Arka strzeliła dwa razy, a i tak zremisowała z Zagłębiem
10 tys. widzów obejrzało mecz w Gdyni. Arka zremisowała z Zagłębiem Lubin 1:1. Zaczęło się dla niej pechowo, bo od samobójczego trafienia Michała Marcjanika. Potem szło lepiej. Wyrównał atomowym strzałem Miroslav Bożok. Do zadania decydującego ciosu zabrakło i czasu, i szczęścia.
To miał być wielki test dla Arki. Test, po którym krytycy zespołu z Gdyni nie będą już mieli szans do umniejszania sukcesów piłkarzy. Do tej pory Arka grała z zespołami które często miały swoje mniejsze bądź większe problemy. Zawsze jednak arkowcy potrafili wykorzystać słabość rywala i pewnie wygrać. Wisła gra w eksperymentalnym ustawieniu? Trzy bramki. Śląsk nie radzi sobie w ofensywie? To wróci do Wrocławia z dwoma golami w bagażu. Nawet Legia myślała ze przejdzie mecz z Arką „drugim” garniturem i szybko została sprowadzona na ziemię.
Arka na początku meczu całkowicie stłamsiła Zagłębie. To była ta Arka, do której kibice w Gdyni są przyzwyczajeni: szybkie akcje, gra kombinacyjna, pressing, groźne kontry. I wszystko szło dobrze do momentu aż nie przypomniał o sobie Filip Starzyński. Pomocnik Reprezentacji Polski dograł piłkę w pole karne z rzutu wolnego, ta przetoczyła się przez głowę Janoszki, a następnie odbiła od kolana Marcjanika i wpadła do siatki.
Zagłębie, nie oddając celnego strzału, prowadziło 1-0 i mogło spokojnie czekać na to co zrobi Arka, a Arka mogła niewiele. Jedna okazja Szwocha i jeden groźny strzał Warcholaka to zbyt mało żeby doprowadzić do wyrównania przed przerwą.
Jednak na drugą połowę żółto-niebiescy wyszli jakby ponownie była 1. minuta meczu i jakby na tablicy wyników widniało 0-0. Szybko zostali za to nastawienie nagrodzeni. Już cztery minuty po rozpoczęciu drugiej połowy Zbozień mocno wrzucił piłkę z autu i spadła ona pod nogi Bożoka na szesnastym metrze. Słowak oddał fenomenalny strzał z woleja i wyrównał stan meczu.
Goście po prostu przestali istnieć w drugiej połowie. Starzyński nie pokazywał kompletnie nic, a akcje gości kończyły się w środku boiska. Niech świadczy o tym fakt, że najgroźniejszą akcją Zagłębia było jedno uderzenie Vlaski zza pola karnego. Z drugiej strony to gospodarze wygrywali większość pojedynków główkowych, zbierali bezpańskie piłki, znakomicie podwajali przeciwników i strzelali na bramkę Polacka. Ogromną pracę w środku pola wykonywali Marciniak z Łukasiewiczem, dobrze do akcji ofensywnych podłączał się Zbozień, Zjawiński starał się zaskakiwać bramkarza gości strzałami z dystansu, znowu dobrze grał Szwoch, a skrzydłem szarpał Marcus da Silva… brakowało tylko kropki nad „i”.
Mimo niesamowitego parcia Arki do zwycięstwa skończyło się na przyjacielskim podziale punktów. Ten remis bardziej szanowań powinni goście, to oni prowadzili jako pierwsi i to oni przeżywali prawdziwe bombardowanie w postaci dwudziestu dwóch strzałów ze strony piłkarzy Arki. Ciężko byłoby mieć jakiekolwiek zastrzeżenia gdyby gospodarze ten mecz wygrali. Status quo jednak został zachowany: Gdynia niezdobyta, Zagłębie niepokonane.
Legia zarobi na LM prawie 100 mln zł. "Awans może się skończyć bolesnym upadkiem"