BATE zaskoczyło Romę. Szczęsny zawalił przy drugiej bramce [ZDJĘCIA]
Wojciech Szczęsny nie będzie miał dobrych wspomnień z Borisov Areny. Piłkarze BATE potrzebowali zaledwie trzydziestu minut, by strzelić mu trzy gole. Mistrz Białorusi niespodziewanie pokonał AS Romę 3:2, a polski golkiper ewidentnie zawalił przy drugiej bramce.
To prawdopodobnie największy sukces BATE i białoruskiej piłki od czasu zwycięstwa nad Bayernem Monachium przed trzema laty. W tym samym sezonie Bawarczycy wygrali Ligę Mistrzów, ale Roma raczej nie powtórzy tego osiągnięcia. Po sensacyjnej porażce w Borysowie jest ostatnia w grupie E z zaledwie jednym punktem na koncie. Ciężko było sobie wyobrazić, żeby po wtorkowym wieczorze nie miała czterech oczek, zwłaszcza, że szybko zdusiła gospodarzy szaleńczym pressingiem i rozważną grą z piłką przy nodze.
Zamiast czekać na kolejne bramki Gervinho, Mohameda Salaha albo Miralema Pjanicia, wicemistrzowie Włoch przecierali oczy ze zdumienia, bo BATE zaledwie jedną kontrą dosłownie rozmontowało ich obronę. Pierwszy skapitulował Wojciech Szczęsny, którego z bramki wywabił Michaił Gordiejczuk. Na nieszczęście dla Polaka i Romy, kwartet obrońców jak jeden mąż położył się na murawie, gdy piłka po strzale Białorusina odbijała się od poprzeczki. Ze skuteczną dobitką pospieszył przymierzany niegdyś do kilku polskich klubów Igor Stasiewicz.
Jubileusz setnego meczu Rudiego Garcii w roli trenera rzymian szybko obrócił się w katastrofę. I to przez Szczęsnego, któremu Garcia pozwolił błyskawicznie wrócić do bramki po kontuzji palca. Polak pochopnie odkrył prawy róg swojej bramki i pozwolił Filipowi Mladenoviciowi pokonać się z dobrych trzydziestu metrów. Trudno powiedzieć, czy gdyby we wtorek bramki jednak strzegł Morgan de Sanctis, Romie powiodłoby się lepiej. Białorusini błyskawicznie konstruowali zabójcze kontrataki, ale sami kilkukrotnie pozwalali Włochom na groźne strzały po kiksach własnych obrońców.
Gervinho i Salah nie mogli przedrzeć się w pole karne, dlatego najbliżej trafienia dopiero po rzucie wolnym był Pjanić. Pościg za kontaktowym golem zmienił się w pościg za honorową bramką, kiedy piłkarze Alaksandra Jermakowicza znowu zawstydzili faworyta składnym kontratakiem. We wtorek skrzydłowych Romy przyćmił Maksym Wołodźko, który po półgodzinie gry wyłożył piłkę do Mladenovicia. Szczęsny nie miał szans, gdy Serb mocnym strzałem zmieścił ją pod poprzeczką jego bramki.
Trzybramkowa strata skróciła słaby debiut Williama Vainqueura w Lidze Mistrzów do zaledwie 39 minut. Francuza zastąpił wtedy Iago Falque i w drugiej połowie zrobił wszystko, żeby uratować swój zespół. BATE cofnęło się do obrony i Roma miała więcej miejsca na połowie rywali, lecz prawie każde podanie Hiszpana zamieniała w niecelny strzał albo stratę piłki. Alessandro Florenzi miał zadatki na powtórkę z meczu z Barceloną, ale jego uderzenia - z ziemi i przewrotką - mijały bramkę Siarhieja Czernika. Honor Romy uratował dopiero Gervinho, wykorzystując dogranie Falque i oko w oko z bramkarzem posyłając piłkę obok niego. Ta akcja była jak z gierki na treningu, lecz późniejsze pudło Mohameda Salaha w jeszcze dogodniejszej sytuacji prawdopodobnie przekreśliło szanse rzymian na wywiezienie trzech punktów z Białorusi.
BATE strzeliło wszystkie gole, gdy na boisku brakowało chyba najgłośniejszego nazwiska w ich szeregach. Alaksandr Hleb pojawił się na murawie dopiero w końcówce, jednak ze zmienników w obu drużynach najbardziej przydał się Vasilis Torosidis. W 82. minucie Grek skorzystał z mądrego przepuszczenia Gervinho i nieuwagi obrony, wpychając piłkę do bramki z najbliższej odległości. Nie minęła nawet minuta, gdy poprzeczkę ostemplował Florenzi. Białorusini niezmordowanie kontrowali i wymęczyli wicemistrza Włoch do końca tak, że do ostatniego gwizdka sędziego już nie zdobyli się na wyrównującego gola. Mocna Roma z drugiej połowy przegrała i z BATE, i z tą słabą, osłabioną brakiem Dżeko, Tottiego i Keity z pierwszej. Mimo cennego remisu z Barceloną, po czarnym wtorku w Borysowie zamyka stawkę w trudnej grupie E.