Liga Europy. Historyczny mecz, czyli rewolucja, która ma przynieść efekty w Danii
Piotr Stokowiec zrobił aż 10 zmian w składzie na mecz z Wisłą Kraków w porównaniu do spotkania z Broendby IF. Czy tak znaczące rotacje odbiją się na wynikach?
fot. Karolina Misztal
Czwartkowe starcie z Broendby kosztowało biało-zielonych sporo sił. Intensywność tamtego spotkania, które zrobiło bardzo dobre wrażenie na opinii publicznej, spowodowało rewolucję w wyjściowej „11” gdańszczan na spotkanie ligowe z Wisłą Kraków. Od pierwszej minuty zagrał tylko jeden piłkarz, który wystąpił też kilka dni wcześniej - był to Michał Nalepa dzierżący w tym spotkaniu opaskę kapitańską. Karola Fili, Filipa Mladenovicia, Daniela Łukasika czy Błażeja Augustyna zabrakło nawet na ławce rezerwowych. Taki zabieg, podyktowany oszczędzaniem sił na zbliżający się rewanż w Danii, był jak najbardziej zrozumiały. W końcu zdecydowana większość piłkarzy, którzy zagrali przeciwko Wiśle to nie średniacy, a zawodnicy zbliżeni poziomem do podstawowego składu. Trener miał zatem komfort. Nie musiał obawiać się o poświęcenie meczu z Duńczykami kosztem ligi. Jedynie Rafał Kobryń, Adam Chrzanowski i Egy Maulana Vikri mogli być traktowani jako piłkarze, których trener Piotr Stokowiec chciał sprawdzić w boju.
Zawsze jest coś za coś
Nie jest tajemnicą, że jednym z przedsezonowych celów Lechii było poszerzenie kadry, która kilka miesięcy temu nie wytrzymała trudów długiego sezonu i pod koniec rundy finałowej złapała zadyszkę. Tym razem ma być inaczej. Piotr Stokowiec prawie na każdej pozycji ma do dyspozycji dwóch równorzędnych zawodników, co wydawało się być zbawienne. Nie tracąc dużo na jakości można było bowiem oszczędzić piłkarzy na najważniejszy dwumecz Lechii ostatnich lat i skupić się na awansie do III rundy eliminacji do Ligi Europy.
Konfrontacja z Wisłą pokazała jednak, że słowo „drużyna” znaczy dużo więcej niż pojedyncze nazwiska. Przemeblowanie prawie całego składu skutkowało brakami w defensywie (zwłaszcza po bokach), prostymi błędami w rozgrywaniu piłki i małą liczbą wykreowanych sytuacji. Lechia jeszcze nigdy nie grała takim składem jak w niedzielę, co miało przełożenie na zgranie piłkarzy. Wejście w drugiej połowie Lukasa Haraslina, Flavio Paixao i Jarosława Kubickiego nie zmieniło obrazu gry.
W dwóch pierwszych meczach PKO Ekstraklasy Lechia zgromadziła jedynie dwa punkty, jednak problem ten nie dotyczy tylko jej. Drużyny, które reprezentowały Polskę w europejskich pucharach w sumie w ośmiu rozegranych do tej pory meczach wygrały tylko raz. Uczyniła to Legia, pokonując w sobotę Koronę Kielce 2:1 po bramce w doliczonym czasie gry.
Ostatni raz tak źle w ligę pod względem punktowym gdańszczanie weszli w sezonie 2015/16. Wtedy, po dwóch kolejkach, Lechia nie miała na koncie ani jednego punktu i zajmowała ostatnią pozycję w tabeli. Oczywiście oba sezony są ze sobą nieporównywalne, ale niebezpieczeństwo powiększenia straty do rywali w razie awansu do III rundy eliminacji i wiążącymi się z tym rotacjami - występuje. Tym bardziej, że jeszcze przez trzy kolejki zawieszony za czerwoną kartkę będzie jeden z wiodących piłkarzy Lechii - Żarko Udovicić, a dyspozycja młodych piłkarzy - Kobrynia, Chrzanowskiego i Egy’ego - pozostawiała w niedziele wiele do życzenia.
Gramy lub czekamy
Długa ławka teraz jest traktowana jako zaleta. Problem może pojawić się jednak wtedy, gdy gdańszczanie zakończą przygodę z europejskimi pucharami. Kadra jest na tyle wyrównana i na tyle szeroka, że trudno będzie wszystkim zapewnić możliwość regularnej gry. Rozgrywki Pucharu Polski ruszają dopiero we wrześniu i nie wiadomo, czy będą dla Lechii tak samo udane jak ostatnio. Część lechistów będzie musiała zatem uzbroić się w cierpliwość i czekać na swoją szansę albo po prostu opuścić Gdańsk.
Okienko transferowe w Polsce pozostaje otwarte jeszcze przez ponad miesiąc, więc ruchów transferowych, wymuszonych bądź nie, wykluczyć nie można. A kandydatów do przeprowadzki z Gdańska na zachód Europy jest co najmniej kilku.
Tomasz Makowski po meczu Lechia Gdańsk - Wisła Kraków: Liga Europy jest trochę ważniejsza, chcemy zajść jak najdalej