową tego pojedynku nikt nie mógł być rozczarowany. Rozpoczęła się ona od bardzo agresywnego pressingu na całym boisku mistrzów Włoch. Pressingu, z którego Barcelonie z Javierem Mascherano na czele, bardzo ciężko było się wydostać, jednakże gdy Katalończykom się to wreszcie udało, to… Gianluigi Buffon musiał wyjmować piłkę z siatki. Już w czwartej minucie gry akcję Barcy rozpoczął dalekim podaniem Leo Messi, Neymar zagrał idealnie w pole karne do wbiegającego Andresa Iniesty, a ten wyłożył futbolówkę przed bramką Ivanowi Rakiticiowi, któremu przyszło tylko dopełnienie formalności.
Stara Dama mogła jednak cieszyć się, że ten mecz nie ułożył się dla niej jeszcze gorzej. Choć tuż po utracie gola uderzenie zza pola karnego Arturo Vidala poszybowało ponad poprzeczką bramki Dumy Katalonii, to niedługo później powinno być już 0:2. Najpierw po indywidualnej akcji nieznacznie pomylił się Neymar, a chwilę później tylko cudowna interwencja Gianluigiego Buffona po strzale Daniego Alvesa uchroniła Juve od utraty drugiego gola. Co więcej, Włosi spokojnie już po 15-20 minutach mogli grać w dziesiątkę, ale sędzia Cuneyt Cakir bardzo litościwie pozostawił na boisku z żółtą kartką Arturo Vidala, który naładowany jakąś bardzo negatywną energią wykonał pięć fauli, z czego trzy śmiało kwalifikowały się na napomnienie. Generalnie, w pierwszej części gry Juventus nie mógł narzekać na arbitra, który w pierwszym fragmencie meczu nie podyktował rzutu karnego dla Barcy za zagranie ręką Stephana Lichtsteinera, choć z tej decyzji pewnie Turek się wybroni.
Dominacja, ale bez fajerwerków
Na szczęście dla całego widowiska, w po mniej więcej 25 minutach Juventus wrócił do tego spotkania. Owszem, Barcelona nadal miała przewagę optyczną, ale gra Bianconerich nie wyglądała tak tragicznie, jak wcześniej. Podopieczni Massimiliano Allegriego potrafili również groźnie się odgryzać. W dobrej sytuacji niecelnie z kilkunastu metrów uderzył Alvaro Morata, a dwie próby z dystansu Claudio Marchisio nie zrobiły wrażenia na niemieckim bramkarzu Barcy, Ter Stegenie. Z kolei akcje Blaugrany już nie wywołały palpitacji serca wśród kibiców Starej Damy, dzięki czemu do przerwy utrzymało się skromne 1:0 dla Katalończyków.
Futbol lubi płatać figle
Pierwszy kwadrans po wznowieniu gry pokazał, jak przewrotny potrafi być futbol. Ledwie trzy minuty po przerwie Barcelona przeprowadziła bowiem trzy akcje, które mogły ‘zabić’ ten mecz. Swój kunszt raz jeszcze musiał pokazać Gianluigi Buffon, który po świetnej kontrze rywali fantastycznie ‘wyciągnął’ zmierzającą do bramki piłkę po strzale Luisa Suareza. Urugwajczyk nie trafił do siatki raz, po chwili drugi, jedno pudło po akcji z kolegami z ataku zaliczył także Leo Messi, a wedle znanego wszystkim powiedzenia o niewykorzystanych sytuacjach, w 55. minucie, zamiast 0:2, zrobiło się 1:1.
Tym razem odrobinę wielkiej piłki pokazał Juventus. Claudio Marchisio dograł w pole karne do Carlosa Teveza i choć uderzenie z kilku metrów Argentyńczyka zdołał odbić jeszcze Marc-Andre Ter Stegen, to uczynił to na tyle nieszczęśliwie, że piłkę do pustej bramki zdołał dobić Alvaro Morata. Hiszpan tym samym jest pierwszym zawodnikiem w historii Champions League, który wpisał się na listę strzelców zarówno w obu meczach półfinałowych, jak i w finale.
Po doprowadzeniu do remisu Juve nabrało wiatru w żagle. Morata uderzył raz jeszcze, ale tym razem głową posłał piłkę nad poprzeczką, a i próby Teveza i Pogby nie przyniosły zamierzonego powodzenia. A gdy wszystko wskazywało, że mistrzowie Włoch zaczynają przejmować kontrolę nad tym spotkaniem… gola zdobyła Barcelona. Szybki kontratak w 68. minucie gry, mocny strzał zza pola karnego Leo Messiego i skuteczna dobitka Luisa Suareza sprawiły, że Blaugrana raz jeszcze w tym meczu była ten jeden kroczek bliżej wielkiego triumfu na Stadionie Olimpijskim w Berlinie.
Co się odwlecze, to nie uciecze
Ledwie trzy minuty po wyjściu na prowadzenie mogło być 3:1 dla mistrzów Hiszpanii i tym razem Barcelonie rzeczywiście udało się trafić do siatki. Problem w tym, że przy uderzeniu głową z bliskiej odległości Neymara piłka zdążyła jeszcze trafić w rękę Brazylijczyka, zanim zupełnie zmyliła interweniującego Buffona. Sędzia na początku nawet tego gola uznał, ale po konsultacji z arbitrem bramkowym podjął decyzję o rzucie wolnym dla Starej Damy. Czy postąpił słusznie? Na pewno bardzo bezpiecznie, bo niesmak po takim golu w całej Europie byłby olbrzymi.
Juventus w końcówce jeszcze starał się doprowadzić do wyrównania, ale jedyne, na co jeszcze było stać Włochów, to strzały z dystansu Claudio Marchisio i Carlosa Teveza, którymi nie udało się zaskoczyć Marca-Andre Ter Stegena. Co więcej, w doliczonym czasie gry Barca wreszcie potrafiła w sposób regulaminowy przypieczętować swoje zwycięstwo. W ostatniej akcji meczu Neymar bardzo dobrze rozegrał kontratak z rezerwowym Pedro i po oddaniu potężnego uderzenia z kilkunastu metrów pobiegł z radości w kierunku sektora kibiców Dumy Katalonii.
Sędzia już nawet nie wznowił gry, nie było sensu. Barcelona zwyciężyła zasłużenie 3:1 i po raz piąty w swojej historii została najlepszą drużyną klubową w Europie. To Katalończycy zdołali skompletować swój tegoroczny tryplet i co by nie mówić – potwierdzili, że na chwilę obecną są zdecydowanie najlepszym zespołem na całym świecie, godnym i gotowym powtórzenia sukcesów wielkiej Barcy Pepa Guardioli.