Marek Saganowski przed Legia Warszawa - Sporting Lizbona: Portugalczycy nas się obawiają
Legia Warszawa w środę podejmie Sporting Lizbona. To szósta, ostatnia kolejka Ligi Mistrzów. Jeśli mistrz Polski wygra, wiosną zagra w fazie pucharowej Ligi Europy. - Z duchem mocnej ofensywy stawiam 3:1 dla nas. Jasne, Sporting to zespół z większym potencjałem, ale legioniści pokazali, że nawet przegrywając 0:2 z Realem Madryt, potrafili wyjść na prowadzenie 3:2. I to nie dlatego, że Królewscy im na to pozwolili, oni to sobie wywalczyli świetną grą - zauważył były napastnik stołecznego klubu, a dziś asystent trener drugiego zespołu przy Łazienkowskiej Marek Saganowski.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
fot. szymon starnawski / polskapresse
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
fot. szymon starnawski / polska press
fot. Grzegorz Jakubowski/Polska Press
fot. szymon starnawski / polskapresse
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
fot. Martin Meissner/AP Photo
Co chciałoby serce w meczu ze Sportingiem Lizbona nie będziemy Pana pytać, ale co podpowiada przed nim rozum?
To samo - Legia jest w stanie wygrać. Najważniejsze, żeby drużyna zagrała lepiej w obronie niż przeciwko Borussii Dortmund. Bo o ofensywę, patrząc na ostatnie mecze, się nie boję. Portugalczycy też zresztą zdają sobie sprawę, że im dalej legioniści będą od własnej bramki, tym będą groźniejsi.
Jest Pan asystentem trener drugiego zespołu Legii Krzysztofa Dębka. Poruszając się po klubie, czuć, że zbliża się arcyważny mecz. Jeśli mistrz Polski wygra, wiosną będzie grał w fazie pucharowej Ligi Europy.
Im bliżej potyczki, tym presja będzie rosła. Szczególnie, że zagramy pewnie przy pełnych trybunach. Jednak to nie będzie spotkanie z gatunku tych, w których jesteśmy zdecydowanym faworytem. Wówczas jeśli się nie wygrywa, to zaczyna się kocioł. W środę możemy wygrać, obecny zespół na to stać. Ale jeśli się nie uda, to zdajemy sobie sprawę, jaki potencjał ma Sporting. To także bardzo ważny mecz dla Portugalczyków. Myślę, że większa presja ciąży na nich. Niech świadczy o tym choćby fakt, że przylecieli do Warszawy już w poniedziałek. Obawiają się nas.
Grał Pan w Portugalii [w Vitorii de Guimaraes - red.]. Tamtejsi dziennikarze dzwonili do Pana, by coś im podpowiedzieć?
Nie, nikt. To dumny naród. Mocno wierzą w swoje umiejętności. Wiedzą też, że jeśli nie zakwalifikują się do Ligi Europy, to będzie tragedia.
Legia Jacka Magiery w Lidze Mistrzów zasłynęła z otwartej gry i wysokich wyników. Pójście na taką wymianę ciosów w środę nie będzie zbyt ryzykowne?
Gra ofensywna i piłkarze, którzy za nią odpowiadają, to najlepsza z rzeczy, którymi Legia dysponuje. Trzeba z tego korzystać. Choć jednocześnie zespół musi większą uwagę zwrócić na obronę. Zwłaszcza na to, na czym najczęściej nas łapali rywale w poprzednich meczach Ligi Mistrzów, czyli kontratakach. Będąc w ataku, trudno było nam się ustawić w defensywie. Trenerzy Jacek Magiera i Aleksandar Vuković zdają sobie z tego sprawę i wiedzą, co z tym zrobić.
Niska temperatura będzie atutem Legii?
Powinna, piłkarze Sportingu nie są przyzwyczajeni do gry w takich warunkach. Pewnie się nie pomylę, jeśli powiem, że większość z nich pierwszy raz zobaczyło w poniedziałek śnieg. Pamiętam jak przyszedł do nas Helio Pinto. Gdy spadł śnieg, mówił, że pierwszy raz widzi go na żywo. Wydaje się to dziwne, ale tak było! (śmiech)
Kolejny atut to powrót do gry Miroslava Radovicia i prawdopodobnie Guilherme.
Obaj dają dużo spokoju, potrafią wziąć na siebie grę, są kreatywni, pasują do siebie, także z Vadisem Odjidją-Ofoe. W przypadku Radovicia, to przed sezonem wielu wątpiło w jego powrót. Przypominała mi się sytuacja ze mną, gdy wróciłem na Łazienkowską w 2010 r. Miałem 32 lata, słyszałem, że nie ma sensu, bym zabierał miejsce młodszym. Tymczasem w czterech sezonach zdobyliśmy po trzy razy mistrzostwo i Puchar Polski. Po dwa trofea sięgałem jako jeden z częściej grających. „Rado” wrócił w tym samym wieku co ja i pokazuje, że nie warto mu tego wypominać. Daje zespołowi bardzo dużo. Można się nawet zastanawiać, czy nie jest w lepszej formie, niż był, gdy odchodził do Chin.
To jaki będzie wynik?
Z duchem mocnej ofensywy stawiam 3:1 dla nas. Jasne, Sporting to zespół z większym potencjałem, ale legioniści pokazali, że nawet przegrywając 0:2 z Realem Madryt, potrafili wyjść na prowadzenie 3:2. I to nie dlatego, że Królewscy im na to pozwolili, oni to sobie wywalczyli świetną grą.
Po weekendowych meczach w lepszych nastrojach są gracze Sportingu, którzy wygrali z Vitorią de Setubal 2:0. Legia zaliczyła wpadkę z Wisłą Płock. Choć prowadziła 2:0, zremisowała 2:2.
Sporting jest w formie. W listopadzie przegrał tylko z Realem w Lidze Mistrzów. Vitoria to ligowy średniak, który co parę lat próbuje włączyć się do rywalizacji o miejsca w europejskich pucharach. Zwykle to zespół kreujący zawodników, którzy odchodzą do lepszych klubów. Spokojne zwycięstwo nad nimi więc nie dziwi. Natomiast legioniści za bardzo rozluźnili się przy dwubramkowym prowadzeniu. Gdyby wtedy nie oddali inicjatywy, skończyłoby się wyższą wygraną. Nie dziwię się, że trener Magiera był zdenerwowany. Tak doświadczony zespół, mimo wielu zawirowań w ostatnich miesiącach, nie może dać sobie odebrać zwycięstwa w taki sposób. Te punkty mogą się odbić w dalszej części sezonu.
Tak czy inaczej Jacek Magiera odmienił zespół po krótkiej pracy w Legii Besnika Hasiego.
Przede wszystkim „poukładał” szatnię, którą zna doskonale. Był zawodnikiem Legii, przeżywał z nią mistrzostwo, przeżywał z nią też dramaty, tracąc szansę na tytuł na ostatniej prostej. Poza tym Jacek jest sprawiedliwy. Nie wahał się posadzić na ławce na przykład Tomka Jodłowca i dać grać Michałowi Kopczyńskiemu. Każdy z graczy zobaczył, że jeżeli będzie uczciwie pracować, to trener da mu szansę. Blisko takiej szansy są obecnie młodzi zawodnicy. Ponadto trener dał wolność w ofensywie, co procentuje. Wprawdzie cierpi na tym defensywa, ale sztuką było strzelenie trzech goli Realowi czy czterech Borussii. Jeżeli zespół poprawi obronę, to będzie naprawdę mocny.
Mówił Pan o Kopczyńskim. Nie umniejszając jego umiejętności, duża w tym zasługa Jodłowca, który od pół roku jest cieniem zawodnika z poprzedniego sezonu.
Coś w tym jest, ale trzeba wziąć pod uwagę, ile Tomek rozegrał meczów w ostatnich dwóch latach. Spadek formy musiał przyjść, szkoda, że stało się to teraz. Myślę, że okres przygotowawczy będzie tym, w którym Tomek dojdzie do siebie. A jeśli chodzi o „Kopę”, trzeba się cieszyć, że Jacek może na niego postawić. Michał ma 24 lata, większość spędził w Legii. Może być wzorem dla młodszych.
A propos Hasiego, w drużynie naprawdę było tak źle?
No było... Trener na siłę promował niektórych piłkarzy, niekoniecznie lepszych. Jeżeli ktoś przez pół rok zasuwa, by zagrać w Lidze Mistrzów, czuje, że jest w dobrej formy, słyszy pochwały z wielu stron, a dalej siedzi na ławce, to atmosfera w końcu się psuje.
W ostatnim czasie do pańskiego zespołu dołączył Steeven Langlil, który nie krył się z imprezami w mediach społecznościowych. Jak Pan go ocenia?
Profesjonalnie podszedł do tego przesunięcia z pierwszej drużyny, nie obraził się. Robi, co jest mu zadane. Nie wiem, co z nim będzie, ale sądzę, że on i klub będą chcieli się rozstać, bo wątpię, że wróci do pierwszego składu.