Polacy jedną nogą są już w Rosji. "Nie patrzmy w ten sposób"
Czarnogórskie media po porażce z Polską 1:2 oceniają, że pierwsze miejsce grupie praktycznie zarezerwowane jest dla drużyny Adama Nawałki. Jednak Biało-Czerwoni przestrzegają przed takim podejściem, bo to dopiero półmetek eliminacji mistrzostw świata 2018.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
„Kupiłeś hełm?” – to było najczęściej zadawane mi pytanie przed wyjazdem do Podgoricy. Nie kupiłem i, jak podejrzewałem, słusznie. Choć jednemu z polskich fotoreporterów by się przydał, bo na kilka godzin od pierwszej minuty niedzielnego meczu stracił słuch w jednym uchu. Od petardy, która wybuchła tuż za nim. Poza tym nie działo się nic nadzwyczajnego. – Zwyczajnie kręciliśmy się po mieście, ale nikt na nikogo się nie czaił. My zresztą też nie szukaliśmy zaczepki – opowiadali polscy fani. Choć awantur spodziewali się nawet miejscowi.
Nic dziwnego, bo w 2012 r. dwukrotnie byli świadkami zadym z udziałem swoich i polskich kibiców. W lipcu Śląsk Wrocław grał tu z Buducnostem w eliminacjach Ligi Mistrzów. We wrześniu kadra prowadzona przez Waldemara Fornalika. Bójki na ulicach, rzucane race i inne przedmioty na boisko – to tylko część możliwości chuliganów.
Głównie dlatego w minioną niedzielę w Podgoricy... nie można było nic zjeść. Wszystkie bary, restauracje i sklepy zostały zamknięte. A na ulicach roiło się od policji. Poskutkowało, bo obyło się bez większych incydentów. Tutejsze media odnotowują jeden – kilka butelek rzuconych w stronę policjantów, którzy ostudzili zapędy przyjezdnych. Bo na środki pirotechniczne nikt tutaj nawet nie zwraca uwagi – to standard. Ale tym razem poza stadionem.
– Nie wiem, czy to przez siatki zawieszone na trybunach za bramkami, ale nie zarejestrowałem środków pirotechnicznych. A co do dopingu, no był gorący, ale mnie nie dekoncentrował – wzruszył ramionami bramkarz Polski Łukasz Fabiański.
Robert Lewandowski po wygranej 2:1 stwierdził, że zapał tutejszych fanów i zespołu ostudził pierwszy gol. Kapitan drużyny sam go zresztą strzelił. Stefan Savić, obrońca Atletico Madryt, sfaulował Lewandowskiego tuż przed polem karnym. – Chwilę noga pobolała, ale wiedziałem, że to dla mnie bardzo dobra okazja, by zdobyć bramkę – przyznał.
Zrobił to i obecnie ma serię dziesięciu eliminacyjnych meczów (zarówno mistrzostw Europy, jak i świata), w których strzelił przynajmniej jednego gola. – To jeden z najlepszych zawodników na świecie, bardzo trudno było przeciwko niemu grać – ocenił Aleksandar Sofranac, obrońca, który zastąpił kontuzjowanego Marko Basę z francuskiego Lille.
Problemy kadrowe Czarnogóry Polacy mogli wykorzystać, ale byli nieskuteczni. W 70. min Łukasz Piszczek i Lewandowski mieli dwie akcje, które należy uznać za stuprocentowe. – Najpierw obrońca wybił piłkę z linii, a później chciałem sytuacyjnie kopnąć piłkę lewą nogą, ale niestety nie trafiłem w nią prawidłowo. Szkoda, bo gdybyśmy podwyższyli na 2:0, to może byłoby spokojniej w końcówce – przyznał Piszczek.
– Wtedy przez głowę przeszła mi myśl, klasyka, że niewykorzystane sytuacje mogą się zemścić. No i się zemściła. Ale z drugiej strony pokazaliśmy, że jako zespół dobrze zareagowaliśmy, pokazaliśmy charakter i wygraliśmy – ocenił Fabiański.
Zwycięską bramkę zdobył Piszczek, który przelobował bramkarza. – Piękną asystę zaliczył Piotrek Zieliński – dodał Kamil Grosicki. – Mecz był bardzo trudny pod względem fizycznym, ale spodziewaliśmy się tego. Wtedy decydują niuanse.
– Mieliśmy piłkę meczową, a straciliśmy bramkę. Na szczęście nie podłamaliśmy się, a znów wyszliśmy na prowadzenie. To pokazuje, że nie tylko jesteśmy mocną drużyną, jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie, ale także pod względem mentalnym. Fajnie, że pod tym względem dojrzeliśmy – uzupełnił Kamil Glik, który otrzymał żółtą kartkę i nie zagra 10 czerwca na PGE Narodowym z Rumunią. – W końcu musiało to nastąpić. Ani dla mnie, ani dla drużyny nie jest to większym problemem – wyjaśnił, zwracając uwagę na fakt, że selekcjoner Adam Nawałka wielokrotnie pokazywał, że ma kim zastąpić nieobecnych.
Tak jak kontuzjowanego Grzegorza Krychowiaka Krzysztofem Mączyńskim. Pomocnik Wisły Kraków był jednym z czterech najlepszych Polaków na boisku. – Nie ma niezastąpionych. Grześka nie było z nami, ale to wciąż bardzo ważny piłkarz kadry. Jak każdy z nas. Także ci, którzy czasem nie znajdą się do meczowej osiemnastki. Dzięki temu mamy fajną atmosferę – tłumaczył Glik.
Dla Polski nie tylko mecz w Podgoricy ułożył się dobrze, ale też Rumuni z Danią, zakończony 0:0. Dzięki temu na półmetku eliminacji mundialu 2018 jest pierwsza i ma sześć punktów przewagi nad Czarnogórą i Danią. – Matematycznie awansu jeszcze nie mamy. W pięciu meczach może zdarzyć się mnóstwo rzeczy. Nie możemy więc spuścić z tonu. Mam nadzieję, że podtrzymamy zwycięską serię w meczu z Rumunią, a wtedy we wrześniowych spotkaniach przypieczętujemy awans – stwierdził Glik. – Uważajmy, żeby nie wkradł się element rozluźnienia. Mieliśmy przykład w pierwszej kolejce z Kazachstanem, jak to się może skończyć. Z szacunkiem przygotowujmy się do kolejnych spotkań – apelował Fabiański.
Czarnogórski media wątpliwości nie mają. „Polska jedną nogą jest już w Rosji. Nam pozostaje walka o udział w barażach” – napisał dziennik „Vijesti”.