„Głos z Ameryki”: W MLS trwa przerwa na Messi Cup! Zabawo trwaj – woła piłkarskie USA
Spora część mediów z całego świata w piątkowy wieczór podała, że Lionel Messi w swoim debiucie w MLS, strzelił zwycięskiego gola. Messi istotnie w swoim debiucie w koszulce Interu Miami, huknął w okienko z wolnego, w ostatniej minucie meczu, zapewniając „Flamingom” zwycięstwo 2:1 nad meksykańskim Cruz Azul, ale zrobił to w rozgrywkach Leagues Cup, a nie MLS. Leo w koszulce Interu Miami ma już gola na koncie, ale na swój debiut w Major League Soccer musi poczekać prawie miesiąc, bo w międzyczasie uczestniczył będzie w międzyligowym turnieju zwanym Leagues Cup, czyli w dosłownym tłumaczeniu Pucharze Lig.
Skąd ten Leagues Cup?
Choć niewielu o Pucharze Lig słyszało, to nie są to zupełnie nowe rozgrywki. Mająca wyłączne prawa do meczów meksykańskich klubów i reprezentacji Meksyku na terenie Stanów Zjednoczonych, marketingowa odnoga MLS, czyli firma SUM – Soccer United Marketing, organizowała już dwie edycje Leagues Cup w 2019 i 2021. Obie poprzednie rozgrywki wygrały kluby Liga MX, ale ranga tamtych turniejów była słaba, grało w nich wybranych osiem klubów z obu lig i często w rezerwowych składach. Jedyne z czego te turnieje zasłynęły, to irytowaniem kibiców w obu krajach ciągłym wertowaniem wyszukiwarek, co to ma być ten Leagues Cup i dlaczego przerywa się ich ligi z tej okazji.
Do trzech razy sztuka?
W 2019 roku do finału awansowały oba kluby meksykańskie, Cruz Azul pokonał 2:1 UANL Tigres zdobywając jako pierwszy to trofeum. W 2021 do finału dobrnęła jedenastka ówczesnych wicemistrzów MLS, ale tam już Club Leon pokonał Seattle Sounders 3:2. Wówczas turniej ten zaszufladkowano błyskawicznie, jako „Money Maker”, ale bez większego znaczenia, większej wagi, czy sportowej wartości. Taki dodatkowy „generator gotówki” dla Amerykanów, finansowany głównie z kieszeni kochających futbol meksykańskich fanów.
Nie inaczej jest tym razem. Żeby nie było kontrowersji przy podziale łupów, wszystkie 77 meczów odbędzie się na terenie USA.
Jednak o ile poprzednie turnieje Leagues Cup szybko poszły w niepamięć, to ten tegoroczny może zostać zapamiętany na długo i to z wielu różnych względów.
MLS i $UM idą na całość
Zamiast małego, prawie niedostrzegalnego turnieju dla wybranych, marketingowa odnoga centrali Major League Soccer i wspomniana wcześniej SUM, postanowiły nadać turniejowi inny wymiar – rozruszać turniej League Cup i podnieść jego range. Tak aby w słychać w nim było w trzech krajach, organizatorach najbliższego Mundialu, czyli USA, Meksyku i Kanadzie. Otóż w tym roku w turnieju udział bierze, kto tylko może, czyli aż 47 klubów, 29 z MLS i 18 z Liga MX. Nie wszystkim klubom, trenerom ten turniej jest po drodze, ale muszą uczestniczyć. Pierwszy raz w historii przerwano sezon MLS na cały miesiąc i to w okresie letnim, kiedy to szczególnie w zimowych stanach frekwencje na meczach można było wygenerować o wiele wyższą niż na przykład w październiku czy listopadzie. Pierwszy raz udział weźmie w turnieju jeden z najsłynniejszych piłkarzy globu i aktualny mistrz świata Lionel Messi.
W turnieju rozgrywanym formatem mundialowym, grają ze sobą kluby Liga MX i MLS. Z fazy grupowej wyłączone zostały najlepsze w swoich krajach w poprzednich sezonach Los Angeles FC z MLS i Pachuca z Liga MX. Z racji tego, że są mistrzami swoich lig, omija ich faza grupowa (ale też przychody z biletów). Resztę klubów z obu lig wymieszano drogą losowania, podzielono na 15 trzyzespołowych grup, z których to do fazy pucharowej awansują po dwie.
Nie ma remisów
Ciekawostką jest system punktowania w grupach. Za wygraną drużyna dostaje 3 punkty, natomiast w przypadku remisu w regulaminowym czasie, rozgrywane są rzuty karne, w których wygrana ekipa zainkasuje dodatkowy punkt, czyli łącznie 2 punkty. Przegrani w karnych, muszą zadowolić się punktem. To jedyna nowinka punktowo regulaminowa.
Strzelają aż miło
W 15-tu meczach League Cup rozegranych w miniony weekend, nie licząc serii rzutów karnych strzelono łącznie 47 goli, co daje solidną średnią 3,13 gola na mecz. A co najważniejsze sypnęło niespodziankami. O ile jeszcze kilka lat temu, kluby z ligi meksykańskiej byłyby w starciu z odpowiednikami z MLS zdecydowanymi faworytami, to tym razem kilka klubów z Liga MX dostało...
Srogie lanie na powitanie
Do największej niespodzianki doszło w Minnesocie, gdzie tamtejsi United, mimo,że od 30-ej minuty grali w dziesiątkę, to nawet w osłabieniu strzelili 3 gole, odprawiając klub Puebla 4:0.
Jedna z czołowych ekip MLS, jaką jest Philadelphia Union, łatwo wygrała z outsiderem i klubem Liga MX z wiecznymi kłopotami Tijuaną 3:1. Krewkim gościom z Tijuany, puszczały momentami nerwy, porażkę z gringos zapamiętają, bo kończyli mecz w dziewiątkę. Z rejestru sensacji, pozwalamy sobie wykluczyć wspomnianą wyżej wygraną Interu Miami z Cruz Azul, ponieważ debiut Leo Messiego przy pełnych trybunach, z LeBronem Jamesem i Kim Kardashian na trybunach wręcz nie mógł skończyć się inaczej, to też trzeba zaliczyć to jako sukces ekip z MLS.
Turniej opłaca się wygrać, bo na konto klubu triumfatora, przelane zostanie dwa miliony dolarów.
Za rozegrany mecz, każdy klub otrzyma 100 tysięcy dolarów, a zwycięzca dodatkowe 50 tysięcy.
Czyżby Messi Cup?
Gdyby Messi poszedł za ciosem i z Interem Miami wygrał Leagues Cup, to nie będzie dla nas wielkim zdziwieniem, jak za kilka lat nazwa tych rozgrywek zmieniona zostanie np. na Messi Cup czyli Puchar Messiego. W końcu to Lionel Messi rozstrzygnął pierwszy mecz zmodyfikowanego w tym sezonie turnieju, a jeszcze żaden piłkarz, nigdy tylu fanów ze wszystkich kontynentów do oglądania tego turnieju nie przyciągnął.
Zabawo trwaj – woła piłkarska Ameryka, w której coraz więcej widać różowych koszulek z „dychą” na plecach.