Z dużej chmury mały deszcz. Bez bramek na Stadio Luigi Ferraris
Sobotnie spotkanie pomiędzy Sampdorią, a Romą określano mianem hitu 8. serii spotkań ligi włoskiej. Gospodarze, którzy zajmowali bardzo wysokie trzecie miejsce oraz na swoim koncie ani jednej porażki, chcieli pokonać wicelidera tabeli oraz jednego z głównych rywali do Scudetto - AS Romę. Mecz rozczarował, zabrakło klarownych sytuacji podbramkowych, podopieczni Sinisy Mihajlovicia nastawili się na rozbijanie ataków gości, a rzymianie grali bardzo chaotycznie.
Włoscy kibice Calcio z wielkim zaciekawieniem czekali na sobotni wieczór. Sampdoria jest największym plusem obecnego sezonu Serie A, a mecz z Giallorossi miał być najpoważniejszym sprawdzianem, na co stać drużynę z Genui.
Pierwszą groźną akcję przeprowadzili gospodarze. Blucerchiati wykonywali rzut wolny tuż za linią środkową boiska. Manolo Gabbialdini na krótko zagrał do pomocnika gospodarzy, którym długim podaniem uruchomił w polu karnym Roberto Soriano. Strzał Włocha z kilkunastu metrów był za słaby, aby zaskoczyć Morgana De Sanctisa.
Po kilku minutach gry na boisku zaczęli dominować goście, którzy bardzo długo utrzymywali się przy piłce i mozolnie budowali swoje ataki, jednak nie przekładało się to na dogodne sytuacje podbramkowe. Jedyne, co podopieczni Garcii osiągali z takiego sposobu gry, to rzuty rożne, których nie potrafili wykorzystać. W 18. minucie piłkarze z Rzymu oddali pierwszy, celny strzał. Piłkę przed polem karnym otrzymał Gervinho podał na lewą stronę pola karnego do Jose Holebasa, a Grek się długo nie zastanawiał i uderzył na bramkę Sergio Romero. Argentyńczyk nie miał problemów z wyłapaniem futbolówki.
Po dwóch kwadransach goście mogli wyjść na prowadzenie. Do długiej piłki przed polem karnym doszedł Gervinho, co ciekawe żaden z defensorów gospodarzy go nie atakował. Czarnoskóry piłkarz uciekł obrońcom, bramkarz odbił piłkę do boku, były zawodnik Arsenalu Londyn z linii końcowej uderzył na bramkę gospodarzy, a futbolówka tylko odbiła się od słupka.
Do końca pierwszej części spotkania wynik nie uległ zmianie, mecz nie powalał tempem, szybkością rozegranych akcji oraz stworzonych sytuacji podbramkowych.
Po rozpoczęciu drugiej połowy z animuszem zaatakowali podopieczni Garcii, z lewej strony pola karnego na bramkę Romero uderzył Gervinho, bramkarz gospodarzy odbił piłkę na rzut rożny. Początkowe minuty drugiej części obfitowały w szybszą grę z obydwu stron, jednak taką grę widzieliśmy tylko przez kilkanaście minut.
W 65. minucie Soriano przedzierał się w polu karnym, ale stracił piłkę, futbolówka trafiła do jednego z zawodników Sampdorii, który uderzył z kilkunastu metrów po ziemi, ale na posterunku był De Sanctis. Kilka minut później gospodarze powinni wyjść na prowadzenie, do piłki zagrywanej z rzutu wolnego dopadł Stefano Okaka, który z kilku metrów nie potrafił skierować futbolówki do pustej bramki.
Na kilka minut przed końcem odpowiedzieli goście, dośrodkowanie z prawej strony boiska wylądowało na głowie Alessandro Florenziego, ktróy kapitalnie złożył się do uderzenia głową, ale na posterunku był Romero, który uchronił swój zespół od straty gola.
Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, z którego bardziej zadowoleni mogą być gospodarze. Podopieczni Mihajlovicia nadal są niepokonani w Serie A i po ósmej kolejce najprawdopodobniej zachowają 3. miejsce w tabeli, chyba, ze Milan pokona w niedzielny wieczór Fiorentinę, to Sampdoria będzie plasować się na 4. pozycji.
Roma natomiast zagrała słabe zawody widać w piłkarzach z Rzymu, że porażka 1:7 z Bayernem zrobiła swoje. Na Stadio Luigi Ferraris widzieliśmy zupełnie inną drużynę niż ta do której przyzwyczaiła nas Roma, podopieczni Garcii szybko muszą się otrząsnąć, ponieważ z tak chaotyczną grą będzie trudno o zwycięstwa z najlepszymi zespołami włoskiej piłki.
W następnej kolejce Sampdoria uda się do Mediolanu an mecz z Interem, a Roma podejmie na Stadio Olimpico Cesenę.