Arka Gdynia powalczy z Cracovią w meczu tak ważnym jak Puchar Polski
Pójść za ciosem po wielkim sukcesie w finale Pucharu Polski chcą zawodnicy Arki Gdynia, którzy zmierzą się dziś z Cracovią na stadionie przy ul. Kałuży.
fot. Fot. Damian Kujawa/ Polska Press
Spotkanie rozpocznie się o godz. 18 i jest starciem wielkiej wagi. Wynik będzie miał nie tylko olbrzymie znaczenie dla obecnego układu w tabeli, lecz także psychologiczne. W przypadku porażki arkowcy zostaną wyprzedzeni przez ekipę z Krakowa i widmo degradacji z ekstraklasy jeszcze głębiej zajrzy im w oczy.
Gdyby jednak udało się wygrać, wyniki w tej kolejce tak się ułożyły, że żółto-niebiescy odskoczą na dystans trzech punktów nie tylko Ruchowi Chorzów, Śląskowi Wrocław i dzisiejszemu rywalowi, ale także prześcigną w tabeli Górnika Łęczna i Piasta Gliwice. Na dodatek z pierwszą z tych ekip zmierzą się już w piątek o godz. 20.30 u siebie. W przypadku kolejnej wygranej rywale Arki zostaną postawieni pod ścianą i żółto-niebiescy będą mogli powoli przymierzać się do następnego sezonu na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce.
W lepszych humorach do dzisiejszego meczu w Krakowie przystępują z pewnością podopieczni Leszka Ojrzyńskiego. Po wielce emocjonującym boju i zwycięstwie po dogrywce nad Lechem Poznań zdobyli oni w ubiegłym tygodniu Puchar Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie, a po powrocie do Gdyni przywitano ich, jak bohaterów. Trener Arki i zawodnicy podkreślali, że ten wielki sukces może podnieść ich na duchu, powodując, że będą teraz wygrywać także w meczach ligowych.
- Dla nas każde, kolejne spotkanie z sześciu, które pozostały nam w ekstraklasie, ma identyczną rangę, co finał Pucharu Polski - mówi Leszek Ojrzyński. - Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli spaść do pierwszej ligi.
Nad czym myśleć po ostatnim, swoim meczu mają natomiast gracze Cracovii. „Pasy” po niezłej grze i bramkach Mateusza Szczepaniaka oraz Krzysztofa Piątka wygrywały w majówkę z Zagłębiem w Lubinie już 2:0, a do końca spotkania pozostał jedynie doliczony czas gry. Jednak Martin Nespor i Lubomir Guldan dwoma niespodziewanymi trafieniami doprowadzili do wyrównania, zabierając gościom dwa niezwykle cenne punkty. Trener Cracovii Jacek Zieliński nie wytrzymał i z wściekłości zdemolował reklamę, stojącą przy linii bocznej boiska. Trudno się jednak dziwić. Załamani byli też piłkarze. Pałają oni żądzą rewanżu i zapowiadają, że w meczu z żółto-niebieskimi interesuje ich tylko zwycięstwo.
- Arka po zdobyciu Pucharu Polski przyjedzie do Krakowa z dodatkową motywacją - uważa Brazyliczyk Deleu, gracz Cracovii, były obrońca Lechii Gdańsk, który kilka dni temu odebrał polskie obywatelstwo. - Jednak my w meczu przeciwko gdynianom damy z siebie wszystko i wierzę, że trzy punkty zostaną u nas. Mamy ciężką sytuację w lidze. Jednak dwa lata temu było tak samo i obroniliśmy się przed spadkiem.
Porażki w Krakowie nie wyobrażają sobie jednak piłkarze Arki.
- Dla nas jest niezwykle istotne, aby nie przegrywać na wyjazdach - mówi obrońca Krzysztof Sobieraj, który w finałowym starciu przeciwko Lechowi Poznań zagrał 250. mecz w żółto-niebieskich barwach, za co kibice uhonorowali go w sobotę pamiątkową tabliczką.
W meczu przeciwko Cracovii Leszek Ojrzyński wystawić będzie mógł już Dariusza Formellę. Utalentowany skrzydłowy w finale Pucharu Polski nie grał, bowiem nie zezwolił na to Lech Poznań, z którego jest do Arki wypożyczony. Na szczęście przy okazji heroicznego boju na Stadionie Narodowym udało się też uniknąć poważniejszych kontuzji kluczowych zawodników. Nieco więcej pracy mieli natomiast klubowi specjaliści od odnowy biologicznej.
Arka, chcąc wygrać w Krakowie, powinna zagrać lepiej w obronie, niż w ostatnim meczu. Co prawda z Lechem gdynianie stracili tylko jednego gola, jednak stało się tak dzięki nieskuteczności „Kolejorza”. Żółto-niebiescy bronili słabo w ataku pozycyjnym, szczególnie w pierwszej połowie, dopuszczając do dośrodkowań z bocznych sektorów boiska oraz strzałów z dystansu. Notowali też głupie straty, popełniali błędy w ustawieniu i asekuracji, nadziewając się na groźne kontry. Takich sytuacji trzeba dziś uniknąć, bowiem może okazać się, że w meczu przeciwko Lechowi limit szczęścia chwilowo się wyczerpał.
Bez bramek w starciu Liverpoolu z Southampton. "Jesteśmy bardzo zawiedzeni, ale nie składamy broni"
Press Association/x-news