Andrzej Iwan dla Ekstraklasa.net: Życzę Pawłowskiemu, żeby zdominował naszą ligę
- Legia jest faworytem, ale są drużyny, które mogą pokrzyżować warszawianom szyki. Chodzi o takie zespoły, jak Lechia Gdańsk, czyli prawdopodobnie nowa siła Ekstraklasy, Lech Poznań czy Wisła Kraków - stwierdził w rozmowie z nami Andrzej Iwan, były reprezentant Polski, a obecnie komentator Orange Sport.
fot. Jan Hubrich
Rozmowę zaczniemy od raczej mało przyjemnych rzeczy. Chodzi oczywiście o występ polskich drużyn w europejskich pucharach.
Wczorajszych meczów nie widziałem (rozmawialiśmy w piątek - red.), oglądałem jedynie środowy mecz Legii, w którym warszawianie zagrali katastrofalnie. Po pozostałych wynikach można natomiast powiedzieć jasno, że Lech się skompromitował, a pozostałe kluby w normie. Nie spodziewałem się zwycięstwa Zawiszy, natomiast Ruchu już tak. Nie jest ono zbyt okazałe, ale myślę, że pozwoli chorzowianom powalczyć o awans. Mimo wszystko, nie skreślałbym ani Legii, ani Lecha. Natomiast najciężej, mimo chyba najlepszego występu, będzie miał bydgoski Zawisza, ponieważ belgijska drużyna jest w stanie skutecznie obronić dorobek z pierwszego meczu.
Europejskie puchary to jedno, ale teraz rusza liga. Legia, mimo pucharowego występu, chyba dalej jest głównym faworytem do mistrzostwa.
Na pewno tak. Środowy występ nie zmienia mojej opinii, że Legia jest głównym faworytem. Podkreślam jednak, że nasza liga to jest zupełnie coś innego niż gra w europejskich pucharach, niż w ogóle piłka europejska. Tutaj mamy swoje emocje. Tak naprawdę, nasza liga jest świetnie pokazywana, występuje duże zainteresowanie mediów, ale sam produkt jest nieciekawy. Myślę, że Legia jest faworytem, ale są drużyny, które mogą pokrzyżować warszawianom szyki. Chodzi o takie zespoły, jak Lechia Gdańsk, czyli prawdopodobnie nowa siła Ekstraklasy, Lech Poznań czy Wisła Kraków, która ma co prawda wąską kadrę, ale z tym, co ma, powinna walczyć o czołowe lokaty.
Właśnie, Lechia Gdańsk. To obecnie bardzo ciekawie budowana drużyna. W Gdańsku są spore pieniądze, przeprowadza się dobre transfery. Pana zdaniem, ten zespół ma już w tym sezonie szanse na mistrzostwo?
Można powiedzieć, że tak, ale trzeba zaznaczyć, że w Gdańsku było bardzo mało czasu na zbudowanie drużyny, na wyłonienie jej szkieletu. Jest nowy trener, który myślę, że nie będzie brał pod uwagę tego, jak zawodnicy grali w poprzednim sezonie. Wydaje mi się, że każdy ma czystą kartę, bo trener nie zna piłkarzy. Nie wierzę, że obserwował wcześniejsze mecze Lechii wnikliwie i marzył o podjęciu pracy w Gdańsku. Czymś go jednak przekonano. Sprowadzono wielu zawodników i trener pewnie gdzieś ich tam obserwował, ale prawdopodobnie tylko na kasetach. Machado zaufał ludziom, którzy te transfery przeprowadzali, i teraz w jego rękach jest to, żeby poukładać zespół jak najszybciej i żeby pojawiły się efekty.
A jeżeli chodzi o Lechię, to mówiło się, że będzie pan pracował tam przy opiniowaniu transferów. Jak wygląda ta sytuacja obecnie?
Jeszcze nie pracuję. Myślę jednak, że do tego dojdzie. W międzyczasie trochę się pozmieniało, bo przyszedł nowy trener, było też kilka innych spraw. Teraz transfery były bardzo czytelne. Każdy wiedział, kogo tak właściwie bierze do drużyny, bo przecież to nie były anonimowe nazwiska. Nie było zatem potrzeby i pośpiechu w tym, abym zaczął tam pracę. Myślę jednak, że teraz całą sprawę już sfinalizujemy.
Mówi pan, że to nie były anonimowe nazwiska. Który transfer Lechii jest pana zdaniem najciekawszy? Pawłowski, może Borysiuk?
Akurat Borysiuk to nie moja bajka. Wiadomo, na co go stać. Jest to stosunkowo młody piłkarz, ale w pewnym momencie, jeszcze w Legii, zaczął grać trochę jak taki „rębajło”. A przecież jak wchodził do tej drużyny, to był nadzieją polskiej piłki i to nie tylko klubowej. Moim zdaniem piłkarsko nie rozwinął się do końca. Jeżeli chodzi natomiast o Bartka Pawłowskiego, to absolutnie uważam, że to piłkarz o wielkim potencjale. W Maladze grał trochę za mało, ale teraz będzie miał szansę się odbudować, pokazać i ewentualnie znowu przenieść się do mocniejszej ligi. Chociaż, jeżeli w najbliższym czasie Lechia będzie takim mocarstwem w Polsce, że będzie grała również w Europie, to wtedy potrzeby wyjazdu nie będzie. Jednak myślę, że ci wszyscy zawodnicy są do Gdańska ściągani też po to, aby w przyszłości jeszcze na nich zarobić.
A te wszystkie transfery Lechii przypominają trochę początek Bogusława Cupiała w Wiśle?
Tak, trzeba przyznać, że można to porównać w ten sposób. Na początku działania pana Cupiała, jeżeli chodzi o transfery, były bardzo skuteczne. Wtedy były właściwie dwa kluby, które liczyły się na rynku i które wydawały pieniądze w każdym możliwym okienku. Były to właśnie Wisła i Amica Wronki. Ściągały one również młodych piłkarzy, a teraz takich zawodników kluby sobie nie wyrywają, chociaż Legia i Lech rozgrywają pod tym względem jakieś pojedynki.
Generalnie jednak sytuacje obecnej Lechii i tamtej Wisły są bardzo podobne. W Krakowie sukces przyszedł bardzo szybko. Wtedy jesienią Wisła była na szarym końcu, a wiosną grała tak, że o mało nie zdobyła mistrzostwa. Życzę Lechii tego samego, ale nie będzie to takie proste. Tym bardziej, że krakowianie zaczęli wtedy grać dobrze po zimie, czyli mieli więcej czasu na zgranie i przygotowanie drużyny. I właśnie czasu będą potrzebowali gdańszczanie, a trener będzie pewnie rozliczany bardzo szybko.
A co do Wisły, myśli pan, że teraz ma ona najtrudniejszy moment? Wąska kadra, konflikt z kibicami, problemy finansowe…
Myślę, że akurat strona sportowa nie jest tak zła, jak właśnie pozostałe, czyli organizacyjna, czyli finansowa, oraz relacje na linii działacze – kibice. Tam jest właśnie problem. Brak kibiców wiąże się z dalszym pogłębianiem się kryzysu finansowego. Dni meczowe są szalenie ważne w budżetach klubów europejskich, więc jeśli kibice nie będą przychodzić, to z czego regulowane będą długi? Sponsorzy nie walą teraz drzwiami i oknami. Pamiętamy ustawę antyhazardową, która zabrała wielu sponsorów, i teraz następni nie garnął się do piłki jakoś specjalnie. Wydaje mi się jednak, że Wisła na razie wszystkie sprawy „czyści” odpowiednio. Chwilowo jest to klub dotknięty biedą, ale mający ambicję wrócić na właściwe tory, również jeżeli chodzi o stronę finansowo-organizacyjną. Być może ten kryzys jest krótkotrwały, może potrwa trochę dłużej, ale myślę, że piłkarze będą cierpliwi i odetną się od tego, jakie problemy ma klub, a skoncentrują się na zielonej murawie.
Jeżeli natomiast o stronę sportową, to kadra nie jest może zbyt szeroka, ale jest w niej duży potencjał. Są przecież Stilić, Brożek, Garguła czy Głowacki. Teraz przyszedł Jankowski czy Sadlok, który były parę lat temu namaszczany na jednego ze zbawców polskiej piłki. Odeszło kilku zawodników, ale też znowu nie jakichś rewelacyjnych. Szkoda Michała Chrapka, ale na pozycji defensywnego pomocnika może go zastąpić Darek Dudka. Wtedy z kolei trzeba poszukać stopera i tak dalej… Mimo wszystko, jeżeli chodzi o porównanie do innych drużyn, to Wisła musi być w czwórce. Moim zdaniem jest to obligatoryjne. W tym miejscu niepokoją mnie tylko słowa trenera Smudy, że sukcesem będzie załapanie się do górnej ósemki i tak dalej. Ja w dalszym ciągu uważam, że Wisłę stać na to, żeby być jedną z czterech czołowych drużyn w kraju.
Wspomniał pan o Michale Chrapku. On został wytransferowany do Włoch, a teraz Wisła traci też Ostoję Stjepanovicia, który doznał kontuzji i co najmniej rundę, a może i cały rok, nie będzie do dyspozycji trenera. To spore straty, bo środek pola w Wiśle trzymał się w tamtym sezonie nieźle.
Tak, ale w takim układzie w środku możemy spokojnie znaleźć miejsce dla Łukasza Garguły, który stworzyłby z Darkiem Dudką duet środkowych pomocników. Grając przy tym na dwóch napastników, bo są Brożek i Jankowski. Myślę, że przy tak wąskiej kadrze, jaką dysponuje Wisła, jest możliwość dokonania takich roszad, aby te luki uzupełnić. Michała Chrapka bardzo szkoda, bo ten zawodnika bardzo dobrze się rozwijał, ale coś za coś. Albo zatrzymać Chrapka, albo dostać pieniądze za jego transfer. Więc wiadomo było, że Wisła będzie chciała zarobić, bo pieniądze są jej bardzo potrzebne.
Ostoi życzę powrotu do zdrowia, ale jego strata nie jest aż tak wielka, jak Chrapka. Michał był zdecydowanie lepszym zawodnikiem. Potrafił grać i do przodu i do tyłu. Ostoja to z kolei tylko i wyłącznie destrukcja. I to też nie w takim wymiarze, żeby nie dało się tego załatać.
Myśli pan, że skoro kadra Wisły jest wąska, to teraz więcej szans dostaną juniorzy?
Myślę, że będzie tak potrzeba choćby ze względu na sytuację w danym momencie. Będą kartki, będą kontuzje. Juniorzy zdobyli mistrzostwo Polski, ale to wcale nie musi znaczyć, że są tam sami utalentowani chłopcy. Być może wygrali, bo byli dobrym zespołem. Jednak z tego, co słyszałem i wiem, jest tam kilku utalentowanych chłopaków i oni będą dostawali szansę.
Tak odchodząc od sytuacji Wisły i patrząc ogólnie na transfery w naszej lidze, nie uważa pan, że ciekawy model wybrał Zawisza, który ściąga piłkarzy z np. trzeciej ligi portugalskiej (ostatnio z drugiej)?
Oczywiście, że tak. Ja już dawno podkreślałem, że kierunek portugalski jest bardzo ciekawy. Już nie mówię o tamtejszej trzeciej lidze, gdzie można tanio dostać zawodnika. Kluby naszej Ekstraklasy, które mają pieniądze, są konkurencyjne dla średnich zespołów Primeira Liga. Pokazuje to choćby Lechia, która ściągnęła dwóch zawodników z ekstraklasowych drużyn z Portugalii. To jest świetny kierunek, bo jest tam kapitalna młodzież, która nie zawsze dostaje szansę, a w naszej lidze może się wybić dosyć łatwo. Mam tylko nadzieję, że ci sprowadzani do nas zawodnicy to nie będzie jakiś „szrot”, jak to często bywało do tej pory. Że nie będą to zawodnicy, którzy przyjadą i będą musieli grać, bo ktoś, kto ich sprowadził, będzie musiał dawać im szansę, ponieważ gdyby robił inaczej, to wyszłoby na to, że sprowadził ludzi, którzy się nie nadają. A wtedy mógłby stracić pracę.
A czy to czasami nie jest trochę niepokojące dla naszej piłki, że piłkarze sprowadzani z niższych lig zagranicznych w naszej Ekstraklasie nie odstają, a czasami nawet się wyróżniają? To nie pokazuje poziomu naszej ligi?
Pokazuje i nie łudźmy się, że ten poziom jest dobry. On jest niski. Jest sporo meczów wyrównanych, większość drużyn prezentuje taki poziom, jak prezentuje, co później widzimy w europejskich pucharach. Wtedy nie potrafimy sobie bez problemów poradzić z europejskimi słabeuszami. Jeżeli chodzi o tych zawodników z niższych lig zagranicznych, to jeśli są to tacy gracze, od których nasi młodzi piłkarze mogą się czegoś nauczyć, to niech przyjeżdżają.
Ale czy na poziom ligi nie wpływa też fakt, że kluby oferują zbyt wysokie zarobki. Zawodnicy nie są przepłacani?
Oczywiście, że zawodnicy są przepłacani. Tylko, gdybyśmy popatrzyli poważnie i rzetelnie oraz zaczęli tak przyznawać licencje i rozliczać kluby, to nie wiem, czy Ekstraklasa liczyłaby około ośmiu zespołów. Dobrym przykładem jest tu Lens, które nie otrzymało licencji na grę w Ligue 1, bo do planowanego budżetu 48 milionów euro brakowało 10 milionów. Mieli jakiś czas na odwołanie i może jakoś skombinują te pieniądze, ale na razie nie ma ich we francuskiej ekstraklasie. U nas właśnie ta kwestia jest przerażająca. Kluby nie naprawiają swoich problemów, tylko brną w jeszcze większe zaległości, bo wiedzą, że wypełnią papiery i może nikt ich dokładnie nie sprawdzi. A później jest tylko idiotyczne mówienie, że „papiery są dobrze wypełnione, więc można przyznać klubowi licencję”. A tak naprawdę te kluby żyją z wirtualnych pieniędzy. I w mojej opinii to jest problem polskiej piłki.
Do Ekstraklasy trafiło teraz również kilku zawodników z 1.Ligi. Pan komentuje te rozgrywki, pana zdaniem to są gracze, którzy mogą wnieść do rozgrywek jakość?
Na pewno jest kilku takich. Myślę, że Zwoliński z Pogoni, który grał ostatnio w Łęcznej. Mimo że był młodzieżowcem, miał duży wpływ na grę Górnika, z którym wywalczył awans. Na pewno bracia Mak z Bełchatowa, którzy już kiedyś pokazali się w Ekstraklasie, a teraz w pierwszej lidze okrzepli i nabrali pewności. Maciej Wilusz, który gra teraz w Lechu. Co prawda przeczytałem, że popełnił wczoraj duży błąd w meczu w Estonii, przez który lechici przegrali, ale to trochę głupie tłumaczenie, bo powinni strzelić rywalom cztery bramki i nie byłoby problemu. Jest również Rafał Grzelak, który teraz jest w Podbeskidziu. W Dolcanie grał też Dariusz Zjawiński. To jest klasyczny środkowy napastnik i Cracovia bardzo dobrze zrobiła, że go pozyskała. Nawet, jak „Pasy” będą grały na jednego, to w przypadku posiadania takiego zawodnika, jak Dawid Nowak, który ma talent, ale niestety jest też szklany, taka rywalizacja czy współpraca może wyjść tylko na dobre.
A jakby pan ocenił beniaminków Ekstraklasy?
Nie wróżę im wielkich sukcesów, czyli gry o czołowe lokaty. Być może powalczą o pierwszą ósemkę. Mimo wszystko wydaje mi się jednak, że będą skazani na grę o utrzymanie. Bliżej do tego Górnikowi Łęczna, bo Bełchatów był poza Ekstraklasą tylko rok. I pamiętajmy, że kiedy z niej spadał, to wiosnę miał naprawdę bardzo dobrą. Myślę jednak, że cztery, a nawet sześć zespołów będzie walczyć o utrzymanie. I w tej grupie są beniaminkowie.
To już na koniec, co dla pana w tym okienku transferowym było największą niespodzianką?
Na pewno ofensywa transferowa Lechii, choć ja akurat wiedziałem, że tak będzie. Mimo wszystko, dobrze było to obserwować, bo to naprawdę duża rzecz. Jeżeli chodzi o sezon, to ciekawy jestem, jak wyglądał będzie Bartek Pawłowski, bo ja bardzo cenię talent tego piłkarza. Ten zawodnik ma duże możliwości i życzę mu, żeby zdominował naszą ligę.