Jarzębowski: Katowiczanie to nieobliczalna drużyna. Wcale nie są tacy słabi
- Mam nadzieję, że z jakimś specjalnym ochronnym opatrunkiem na powiekę zagram jednak w najbliższą sobotę, a wyleczeniem stawu skokowego zajmę się po rundzie jesiennej - mówi Tomasz Jarzębowski, kapitan Arki Gdynia.
fot. Ryszard Kotowski
Co bardziej boli, rozcięta w meczu z Olimpią Grudziądz powieka, czy jednak porażka 0:1 z tym rywalem w sobotnim meczu w Gdyni?
Zdecydowanie bardziej porażka. Bramkę, która o niej zdecydowała, widziałem dopiero w telewizyjnych powtórkach, bo byłem wówczas w szpitalu, gdzie po brutalnym faulu Adama Cieślińskiego na uszkodzoną powiekę założono mi cztery szwy.
Oprócz tej bokserskiej kontuzji ciągle walczysz z urazem stawu skokowego.
Niestety, to prawda. Ból w kostce nie mija, podleczam ten uraz na bieżąco, bo aby go wyleczyć, musiałbym odpocząć od piłki i treningów około dwóch tygodni. Teraz nie ma na to czasu. Mam nadzieję, że z jakimś specjalnym ochronnym opatrunkiem na powiekę zagram jednak w najbliższą sobotę, a wyleczeniem stawu skokowego zajmę się po rundzie jesiennej.
Gdzie należy szukać przyczyn waszych trzech porażek po 0:1 na własnym stadionie w tym sezonie?
Ciężko powiedzieć. Chyba jednak w naszej słabości w grze ofensywnej. Jak nie zdobywa się bramek, to rywalowi w trakcie 90 minut coś wyjdzie albo dopisze szczęście. Tak było z Flotą Świnoujście, kiedy nieomal strzał życia oddał na naszą bramkę Krzysztof Bodziony, a teraz z Olimpią rywalom pomógł błąd naszego bramkarza.
Gramy o zwycięstwo - takie hasło obowiązywać pewnie będzie na sobotni mecz z GKS Katowice.
My zawsze gramy o zwycięstwo, z każdym chcemy wygrać. Nie inaczej będzie w sobotę. Trzeba przyznać, że katowiczanie to nieobliczalna drużyna. Ma finansowe kłopoty, przegrali dwa ostatnie mecze z rzędu, ale wcale nie są tacy słabi. Do tego mają w ataku groźnego Przemysława Pitrego. Jednak w sobotę, taką mam nadzieję, to my będziemy strzelać bramki.