Analizujemy mecz Lechia - Pogoń. Gdańszczanie rzeczywiście mają problem z płynnym przesuwaniem gry
Lechia Gdańsk w 3. kolejce Ekstraklasy zdobyła pierwszy punkt w rozgrywkach remisując na własnym stadionie z Pogonią Szczecin. Punkt ten w obliczu oczekiwanych trzech oczek został przyjęty jako porażka, której w tym meczu było na prawdę blisko. Co miał wpływ na losy tego meczu oraz jak padały bramki? Zapraszamy do krótkiej analizy tego spotkania.
Lechia w dwóch pierwszych pojedynkach z Cracovią oraz Lechem Poznań raziła brakiem pomysłu na rozgrywanie akcji. Atak pozycyjny biało-zielonych to była prawdziwa męczarnia dla futbolowych oczu. Wolno, bez koncepcji, bez ruchu w przednich formacjach. Za całe zło kibice obarczali Sebstiana Milę oraz Daniela Łukasika, którzy w przetrzymywaniu piłki i zagraniach w poprzek lub do tyłu górowali na tle całego zespołu. Jerzy Brzęczek połowicznie posłuchał trybun i w spotkaniu z Pogonią mecz z ławki zaczął Łukasik. Zarówno Borysiuk jak i Vranjes na papierze powinni poradzić sobie dużo lepiej w rozegraniu piłki od tyłu. Początek meczu wskazywał, że był to dobry pomysł bowiem Lechia zaczęła ofensywnie i z polotem. Posiadali dużą przewagę, potrafili zepchnąć rywala do defensywy i stwarzać zagrożenie pod bramką. W 14. minucie spotkania drużyna Pogoni skapitulowała pod tym naporem i Lechia po bramce Adama Buksy wyszła na prowadzenie.
"Portowcy" ocknęli się dość szybko, a spore w tym zasługi gospodarzy którzy po objęciu prowadzenia nagle wrócili do grania z poprzednich kolejek. Dali się zdominować i już nie potrafili tak płynnie grać w ofensywie. Grzegorz Kuświk, który zastąpił strzelca bramki Adama Buksę był niewidoczny niemal przez cały mecz co na pewno miało wpływ na grę biało-zielonych w ataku. Druga połowa to już coraz większa nerwowość. Kibice stanowczo domagali się lepszej gry, ale tych oczekiwań nie byli wstanie spełnić ich piłkarze. Do końca meczu to Pogoń była bliższa zdobycia zwycięskiej bramki, ale czym bliżej końca tym zadowolenie z remisu było większe i przede wszystkim skupili się na kontrolowaniu przebiegu gry nie chcąc stracić przypadkowego gola.
KLUCZOWE STATYSTKI
Poza pierwszymi 20. minutami mecz toczył się tak jak zaplanował to sobie Czesław Michniewicz. Plan "Portowców" był taki sam jak w Poznaniu, czyli skupienie się na defensywie oraz atak na rywala dopiero od linii środkowej boiska. Natomiast w momencie odbioru próbowali jak najszybciej dostać się do sytuacji strzeleckich. Znając słabość w rozegraniu Lechii można było z powodzeniem zastosować taką taktykę bowiem ilość przechwytów gwarantowała stwarzanie sytuacji. Najistotniejsze w takim graniu jest podejmowanie szybkich i ryzykowanych decyzji (podań do przodu zaraz po odbiorze) dzięki czemu w kilka sekund gracze ze Szczecina przedostawali się pod bramkę Marica. Taktyka ta wydaje się idealna dla krajowych zespołów, które mają problemy z atakiem pozycyjnym i dzięki dopracowaniu szybkiego ataku mogą być niebywale groźnie dla swoich rywali. Ważne aby po przechwycie nie uspokajać gry, nie zagrywać do tyłu lub w poprzek tylko podejmować ryzykowane decyzje i kierować piłkę natychmiast do przodu. Jak widać Michniewiczowi udało się zaszczepić taką myśl swoim piłkarzom i dzięki temu zbiera plony w postaci trzech oczek w Poznaniu i punktu w Gdańsku. Jako potwierdzenie posłużyć może poniższych schemat, który pokazuje jak często "Portowcy" grają do przodu. Przypomnijmy jednocześnie, że w 1. kolejce grając na wyjeździe z Lechem Poznań mieli aż 51% zagrań do przodu.
Jednocześnie powyższy schemat utwierdza w przekonaniu, że Lechia ma problemy z płynnym przesuwaniem gry pod bramkę rywali. Aż 63% piłek zagranych do tyłu lub boku nie mogło wpływać pozytywnie na grę gospodarzy. Sebastian Mila nie jest w najwyższej formie, a jego zmiennik Piotr Wiśniewski mimo większej ruchliwości też nie wniósł oczekiwanej jakości. Dodać należy, że dobrą robotę wykonała linia defensywna Pogoni umiejętnie skracając pole gry i nie pozostawiając wolnych przestrzeni, a w środku dominował Mateusz Matras. Jednak od takiej drużyny jak Lechia oczekuje się lepszej gry bowiem kadrowo jest to jedna z lepszych ekip i u siebie są wstanie zdominować każdego rywala. Nie widać pomysłu w ataku pozycyjnym, a z upływem czasu widoczna była różnica w przygotowaniu fizycznym. To goście byli szybsi, zwrotniejsi - co również przekładało się na trafność podejmowanych decyzji. Ekipie Jerzego Brzęczka wyraźnie brakuje świeżości zarówno w nogach jak i głowie na początku sezonu.
JAK PADAŁY BRAMKI
Adam Buksa 1:0
Całe nieszczęście dla gości rozpoczęło się od straty w środku pola Rafała Murawskiego. Kapitan "Portowców" za długo holował piłkę, a powinien grać szybciej do dobrze ustawionego Lewandowskiego lub Małeckiego bądź w ostatniej fazie bezpiecznie do stoperów. Ten bardzo dobrze i agresywnie zaatakowany przez Borysiuka i Buksę stracił piłkę po czym gdańszczanie od razu ruszyli na bramkę Kudły. Strzał Borysiuka zdołał jeszcze zablokować Czerwiński, ale to odbita trafiła wprost pod nogi Adam Buksy, który nie miał problemów z jej opanowaniem i strzeleniem obok wybiegającego bramkarza Pogoni. Warto też zauważyć złe ustawienie Jarosława Fojuta, który w momencie strzału Borysiuka powinien wyjść wyżej do dobrze ustawionych w linii Nunesa i Frączczaka. Takie ustawienie zostawiło by na pozycji spalonej trzech graczy Lechii, w tym strzelca bramki.
Łukasz Zwoliński 1:1
Jak widać na powyższym obrazku po dośrodkowaniu Mateusza Lewandowskiego i zgraniu piłki przez defensora Lechii, bardzo dużo czasu i swobody miał Łukasz Zwoliński. Napastnik Pogoni dobrze przyjął piłkę i natychmiast przygotował ją sobie do strzału na lewą nogą. Dużo dobrego w tej akcji zrobił Adam Frączczak, który zabrał ze sobą Jakuba Wawrzyniaka co pozwoliło Zwolińskiemu po ograniu Nazario mieć moment na strzał, który od razu wykorzystał. Spóźniony w tej sytuacji jest Ariel Borysiuk, którzy dobrze doskoczył do rywala, ale w ostatniej fazie zamiast pójść zdecydowanie na piłkę zatrzymał się przez co futbolówka odbiła się od niego i zaskoczyła Marica. Co ciekawe najbardziej zdeterminowany do zatrzymania Zwolińskiego był Vranjes znajdujący się najdalej od piłki (zaznaczony kolorem niebieskim), który poszedł wślizgiem do samego końca i był bliski zblokowania strzału.