menu

Premier League. Klopp na cenzurowanym pierwszy raz od dekady

31 stycznia 2017, 09:44 | Michał Skiba

Liverpool zagra z Chelsea mecz o wszystko. Londyńczycy wygraną w mieście Beatlesów mogą zapewnić sobie autostradę do mistrzostwa Anglii


fot. Paul Greenwood / BPI/EAST NEWS

Podobno Bóg stworzył świat w siedem dni. Liverpool w podobnym czasie potrafił zaprzepaścić szansę na walkę o mistrzostwo Anglii, Puchar Anglii i Puchar Ligi Angielskiej. A to wszystko przed własną publicznością na Anfield Road.

Ostatni raz Liverpool przegrał trzy mecze z rzędu na własnym boisku na przełomie września i października 2012 r. Z Arsenalem, Manchesterem United i Udinese. To przeciwnicy bardziej wymagający niż Swansea, Southampton i Wolverhampton, z którymi w poprzednim tygodniu nie poradzili sobie gracze Jürgena Kloppa. Grunt pod nogami menedżera LFC jeszcze nigdy nie był tak ciepły. - Na każdy występ z osobna jest jakieś wytłumaczenie, ale nie jestem pewien, czy powinniśmy go szukać. Zwykle nie jestem zbyt ostry, jeśli chodzi o krytykę, uważam, że nie powinno się być zbyt emocjonalnym, kiedy się kogoś krytykuje, to bez sensu. W pewnym momencie włączę sobie te spotkania jeszcze raz i będę wiedział o nim nieco więcej, ale musimy skoncentrować się na przygotowaniach do spotkania z Chelsea - powiedział Klopp. Niemiecki menedżer ostatni raz trzy mecze z rzędu przegrał w 2007 r., gdy pracował w niemieckim FSV Mainz.

The Blues praktycznie kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa od momentu... porażki z Liverpoolem i Arsenalem, w końcówce września. Po kilku miesiącach piłkarze z zachodniego Londynu znowu mają w kalendarzu Liverpool i Arsenal. Wtedy Liverpool przyjechał na Stamford Bridge i wypunktował obecnego lidera Premier League. - Po tamtym spotkaniu powiedziałem, że Liverpool jest już prawdziwym zespołem, a Chelsea przestała nim być. Myślę, że po czterech miesiącach wiele się zmieniło. Urośliśmy i mocno się poprawiliśmy, mamy duże zaufanie. Teraz to Liverpool jest zranionym zwierzęciem - powiedział Antonio Conte, menedżer Chelsea.

Tę prawdziwość piłkarze z Merseyside ostatnio zatracili. Klopp może być narażony na utratę zaufania wśród kibiców, gdy ci zdają sobie sprawę, że Niemiec ma mniejszy procent wygranych spotkań od swojego poprzednika Brendana Rodgersa, a nawet Davida Moyesa i Louisa van Gaala, którzy mieli w Manchesterze United wejść w buty po sir Aleksie Fergusonie.

Lekiem na całe zło na Anfield ma być Sadio Mane, który w sobotę pożegnał się z Pucharem Narodów Afryki. Senegal odpadł po rzutach karnych z Kamerunem, a decydującą jedenastkę spudłował właśnie Mane. Skrzydłowy stawił się w Liverpoolu w poniedziałkowy wieczór. W trakcie pobytu na turnieju w Gabonie miał przy sobie osobistego lekarza, a z Afryki na Wyspy wrócił prywatnym odrzutowcem. Wszystko po to, by być gotowy na dzisiejszy mecz z Chelsea. Można powiedzieć, że turniej o mistrzostwo Afryki, w dodatku z osobistym fizjoterapeutą - przy intensywnym graniu w Anglii - to wakacje. Podobno Senegalczyk wysłał Kloppowi wiadomość, w której zadeklarował ogromną chęć do gry w meczu z Chelsea od pierwszej minuty. Przeciwko liderowi tabeli będzie mógł zagrać również Roberto Firmino. Brazylijczyk miał mieć dzisiaj rozprawę sądową za jazdę pod wpływem alkoholu. Rozprawę odroczono o 24 godziny.

Kolejną receptą na problemy Liverpoolu byłby kreatywny środek pola. Taki mógłby zapewnić świetnie rozwijający się w Napoli Piotr Zieliński. Polak miał latem na stole czteroletnią umowę i zapewnioną tygodniówkę w wysokości 35 tys. funtów. Anglicy chcieli zapłacić 12 mln euro, Włosi dawali 15, a ostatecznie skończyło się na blisku 20. Trener Zielińskiego Maurizio Sarri mówi, że za parę lat Polak będzie w pierwszej piątce najlepszych rozgrywających w Europie.

Transferów na Anfield zimą nie będzie. Dyrektor wykonawczy LFC Damien Comolli powiedział, że właściciele pozwalają na zakup piłkarzy za nie więcej jak 10 mln funtów. Na opróżnienie portfela Klopp będzie miał szansę latem, a już wiadomo, że niechętnie z tego korzysta. Na wyłożenie 40 mln za Mane kręcił nosem, ale opłacało się. Być może trzeba było kupić i Piotra Zielińskiego.

W zachodnim Londynie nie było takiego spokoju od czasów pierwszego pobytu w Chelsea José Mourinho. Jeśli The Blues wygrają w Liverpoolu, a w weekend potwierdzą formę z Arsenalem - będzie można piłkarzom Antonio Conte zakładać mistrzowskie korony.


Polecamy