Andrzej Iwan: Nie skazuję Wisły na porażkę w meczu z Legią. Musi jednak zagrać perfekcyjnie
Legia nie gra wcale dobrze atakiem pozycyjnym, ale potrafi błyskawicznie przejść z obrony do ataku i jest w tym czasami zabójczo skuteczna. I właśnie skuteczność będzie kluczem do uzyskania dobrego wyniku przez Wisłę w Warszawie – mówi Andrzej Iwan, były piłkarz „Białej Gwiazdy”, a dzisiaj ekspert stacji Polsat Sport.
fot. Wojciech Matusik
– Jak duże szanse ma Wisła Kraków na dobry wynik w niedzielnym meczu z Legią w Warszawie?
– Trudno to jednoznacznie określić, ale na pewno „Biała Gwiazda” nie stoi na straconej pozycji. Legia wcale nie jest prymusem, jeśli chodzi o wiosenną dyspozycję w ekstraklasie. Ma jednak w swoich szeregach piłkarzy, którzy są w stanie przesądzić wynik indywidualnymi akcjami. Można tutaj wspomnieć choćby o Williamie Remy’m. To udany zakup Legii, wyglądał w pierwszych meczach bardzo dobrze. Wisła natomiast, jeśli myśli o korzystnym wyniku przy Łazienkowskiej, musi być przede wszystkim bardzo dobrze zorganizowana. Szczerze mówiąc, na komplet punktów za bardzo nie liczę, ale myślę, że krakowian stać na wywalczenie remisu.
– Wisła gra nieco inaczej niż jesienią. Zostawia m.in. dużo miejsca na bokach boiska. Czy nie za dużo?
– Tym akurat bym się aż tak bardzo nie przejmował. Widać, że Joan Carrillo chce zagęścić środek boiska i można to zrozumieć, bo z tego miejsca idzie najwięcej akcji, pada stamtąd najwięcej bramek. Z boku, nawet jeśli przeciwnikowi uda się dośrodkować, to przy odpowiednim kryciu, zawsze można skasować taką akcję. To czego najbardziej brakuje mi w grze Wisły, to jakości w grze ofensywnej. Znów, tak jak jesienią, można liczyć przede wszystkim na przebłyski formy Carlitosa. Początek wiosny niezły miał też Jesus Imaz, który pokazał się z dobrej strony, w jednym, czy drugim meczu, ale już w ostatnim nie do końca. Problemem Wisły jest to, że czasami nie ma kto obsłużyć Carlitosa. Czasami on sam musi pracować na swoje sytuacje. Jest kłopot w drugiej linii, również na skrzydłach. Miejsce stracił w składzie Patryk Małecki, drugie skrzydło też nie funkcjonuje zawsze dobrze. Miała być nowa jakość z przyjściem trenera Carrillo, ale ja jej póki co, nie za bardzo widzę. To jest trochę taka gra od przypadku do przypadku. Wiele jest do poprawienia. Ja chciałbym widzieć Wisłę grającą ofensywny futbol, ale chyba na razie jej na to nie stać.
– Jeśli szukać zmian w porównaniu do jesieni, to Wisła dłużej utrzymuje się przy piłce. Czy nie jest to jednak sztuka dla sztuki, bo w ślad za tym nie idą seryjnie stwarzane sytuacje podbramkowe?
– Rzeczywiście, Wisła ma dłużej piłkę, ale większość zagrań idzie albo do tyłu, albo wszerz boiska. Sytuacji nie jest za wiele. To może już lepiej postawić na grę z kontry, na szybkie przejście z obrony do ataku po przejęciu piłki. Utrzymanie się przy piłce może jest i ważne w futbolu, ale ważniejsze jest to, jak szybko potrafisz przejść z obrony do ataku. Tak, żeby rzeczywiście zaskoczyć przeciwnika. Jak się rozgrywa wolno, to każda drużyna ustawi się w obronie i wtedy o sytuacje jest już szalenie trudno.
– W meczu, w którym Legia przegrała z Jagiellonią, pozostawiła przeciwnikowi wiele miejsca do rozgrywania piłki. Jeśli tak samo warszawianie zagrają z Wisłą, ta może to wykorzystać?
– Może, bo Legia rzeczywiście jest dość rozciągnięta na boisku, formacje są dość daleko od siebie i można z nią pograć w piłkę. Tylko, żeby to zrobić, trzeba mieć do tego dobrych zawodników w środku pola. Mnie natomiast brakuje jakości w drugiej linii Wisły. Rafał Boguski ma tylko przebłyski, najczęściej gubi się w tłoku. Pozostali zawodnicy mają natomiast więcej atutów w defensywie niż w ofensywie. Pozostaje zatem przede wszystkim Carlitos.
– Trener Joan Carrillo upiera się, że zawodnikiem, którego stać na trudne, otwierające podania, jest Nikola Mitrović. Tylko, że jak na razie atuty Serba widzi chyba tylko trener Wisły, bo już kibice pożegnali Mitrovicia ostatnio solidną porcją gwizdów.
– Dla mnie Mitrović na razie zawodzi. Większy potencjał widzę w Haliloviciu. Mitrović jest zdecydowanie za wolny. Halilović ma więcej atutów, jest przy tym zawodnikiem młodym i myślę, że warto byłoby mocniej zainwestować w niego. Poświęcić mu więcej czasu i dać mu więcej szans. To on może być przyszłością Wisły. Jest też teraz Petar Brlek, ale jeśli popatrzymy na jego dokonania sprzed transferu do Włoch, to miewał dobre i bardzo dobre mecze, ale przeplatał je również bezbarwnymi występami. Nie liczyłbym zatem, że on w pojedynkę pociągnie zespół. Chyba, że dostanie wsparcie w postaci dwóch pomocników, a on będzie miał więcej swobody w grze ofensywnej.
– Wspomniał Pan o indywidualnościach. Legia na ten moment ma ich więcej i jeśli tacy piłkarze mają decydować o wyniku niedzielnej konfrontacji, to szanse warszawian stoją zdecydowanie wyżej. Zgodzi się Pan z taką opinią?
– Nie nie da się ukryć, że Legia jest faworytem. Oglądałem na żywo jej ostatni mecz w Gdańsku. Lechia miała swoje sytuacje, ale jeśli z Legią gra się nieskutecznie, to nie ma co nawet marzyć o dobrym wyniku. Legia ma w ofensywie Radovicia, Niezgodę. Ten ostatni niby nie pasuje do wyobrażeń niektórych osób o grze Legii, którzy chcieliby widzieć ten zespół, grający atakiem pozycyjnym, kombinacyjną piłką. Jarek jest natomiast piłkarzem, który szuka bardzo prostych rozwiązań i to mu na razie bardzo dobrze wychodzi. Legia nie gra wcale dobrze atakiem pozycyjnym, ale ma to, o czym mówiliśmy wcześniej – potrafi błyskawicznie przejść z obrony do ataku i jest w tym czasami zabójczo skuteczna. I właśnie skuteczność będzie kluczem do uzyskania dobrego wyniku przez Wisłę w Warszawie. Przypomnę mecz w Białymstoku, gdzie przy wyniku 0:0, „Biała Gwiazda” miała dwie bardzo dobre okazje. Nie wykorzystała ich, a później Jagiellonia strzeliła gola. Teraz, jeśli wiślacy nie chcą wracać do Krakowa z pustymi rękoma, muszą być skuteczni. Ja na porażkę ich absolutnie nie skazuję. To dobry moment, żeby podnieśli swoje morale. Muszą jednak zagrać jako całość perfekcyjny mecz.