menu

Antyjedenastka 5. kolejki Lotto Ekstraklasy

18 sierpnia 2017, 12:00 | red

Za nami już piąta kolejka sezonu 2017/2018. Wyjątkowo długa (i wcale nie przez dłużące się w nieskończoność spotkania, bo te weekendowe należały do całkiem emocjonujących) – rozpoczęła się w piątek, a skończyła dopiero we wtorkowy wieczór. Wielu będzie wspominać ją korzystnie, inni z pewnością woleliby zapomnieć. Kto tym razem poradził sobie najsłabiej?


fot. Gol24
Golkiper z Gliwic miał trochę pecha. Po pierwsze, że jego koledzy po fachu nie prezentowali się w tej kolejce najgorzej, nie popełniając wielu brzemiennych w skutki błędów. Po drugie nie pomagali mu też koledzy, którzy nie najlepiej spisują się od początku tego sezonu i po trzecie warszawianie rozegrali całkiem niezłe 45 minut. To wszystko, w połączeniu z niepewnymi interwencjami doświadczonego golkipera sprawiło, że to właśnie on zajął miejsce w naszej antyjedenastce. Po meczu przerwy, podczas którego między słupkami Piasta stał Dobrivoj Rusov, powrócił do wyjściowego składu i spotkania w Warszawie nie będzie raczej wspominał korzystnie.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Los bywa przewrotny, mecze piłkarskie jeszcze bardziej. Defensor, który sam starał się ustawiać kolegów, tłumaczył im jak mają ustawić się w linii obrony i jak kryć przeciwnika, popełnił brzemienny w skutki błąd. To właśnie po jego pomyłce lubinianie, a konkretnie Alan Czerwiński zdołał zdobyć wyrównujące trafienie. W swoim debiucie w Lotto Ekstraklasie nie pozostawił więc po sobie najlepszego wrażenia. A to wszystko pomimo prób strzałów po stałych fragmentach gry czy momentami odważnego wychodzenia do ofensywy. Przy tak szerokiej kadrze Czarnogórzec musi pokazywać nieco więcej by być pewnym wyjściowego składu.
fot. Adrian Wykrota / Polska Press
Trzy stracone gole nigdy nie świadczą dobrze o linii defensywy, jeszcze gorzej trzy strzelone przez Jagiellonię, która w poprzednich czterech kolejkach zdobyła zaledwie pięć bramek. I tak jak Bartosza Rymaniaka można uniewinnić tak Amerykanin mocno się do tych trafień białostoczan przyczynił. Nie nadążał z powrotami za atakami rywali, zdecydowanie zbyt liberalnie wpuszczając ich we własne pole karne. To właśnie jego stroną poszły dwie z trzech bramkowych akcji. Na prawej stronie nie potrafił wiele zdziałać, przeciwnicy po prostu mu uciekali, a nawet z pomocą Kena Kallaste pozostawiając spore dziury. Nie garnął się również do ofensywy.
fot. Sławomir Stachura / Polska Press
Miało być tak pięknie. Ogrom letnich transferów, obiecująco brzmiące nazwiska – wydawało się, że Jan Urban ma wszystko, aby poprowadzić swoich podopiecznych co najmniej ku górnej ósemce. Jak dotąd jednak rozczarowują. Również we wtorkowym meczu z Bruk-Betem. W nim nie popisał się zwłaszcza Igors Tarasovs. Defensor wyglądał na nieco zagubionego we własnym polu karnym, co biorąc pod uwagę, że naprzeciw siebie miał nie najbardziej bramkostrzelną Termalicę Mariusza Rumaka, jest nawet wyczynem. Gdyby nie nieskuteczność Davida Guby, jego pomyłki mogły okazać się brzemienne w skutki. A tak nadzieja na zwycięstwo tliła się w sercach wrocławian aż po ostatnią minutę…
fot. Pawel Relikowski / Polska Press
Wraz z początkiem sezonu trochę niespodziewanie pojawił się w wyjściowej jedenastce Cracovii. Pomysł Michała Probierza z postawieniem na lewej obronie właśnie na niego okazał się trafionym – młody zawodnik nie wystraszył się ekstraklasowej atmosfery i od samego początku sprawiał dobre wrażenie hamując ofensywne zapędy rywali. Do czasu – 18-letniemu zawodnikowi, który juniorskie lata spędził w szkółce Pasów, w czasie meczu z odwiecznym rywalem zagotowała się głowa. Dwie żółte kartki otrzymane za niepotrzebne faule w drugiej połowie i pozostawił kolegów samych sobie. Okazało się to gwoździem do trumny, bez niego na murawie Biała Gwiazda zdobyła dwa gole, w związku z czym okazała się lepszym z krakowskich zespołów.
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Już w pierwszej połowie otrzymał co najmniej dwa wartościowe prezenty, z żadnego nie zdecydował się jednak skorzystać. Najpierw świetne podanie od Bartosza Śpiączki, po którym okrutnie przestrzelił obok słupka, by potem nie zamienić na gola błędu Igorsa Tarasovsa. Mógł więc przed przerwą dać Słonikom dwubramkowe prowadzenie, a koniec końców ani raz nie wpisał się na listę strzelców. Zdenerwowało to Mariusza rumaka, który zdjął go już w przerwie.
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Jego powrotu na ekstraklasowe boiska w Gliwicach wyczekiwano od dawna. Kolejna w karierze bardzo ciężka kontuzja wyeliminowała go z gry na przeszło rok. Charakter, pozytywne nastawienie oraz ogromna walka jaką stoczył w ostatnich miesiącach sprawiły, że stał się ulubieńcem kibiców. Do tego dobra forma w pierwszych dwóch spotkaniach po powrocie. Jego postawa na murawie wprawiała w optymizm przed meczem z Legią. Tym razem zagrał jednak sporo poniżej oczekiwań. Wpuszczony na murawę po niespełna godzinie gry, jedyne czym zapisał się w pamięci kibiców do bezmyślne faule, za które na dobrą sprawę mógł wylecieć z boiska. W ofensywie nie dał wiele, przegrywał pojedynki z rywalami przez co musiał uciekać się do fauli. Po raz pierwszy od dawna swoim występem pozostawił niesmak.
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Motywacji Słoweńcowi z pewnością nie brakowało. Woli walki również nie można mu odmówić. Szkoda tylko, że czasem oprócz kreowania kolejnych natarć na bramkę Legionistów, przekładał ją na dyskusje czy przepychanki z rywalami. Głowa momentami się gotowała, a tylko dobre serce arbitra sprawiło, że Zivec dograł to spotkanie do końca. Starał się wykreować optymalne sytuacje bramkowe dla Piasta, samodzielnie uderzał też w stronę siatki warszawian, lecz brakowało skuteczności lub po prostu na drodze ku szczęściu stawali mu przeciwnicy. To wzmagało w nim sportową złość, a ta z kolei nigdy nie jest dobrym doradcą. I tym razem nie okazała się najlepszym.
fot. Arkadiusz Gola / Polska Press
Wychowanek nowosądeckiego klubu, silnie związany z nim nie tylko emocjonalnie, ale i rodzinnie. Jemu ambicji oraz woli walki odmawiać nie można. Tym razem grał trochę na zwolnionych obrotach. Jego poczynania w ofensywie nie należały do najskuteczniejszych, starania nie przynosiły efektów. A wszystko przez nieskuteczność oraz nieporozumienia z partnerami. Podania nie zawsze lądowały pod nogami adresatów, dawał się dogonić na skrzydle. Jego błędy dostrzegł także Radosław Mroczkowski, który zdecydował się ściągnąć go już w przerwie. Zmieniający Danka Patrik Mraz zrobił znacznie więcej zamieszania oraz sprawił więcej problemów płocczanom.
fot. Wojciech Wojtkielewicz / Polska Press
Nie bez powodu schodząc został wygwizdany przez kibiców. Fani z Kielc nieczęsto zwracają się przeciwko swoim piłkarzom, jednak forma jaką zaprezentował napastnik nie zasługiwała na pochwałę. Na murawie spędził przeszło 70 minut i w tym czasie nie zdążył wykreować większego zagrożenia pod bramką Mariana Kelemena. A miał ku temu okazje, bo otrzymał kilka optymalnych podań od swoich kolegów. Żadnego z nich nie udało się jednak wykorzystać. Niecelne uderzenia i problemy z ucieczką przed parą stoperów białostoczan. I tak po pięciu kolejkach obecnych rozgrywek, wciąż pozostaje bez trafienia. Biorąc pod uwagę, że Gino Lettieri ma do dyspozycji coraz większą liczbę zawodników, Górskiemu może być ciężko o wyjściową jedenastkę również w tym tygodniu.
fot. Sławomir Stachura / Polska Press
Po raz drugi z rzędu zdołał zakwalifikować się do naszej antyjedenastki. Biorąc pod uwagę, że to dopiero trzeci ligowy mecz w tym sezonie, jest to jakieś osiągnięcie. Konsekwentnie utrzymuje formę, nie zbliżając się nawet do wpisania na listę strzelców. W sobotę ponownie zmarnował kilka bramkowych sytuacji, tym razem nie podołał stojącemu w bramce nowosądeczan Michałowi Gliwie. Nie przybliżył swoich kolegów do zwycięstwa, a wręcz przeciwnie – łatwo dawał ogrywać się Dawidowi Szufrynowi czy Michalowi Piter-Bućko. W następnych spotkaniach może mieć kłopot z otrzymaniem miejsca w wyjściowym składzie.
fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Zlatan Alumerović (Korona Kielce) - Oleksiy Dytyatev (Cracovia), Dmytro Chomczenowskij (Jagiellonia Białystok), Bartłomiej Kasprzak (Sandecja Nowy Sącz), Michał Mak (Śląsk Wrocław), Jakub Bartosz (Wisła Kraków), Flavio Paixao (Lechia Gdańsk)
fot. Andrzej Szkocki / Polska Press
1 / 13

Polecamy