Antybohaterowie 14. kolejki
Kto zagrał słabo, gorzej i najgorzej w 14. kolejce ekstraklasy? Zobacz antybohaterów, którzy swoimi występami na boisku poddają w wątpliwość sens płacenia piłkarzom w naszej lidze horrendalnie wysokich kontraktów!
Robak (Widzew), Dudzic (Cracovia),
Smolarek (Polonia W.), Łuczak (Cracovia), Płotka (Arka), Manu (Legia)
Brzyski (Polonia W.), Jodłowiec (Polonia W.), Polczak (Cracovia), Janus (Cracovia)
Witkowski (Arka)
Bramkarz
Norbert Witkowski (Arka Gdynia): Zawalił dwie bramki w meczu z Legią, przy rzucie karnym też zachował się źle, puszczając piłkę pod sobą. W tej kolejce o miejsce bramkarza w anty-jedenastce spokojnie mogli walczyć również Szymon Gąsiński i Radosław Cierzniak, jednak to Witkowskiemu przypada ten wątpliwy zaszczyt.
Obrońcy
Tomasz Brzyski (Polonia Warszawa): Na skrzydle dawał się raz po raz ogrywać rywalom. Jedynym plusem jest to, że po jego rzucie wolnym padła jedna z bramek dla Polonii. To jednak za mało.
Tomasz Jodłowiec (Polonia Warszawa): Środek obrony wyraźnie nie służy zawodnikowi "Czarnych Koszul". Słabo zagrał już w meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, teraz było jeszcze gorzej. Dawał się ośmieszać Nowakowi, a ostatecznie faulował napastnika GKS prokurując rzut karny i wylatując z boiska.
Piotr Polczak (Cracovia Kraków): Zespół stracił aż cztery bramki i trudno nie postawić pod tablicą środkowych obrońców, zwłaszcza że wyjątkowo tym razem trudno winić za gole bramkarza "Pasów", Marcina Cabaja. Kosanović też zagrał nie najgorzej - zostaje Polczak.
Krzysztof Janus (Cracovia Kraków): Gra defensywy Cracovii w pierwszej połowie meczu z Jagiellonią to była katastrofa. Janus nie mógł zagrać chyba słabszego spotkania, przynajmniej taką nadzieję mają kibice "Pasów". - Nie mamy wyboru, nie mamy nikogo innego na tę pozycję - tłumaczy konieczność wystawiania Janusa, trener krakowian, Jurij Szatałow.
Pomocnicy
Euzebiusz Smolarek (Polonia Warszawa): Bezproduktywny z przodu, nie stwarzał zagrożenia pod bramką rywali. Nie tego można oczekiwać od zawodnika z gwiazdorskim kontraktem.
Wojciech Łuczak (Cracovia Kraków): Zagrał słabe zawody i został zmieniony już w przerwie. Pierwsza stracona bramka idzie na jego konto, bo łatwo dał się ograć w środku pola i stracił piłkę. Jak to się skończyło boleśnie przekonał się cały zespół.
Michał Płotka (Arka Gdynia): Idziemy o zakład, że nie zna języka japońskiego. Więc po jakiego "grzyba" wdawał się w dyskusję z egzotycznym arbitrem spotkania? W efekcie dał się frajersko wykartkować i osłabił swój zespół.
Manu (Legia Warszawa): Kolejny słaby mecz portugalskiego skrzydłowego Legii. Był chaotyczny, źle dośrodkowywał. Jedynym pocieszeniem dla kibiców może być żółta kartka, przez którą nie wystąpi w następnym spotkaniu. Na pewno wielu sympatyków klubu z Łazienkowskiej odetchnęło przez to z ulgą.
Napastnicy
Bartłomiej Dudzic (Cracovia Kraków): Napastnik, co bramek nie strzela. Wszedł w drugiej połowie i miał dużo czasu na pokazanie się z dobrej strony. Więcej jednak przeszkadzał niż pomagał w konstruowaniu akcji ofensywnych.
Marcin Robak (Widzew Łódź): Bezbarwny występ napastnika łódzkiego zespołu. Nie był w stanie poradzić sobie z 18-letnim debiutantem, Rafałem Janickim. Nie do takiej dyspozycji przyzwyczaił snajper Widzewa.
Sędzia:
Na specjalne wyróżnienie zasługuje także japoński sędzia, Masaaki Toma, który wypaczył wynik spotkania Legii z Arką, dyktując rzut karny dla gospodarzy w kontrowersyjnej sytuacji. Bruma niewątpliwie ciągnął Radovicia za spodenki, ale sędzia powinien przerwać grę już wcześniej, kiedy Serb faulował Brumę.