Arsenal na własne życzenie przegrał z Manchesterem United. Kuriozalny samobój Gibbsa i kontuzja Szczęsnego (ZDJĘCIA)
Gdyby nie rewelacyjny David de Gea, Czerwone Diabły mogłoby zapomnieć o zwycięstwie na Emirates. Hiszpan dwoił się i troił między słupkami, a kuriozalny samobój Kierana Gibbsa dodatkowo podciął skrzydła zawodnikom Arsenalu.
Początek meczu zaczął się tak, jak utrzymana była cała pierwsza połowa – w dominacji gospodarzy. Arsenal szybko wyczuł jak niepewna jest trójka środkowych obrońców Manchesteru United, złożona przecież z dwóch młodzików i gracza wracającego bo głupiej, czerwonej kartce. Seria prób zaczęła się już od 5. minuty, kiedy to w ostatniej chwili próbę Welbecka blokował McNair. Błąd w 14. minucie popełnił David de Gea, nisko posyłając piłkę do rywala na swojej jeszcze połowie. Podanie w uliczkę otrzymał Jack Wilshere, zrehabilitował się jednak hiszpański bramkarz fantastycznie blokując strzał. Chwilę później z powodu urazu zejść musiał Luke Shaw, dopełniając listę kontuzjowanych w drużynie van Gaala.
W 23. minucie znów świetnie zachował się de Gea, który wyczuł problemy Blacketta z Oxlade-Chamberlainem, wyszedł na 10. metr i zmusił rywala do próby obiegnięcia go, blokując po chwili strzał. Niespełna 10 minut później mocno zezłościł się Wilshere faulujący Fellainiego. Nikt, nawet wielki Belg, nie mieli pojęcia o co chodzi, a sędzia może właśnie z tego powodu darował te zachowanie graczowi Arsenalu, który z powodzeniem mógł otrzymać tutaj czerwoną kartkę. Po pół godzinie Arsenal miał 5 strzałów celnych, Manchester zaś… 0. W przypadku gospodarzy liczba ta i tak była niska w porównaniu do tego jaką przewagę Ci wypracowali sobie nad kompletnie zagubionymi gośćmi.
W pierwszej połowie jedyną poważną szansę miał di Maria, który z boku pola karnego finezyjnym uderzeniem chciał pokonać Szczęsnego, minął się jednak z bramką na centymetry. Odmiana przyszła w drugiej połowie po naprawdę pechowej dla „Kanonierów” sytuacji. Z lewej strony dośrodkowanie na Fellainiego posłał Young, Belg jednak odsunął się od kryjącego go Gibbsa, w którego wpadł Wojciech Szczęsny. Polski bramkarz co prawda wybił piłkę, ale po chwili dobijał Valencia, trafiając w leżącego Gibbsa, od którego futbolówka wpadła do siatki. Sam golkiper niestety ucierpiał w starciu z pechowym kolegą z zespołu i został zmieniony przez Damiana Martineza.
United wyglądali o niebo lepiej w drugiej połowie, a może to gospodarze mieli już dość własnej nieskuteczności. Wiele dodawał do niej od siebie de Gea, broniąc m.in. strzał Sancheza z 10 metrów, czy potem uderzenie Cazorli. Manchester zaś starał się ruszyć z kontrą. Jedną niesłusznie przerwał sędzia odgwizdując spalonego, drugą przerwał Cazorla, za co obejrzał żółtą kartkę. W 84. minucie piłkę na drugą połowę otrzymał z obrony Angel di Maria i szybko odegrał ją do ruszającego sam na sam Rooneya. Kapitan „Czerwonych Diabłów” z godną siebie precyzją wykorzystał szansę i podcinką zdobył bramkę na 2:0.
Arsene Wenger zdecydował się wpuścić jeszcze przed drugim golem Oliviera Giroud, który wrócił na boisko po bardzo długiej przerwie. Wyraźnie na jego korzyść był fakt, że sędzia postanowił doliczyć aż 8 minut do drugiej połowy, co Francuz wykorzystał pięknym uderzeniem podbitej piłki, którą po palcach wpuścił de Gea. Na koniec mieliśmy jeszcze żółte kartki za wstrzymywanie gry przez Wilsona oraz za kłótnie z Rooneyem dla Giroud. Zdenerwował rywali di Maria, którego sfaulował Welbeck. Argentyńczyk nie zamierzał się podnieść i zyskiwał czas, który ostatecznie stanął na 99 minutach, dając Manchesterowi 3 punkty i awans do Top 4 po fatalnej postawie Arsenalu. „Kanonierzy” mogą się wstydzić – pierwsza połowa dawała im szansę na rewanż za pamiętne 2:8 z 2011 roku, jednak przez nieskuteczność skończyło się na blamażu.