menu

Arsene Wenger nie zaryzykował. Dzisiaj tego pożałuje?

15 lutego 2012, 17:09 | Hubert Zdankiewicz/Polska The Times

Londyńscy kibice mogą się tylko zastanawiać, co by było, gdyby w 2001 roku Arsene Wenger zaryzykował i kupił ze szwedzkiego Malmö FF Zlatana Ibrahimovicia.

Był styczeń 2001 roku. Arsenal pod wodzą Arsene'a Wengera zdążył już podbić Premier League, a francuski menedżer Kanonierów rozkręcić system skautingu, którego przez następne lata zazdrościć mu będzie pół piłkarskiej Europy. Do jego biura trafił właśnie kolejny kandydat na gwiazdę. 19-letni Szwed o dziwnie, jak na tę nację, brzmiącym nazwisku. Nazywał się Zlatan Ibrahimović.

Wenger długo się zastanawiał. Z informacji, jakie posiadał, wynikało, że stoi przed nim chłopak o nieprzeciętnym talencie, ale również o fatalnej reputacji. Nonkonformista.
- Długo mi się przyglądał, sprawiał wrażenie zdenerwowanego - wspominał po latach piłkarz w swojej autobiografii.

W końcu Francuz zaproponował, by Ibrahimović wyszedł na boisko i pokazał, co potrafi. Perspektywa wspólnych treningów z Patrickiem Vieirą, Thierrym Henrym i Dennisem Bergkampem spodobała się młodemu Szwedowi. Pojawił się jednak problem, bo na testy nie zgodził się jego ówczesny klub - Malmö FF. Jego dyrektor sportowy postawił sprawę na ostrzu noża: albo transfer od razu, albo wracamy do domu...

A londyńscy kibice mogą się tylko zastanawiać, co by było, gdyby Wenger wówczas zaryzykował. Ibrahimović trafił ostatecznie tej samej zimy do Ajaksu Amsterdam, gdzie zaryzykował i dał mu szansę niejaki... Leo Beenhakker. Zatrudniony wówczas w klubie na stanowisku dyrektora technicznego przyszły selekcjoner reprezentacji Polski zapłacił za niego 7,8 mln euro.

Co było dalej, wszyscy wiemy. Szwed wyrósł na wielką gwiazdę, trafił do Serie A (na chwilę do Barcelony). Długo można wymieniać jego osiągnięcia (sporo mówi przydomek Ibrakadabra, jaki nadano mu na Półwyspie Apenińskim). Nigdy nie wygrał jednak Ligi Mistrzów i - co ciekawe - nigdy nie pokonał w tych rozgrywkach Arsenalu.

W Ajaksie, Juventusie Turyn i Barcelonie mierzył się w sumie z Kanonierami pięć razy i ani razu nie schodził z boiska jako zwycięzca. Najbliżej był wiosną 2010 roku, gdy strzelił nawet dwa gole na Emirates Stadium. Katalończycy prowadzili 2:0, by jednak zremisować ostatecznie 2:2. W zwycięskim dla Barcy rewanżu nie zagrał z powodu kontuzji.

W ogóle angielskie kluby to wyjątkowo nieprzyjazny dla niego rywal. "Gdy przychodzi mu się z nimi mierzyć, magiczna różdżka największego czarodzieja Serie A traci swą magiczną moc" - jak napisał niedawno dziennik "The Times". Tak było w Juventusie, wyeliminowanym w sezonie 2004/2005 przez Liverpool, a rok później właśnie przez Arsenal. A potem w Interze (porażka z Manchesterem United w sezonie 2008/2009) czy rok temu w Milanie (porażka z Tottenhamem). Lata mijają, a 30-letni dziś Zlatan wciąż czeka na swoją wielką chwilę.

Kolejną szansę dostanie już w środę w meczu Milanu z Arsenalem w Lidze Mistrzów. Relacja LIVE w Ekstraklasa.net!

Polska The Times


Polecamy