Arkadiusz Onyszko (Motor Lublin): Moje nazwisko dużo daje
- Jestem już zmęczony pewnymi sytuacjami. Siedzę tyle lat w tym biznesie i wiecznie powtarza się ten sam problem. Gdy grałem w piłkę 20 lat temu, to nie płacili i teraz dalej nie płacą. Nie wiem jak to możliwe - przyznaje trener bramkarzy Motoru Lublin, Arkadiusz Onyszko.
fot. Fot. Tomasz Lewtak / motorlublin.eu
Latem zamienił pan Górnik Łęczna na Motor Lublin. Udało się już wkomponować w sztab szkoleniowy?
Tak, nie było z tym problemu. Z trenerem Marcinem Sasalem znamy się bardzo dobrze od wielu lat, bo kiedyś pracowaliśmy razem przy reprezentacji Polski U18 i U19. W Motorze brakowało trenera bramkarzy od pół roku. Po takim okresie golkiperzy mają ogromne zaległości fizyczne, mentalne i techniczne. Jestem w klubie dopiero ponad miesiąc, ale sądzę, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej
Pojawienie się w sztabie szkoleniowym pana osoby może być magnesem dla młodych bramkarzy?
Myślę, że tak. Podejrzewam, że Leonid Otczenaszenko przyszedł do Motoru dlatego, że tu jestem. Wiadomo, że zamieniając klub ekstraklasowy na III ligę, można kręcić nosem. Moje nazwisko dużo daje. Tym bardziej, że pracowałem parę sezonów w Ekstraklasie jako trener i sam przez wiele lat broniłem. Mam dużo do przekazania młodym chłopakom.
ZOBACZ TEŻ: Dania - Polska w eliminacjach do MŚ 2018 (ZDJĘCIA, WIDEO)
Przechodząc z Górnika do Motoru nie spotykały pana głosy, że to krok w tył?
Nie patrzę na to w ten sposób. Jako zawodnik grałem wiele lat na poziomie Ekstraklasy, nie tylko w Polsce. Mnie nie rajcuje już, że jadę do pracy na stadion Wisły Kraków czy Legii Warszawa, bo sam tego doświadczyłem. A jeżeli mam być w Ekstraklasie i nie otrzymywać swojej pensji przez cztery miesiące, to wolę przyjść do Motoru i popracować z seniorami i młodzieżą. Mam wpływ na młodych zawodników i to ja decyduje jak będę ich kształtował w przyszłości. Mogę spokojnie pracować w rodzinnym mieście na super warunkach.
To właśnie zaległości finansowe były głównym powodem pańskiego odejścia z Górnika?
Na pewno jednym z kluczowych. Zaważył również fakt, że znam prezesa Motoru, Leszka Bartnickiego i trenera Marcina Sasala. Rozmawialiśmy o tym, że jest tu fajna ekipa, która chce osiągnąć wspólny cel, czyli awansować do II ligi. Przede wszystkim dla mnie jest ważne, że jest tu super atmosfera. Cieszy mnie również to, że będę miał wpływ na młodych bramkarzy. Wiadomo, że jak się trenuje w Ekstraklasie, to często w klubach ściągają na bramkę starszego zawodnika czy jakiegokolwiek innego, niekoniecznie pytając się o twoje zdanie. Potem ty sobie musisz z tym radzić, bo jak on źle broni, to jest twoja wina. A w Motorze mam wpływ na obsadę bramki oraz kształtowanie bramkarzy z młodych grup. To jest długoterminowy proces. Myślę, że może minąć parę lat, zanim to wszystko wypali, ale pierwsze kroki już za nami.
Wspomniał pan o atmosferze. W Górniku latem jej brakowało, kiedy z drużyny odchodziło coraz więcej zawodników i sztab szkoleniowy?
Pomimo tego, że nie otrzymywaliśmy wypłat, to trener Franciszek Smuda starał się podtrzymywać dobrą atmosferę w zespole. Łatwo nie było, a trzeba przyznać, że drużyna grała niezły futbol. Ale jestem już zmęczony pewnymi sytuacjami. Siedzę tyle lat w tym biznesie i wiecznie powtarza się ten sam problem. Gdy grałem w piłkę 20 lat temu, to nie płacili i teraz dalej nie płacą. Nie wiem jak to możliwe. Występowałem parę lat za granicą. Pierwszy warunek jaki trzeba tam spełnić, by dostać licencję, to musisz pokazać, że masz pieniądze na pensje i oddać je do depozytu. Jeżeli takie wzorce kiedykolwiek się pojawią w Polsce, to myślę, że zrobi się normalnie. Ale jeżeli będzie tak jak do tej pory, że niektóre kluby mają po 30 milionów długu i dalej dostają licencję? To jest ogromny bałagan, który mnie po prostu już nie bawi.
Ale z Górnikiem rozstał się pan w zgodzie?
Tak. Nie mogę powiedzieć złego słowa o tym klubie.
Praca zarówno z pierwszym zespołem Motoru, jak i grupami młodzieżowymi to duże wyzwanie?
Moim zadaniem jest szkolić jak najlepiej bramkarzy, żeby w końcu po paru latach wychować jakiegoś zawodnika. Najwyższy czas, żeby ktoś mógł powiedzieć „ten piłkarz wyszedł spod ręki Arkadiusza Onyszki”. W drużynach juniorskich i akademii stworzymy swój system, by bramkarze Motoru bronili tak, jak chcę pod względem technicznym.
Niedawno udzielał się pan jako komentator sportowy w telewizji. Jak się pan czuł w nowej roli? Pojawiła się trema
Czułem się fajnie, a tremy nie było. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale powiem szczerze, że zebrałem dosyć pochlebne recenzje po trzech meczach, które współkomentowałem. Najpierw zaproszono mnie na mecz Arka Gdynia – FC Midtyljand, później na rewanż tego dwumeczu. Potem Mateusz Borek z Polsatu poprosił mnie o wsparcie przy okazji meczu Pucharu Polski w Puławach, pomiędzy Legią Warszawa a miejscową Wisłą. Odrobinę na piłce się znam, parę meczów widziałem i trochę grałem (śmiech). Myślę, że jeżeli ludziom się to podoba i chcą dalej mnie słuchać, to z chęcią będę to robił. Jednak wielkiej przyszłości z tym nie wiążę.
------------------------------------------------------------------------------------------------