menu

Antyjedenastka 27. kolejki LOTTO Ekstraklasy według GOL24! [GALERIA]

5 kwietnia 2017, 18:10 | RED

Po reprezentacyjnej przerwie powróciły rozgrywki Lotto Ekstraklasy, a wraz z nią ogrom ligowych emocji. Niektórzy będą wspominali ubiegły weekend pozytywnie, inni nieco mniej. Niektórzy wręcz będą starali się o nim jak najszybciej zapomnieć. Kto poradził sobie w 27. kolejce najsłabiej? Oto antyjedenastka.


fot. Fot. Lukasz Kaczanowski/Kurier Lubelski/Polska Press
Wpuścić cztery gole w meczu z Górnikiem Łęczna? Z całym szacunkiem dla podopiecznych Franciszka Smudy, ale trochę wstyd. Zwłaszcza, że przy nieco lepszej grze udałoby się tego uniknąć. Pierwszy gol to efekt jego nieporozumienia z Krzysztofem Sobierajem, przy trzecim futbolówka przeleciała mu zaraz przy rękawicy. Przy trafieniu z rzutu rożnego w wykonaniu Szymona Drewniaka nawet nie ruszył się z miejsca. Przez całe spotkanie był po prostu niepewny. Jego szanse na występ w najbliższy weekend poprawia jedynie słaba forma Pavelsa Steinborsa (co za wielbłąd w PP z Wigrami!).
fot. Tomasz Bolt/Polska Press
Zadaniem obrońcy jest blokowanie strzałów. On rzeczywiście to robił. Szkoda tylko, że stanął na drodze uderzeniu Przemysława Trytki. Pod własną bramką był już mniej aktywny. Nie uratował swojego zespołu przy kolejnych próbach łęcznian. Nie radził sobie z ofensywnymi zawodnikami Górnika, pozwalał im na oddawanie strzałów, czasem brakowało go w polu karnym. Wraz z kolegami nie potrafił upilnować Grzegorza Bonina czy Bartosza Śpiączki.
fot. Piotrhukalo
Rzut karny podyktowany po jego faulu wydaje się być nieco kontrowersyjnym, szczególnie że zadecydował bezpośrednio o końcowym wyniku. Niemniej jednak defensor Słoników zachował się nieco nieodpowiedzialnie. Nie popisał się również przy innych sytuacjach bramkowych Jagiellonii. Wpuszczał rywali w pole karne, przez co zmuszał do interwencji Krzysztofa Pilarza. Golkiper Bruk-Betu chwilami musiał uwijać się jak w ukropie, bo jego linia defensywy bezbłędna bynajmniej nie była. Można powiedzieć, że niecieczanie mieli trochę szczęścia – zejście z murawy Konstantina Vassiljeva sprawiło, że ich praca stała się znacznie łatwiejsza. Wciąż jednak Ziajka miał problem z wypełnieniem swoich zadań.
fot. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Spotkanie we Wrocławiu zapowiadało się wyjątkowo nudno. Najgorszy zespół u siebie vs. najgorszy zespół na wyjeździe. Swój zaszczytny tytuł potwierdzili tylko goście. Rafał Grzelak miał w tym swój udział. Miał stawić czoła Joanowi Romanowi, który został uznany graczem meczu. Obrońca Korony ułatwił mu grę. We własne pole karne zapraszał chlebem i solą, pozwalał na wdzieranie pod samą bramkę. Grzelak wcale nie nadążał za Hiszpanem, spóźniony także przy bramce Ryoty Morioki. Nie udzielał się także w ofensywie.
fot. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Mecze w Płocku nie słyną z szybkiego tempa, czy porywających akcji. Sobotnie spotkanie jednak nie rozczarowało, a wręcz przeciwnie. Dobra gra gospodarzy cieszyła oko. Tego samego nie można powiedzieć o piłkarzach Cracovii. Szczególnie o Deleu, który kompletnie nie radził sobie ze stojącym naprzeciw siebie Dominikiem Kunem. Skrzydłowy Wisły zaliczył dwie asysty. Brazylijczyk z polskim paszportem nie pomagał również przy kryciu Mateusza Piątkowskiego. Napastnik odważnie poczynał sobie w polu karnym Pasów, dzięki czemu miał swój udział przy aż trzech trafieniach. Z taką grą defensorów Grzegorz Sandomierski miał bardzo dużo pracy.
fot. Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Całkiem fajną ekstraklasową kolejkę zakończono okrutnie nudnym meczem w Chorzowie. Tam w ramach Małych Derbów Niebiescy podjęli Piast. Sporo gry w środku pola i mało składnych akcji – to wszystko spowodowane prostymi indywidualnymi błędami. Vranjes nie radził sobie w środku pola z rywalami, nie potrafił także oszukać obrońców Ruchu. Michał Helik czy Rafał Grodzicki skutecznie odczytywali jego zamiary. A gdy raz ich zaskoczył i po podaniu ze środka pola, znalazł w sytuacji sam na sam, uderzył obok bramki. Szkoda – jego gol mógł otworzyć to spotkanie i sprawić kibicom znacznie ciekawszą końcówkę.
fot. Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Zawsze przyjemnie patrzy się na młodych Polaków otrzymujących swoją szansę w Lotto Ekstraklasie. Podświadomie kibicujemy im, licząc że może kiedyś będą ważyć o sile dorosłej reprezentacji Polski. Piotr Stokowiec nie stroni od wystawiania młodzieży i na ciężkim terenie w Gdańsku wystawił niespełna 2-letniemu zawodnika w wyjściowej jedenastce. Dla Jagiełły to nie pierwszyzna, jednak tym razem zupełnie sobie w tej roli nie poradził. Lechiści zdominowali go w środku pola. Praktycznie niewidoczny w ofensywie, łatwo dawał się ogrywać rywalom. Nie bez powodu ściągnięty już w przerwie.
fot. Andrzej Szkocki/Polska Press
Ten weekend nie mógł być dla Bruk-Betu łatwy. Długa podróż na stadion aktualnego lidera, na którym Jagiellonia jest wyjątkowo mocna. Podopieczni Michała Probierza na swoim boisku punktów tracić nie zwykli. Słoniki, będące bez swego trenera, nie wystraszyły się i zdołały stworzyć sporo sytuacji. Chwilami to oni prowadzili grę i kreowali sobie kolejne sytuacje. Zabrakło jedynie wykończenia. Tutaj swoje trzy grosze dołożył David Guba, który nie potrafił skierować piłki w światło bramki, mając kilka naprawdę dobrych szans. Również jego dośrodkowania w kierunku Vladislavsa Gutkovskisa nie zawsze trafiały do adresata.
fot. Sebastian Maciejko
Mecz w Płocku był dla niego ogromną szansą. Kontuzje i kartki wyłączyły z meczu z Wisłą całe stado piłkarzy Pasów. I dlatego od pierwszej minuty, po bardzo długiej przerwie wybiegł młodzieżowy reprezentant Słowacji. Rywal z nie najwyższej półki, ładna pogoda – w sobotę wszystko sprzyjało temu, żeby były zawodnik AS Roma wreszcie udowodnił swoją wartość. A pokazał jedynie, że Jacek Zieliński nie mylił się sadzając go na ławce czy na trybunach. Słabe statystyki to nie przypadek – Vestenicky po raz kolejny rozegrał słabe spotkanie, pokazując że od przybycia do Polski jak na razie zalicza regres.
fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski /Polska Press
Stadion przy Łazienkowskiej może wzbudzić lęk. Szczególnie u stawiających swoje pierwsze kroki młodych zawodników. Wszak to obiekt Legii, na którym punkty stracił wielki Real Madryt. O tym usłyszał najwyraźniej napastnik Pogoni, który na boisko wybiegł nieco wystraszony. Bał się pokazywać do piłki, starał nie przeszkadzać defensorom z Warszawy i w ogóle unikał jakiegokolwiek udziału w ofensywnych akcjach. Zagrożenie stworzone przez niego pod bramką Arkadiusza Malarza – praktycznie żadne. Z takim atakiem, Portowcy skazani byli na porażkę.
fot. Bartek Syta / Polska Press
Wynik 0-3 ze Śląskiem Wrocław sugeruje słabą grę kielczan w defensywie. W ataku nie było jednak lepiej. Para Micanski – Palanca, która w tej rundzie już nie raz decydowała o punktach dla Korony, tym razem zupełnie nie istniała. Bułgar został praktycznie przykryty czapką przez defensorów wrocławian. Praktycznie nie stwarzał kłopotów golkiperowi Śląska. Mimo, że na boisku spędził ponad godzinę, nie oddał żadnego groźniejszego strzału.
fot. Sławomir Stachura
[b]Ławka rezerwowych: [/b] Grzegorz Sandomierski (Cracovia) - Dawid Sołdecki (Arka Gdynia), Hubert Matynia (Pogoń Szczecin), Piotr Polczak (Cracovia), Mateusz Cetnarski (Cracovia), Jarosław Niezgoda (Ruch Chorzów), Michal Papadopulos (Piast Gliwice).
fot. Andrzej Banas / Polska Press
1 / 13

Polecamy