menu

,,Bez znieczulenia'': Futbol w Champions League to inna dyscyplina sportu niż w naszej ekstraklasie

21 kwietnia, 15:34 | Andrzej Grajewski

W minionych tygodniach mieliśmy okazję obejrzeć osiem wspaniałych meczów w Lidze Mistrzów. To był naprawdę futbol przez duże F, w którym nie zabrakło emocji, ale przede wszystkim – jakości. Po takich spotkaniach kibice zaczynają rozumieć tęsknotę największych klubów za Superligą, bo rywalizację na takim poziomie chciałoby się po prostu oglądać znacznie częściej niż dopiero na etapie ćwierćfinałów Chamopions League.

Fot. Mecz Union Berlin - Bayern Monachium.
Fot. Mecz Union Berlin - Bayern Monachium.
fot. PAP/EPA/FILIP SINGER

Niezapomniane były mecze z udziałem Realu Madryt, ale piękne historie napisały także PSG, Bayern i Dortmund. No i dowiedzieliśmy się, jaki obecnie jest układ sił w Europie. Obecność przedstawicieli futbolu hiszpańskiego i francuskiego nikogo nie dziwi, zaskakiwać nie powinno także, że w przededniu mistrzostw Europy w Niemczech w gronie czterech najlepszych zespół kontynentu zameldowały się dwie z Bundesligi. Bo to oznacza, że gospodarze zgłosili apetyt na odegranie czołowej roli w Euro'24, i trzeba ich będzie traktować jako jednego z faworytów. A może nawet trzeba odświeżyć stare powiedzenie, że na boisku zawsze walczy 22 piłkarzy, a na koniec i tak wygrywają Niemcy.

Kiedyś byliśmy przyzwyczajeni do tej prawidłowości, później futbol w kraju naszych zachodnich sąsiadów dopadła stagnacja, ale wygląda na to, że kiepskie dni mają już za sobą i znów będą rozdawać karty w europejskiej, a w ślad za tym, także światowej czołówce. Choć oczywiście tego, czy Bayern i Borussia dadzą radę w półfinałach Ligi Mistrzów renomowanym rywalom – nie wie nikt.

Wiadomo natomiast, że kilku naszych ligowych szkoleniowców nie oglądało niezapomnianych ćwierćfinałowych spektakli w Champions League, bo nie chcieli następnego dnia mierzyć się z pytaniami prezesów, dlaczego ze swoimi zawodnikami trenują... zupełnie inną dyscyplinę sportu. To oczywiście żart, ale z gatunku śmiechu przez łzy, bo nawet w ekstraklasie gramy na innym poziomie, w innym tempie, na innej intensywności. Gramy po prostu inną, nie muszę dodawać, że znacznie, znacznie gorszą, piłkę...

Faworytem do tytułu – już zdecydowanym – jest Jagiellonia. Ma wyniki, bo ma trenera, który nie przeszkadza drużynie w rozwoju, potrafił zbudować lub odbudować poszczególnych zawodników i narzucić im swój styl. Szkoleniowcowi nie przeszkadza z kolei management białostockiego klubu. Nie dziwię się, że Łukasz Masłowski doskonale radzi sobie w roli dyrektora sportowego, w końcu to były mój piłkarz z Widzewa; a taka przeszłość zobowiązuje. Do kompletu dochodzi doświadczony i inteligentny prezes, co w sumie zaprocentowało bardzo pozytywną mieszanką na Podlasiu. I może zaprocentować wielką niespodzianką w postaci tytułu, przecież przed rozpoczęciem rozgrywek nikt nawet sobie nie wyobrażał, żeby Jagiellonia miała skutecznie walczyć o mistrzostwo Polski. Raczej, i to powszechnie, rezerwowano dla tej drużyny miejsce blisko strefy spadkowej.

Tym razem nie będę analizował sytuacji w Rakowie. Bo uważam, że wszystko co dzieje się w tym roku w klubie z Częstochowy nie jest normalne... Cieszę się natomiast z festiwalu zespołu Jana Urbana, bo Górnik to druga obok Jagi największa rewelacja sezonu.

[polecany]26216989[/polecany]


Polecamy