Arkadiusz Głowacki: Nie tak to miało wyglądać
Arkadiusz Głowacki nie był zadowolony po meczu z Lechią Gdańsk, który Wisła Kraków przegrała na swoim stadionie 0:1. Kapitan „Białej Gwiazdy” przyczyn porażki szukał jednak przede wszystkim we własnym zespole.
fot. Andrzej Banaś
– Chyba sami jesteśmy sobie winni, a nawet na pewno – powiedział Arkadiusz Głowacki. – Do 60, czy nawet 70 minuty czekaliśmy bardziej na to, co zrobi Lechia, niż sami próbowaliśmy przejąć inicjatywę. Muszę jednak dodać, że nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy mieć więcej odbiorów w środkowej strefie i mieliśmy wyprowadzać groźniejsze kontry. Tego praktycznie przez większą część meczu zabrakło i to był nasz problem.
Ostatnie pół godziny było dramatyczne. Zaczęło się od błędu sędziego Pawła Gila, który nie podyktował ewidentnego rzutu karnego dla Wisły. Co jednak ciekawe, Głowacki nieco tłumaczył arbitra. – Jest wiele takich sytuacji, których sędzia może nie widzieć i trudno mieć pretensje – mówi kapitan „Białej Gwiazdy”. – Myślę, że to jednak my powinniśmy przez te 60 minut zrobić więcej. Powinniśmy bardziej dyktować warunki. Wtedy być może nie byłoby takich dramatycznych momentów w końcówce.
A w tej końcówce doszło m.in. do starcia Głowackiego z Grzegorzem Kuświkiem. Wiślak miał już wtedy żółtą kartkę na koncie, ale po ostatnim gwizdku bagatelizował całe zajście, mówiąc: – Myślę, że nie wydarzyło się nic wielkiego. Po meczu wszystko wróciło do normy. Myślę, że nie ma nad czym się rozwodzić.
Sytuacja Wisły po meczu z Lechią jest taka, że szanse na miejsce na podium są już tylko teoretyczne. Głowacki mówi jednak, że nie będzie problemów z motywacją przed kolejnymi spotkaniami: – Sytuacja już przed tym meczem była mocno skomplikowana, jeśli chodzi o grę w europejskich pucharach. Teraz jest jeszcze trudniejsza, ale to nie znaczy, że będziemy podchodzić do meczów w sposób wakacyjny. To są nasze obowiązki, mamy swoje ambicje. Przed tym meczem mówiliśmy, że chcemy grać o zwycięstwo w każdym meczu i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Dziś po prostu zmarnowaliśmy godzinę gry i to na pewno boli. Z drugiej strony w dziesięciu też tak po ludzku wkurzyliśmy się i chcieliśmy odmienić to, co działo się wcześniej. Myślę, że trochę nam się to udało. Trochę w końcówce Lechii krwi napsuliśmy, więc trzeba też szukać pozytywów.
Autor: Bartosz Karcz