menu

Damian Zbozień: To, że nie udało się w Rosji, nie znaczy, że kończę karierę [WYWIAD]

26 lutego 2015, 12:27 | Łukasz Madej/Gazeta Krakowska

- Teraz liczy się tylko najbliższy trening i spotkanie z Wisłą. W każdym razie 1 lipca, po zakończeniu wypożyczenia, mam się stawić w Permie. Umowa będzie ważna jeszcze przez rok - mówi Damian Zbozień, obrońca GKS-u Bełchatów.

Damian Zbozień to wychowanek Zyndrama Łącko, a do Rosji trafił z Gliwic
Damian Zbozień to wychowanek Zyndrama Łącko, a do Rosji trafił z Gliwic
fot. Polskapresse

Pęknięcie w kadrze skoczków. Ziobro: Ja swoją decyzję już podjąłem

Przyjazd Wisły Kraków (w sobotę do Bełchatowa - przyp.) wywołuje dodatkowe emocje, czy "Biała Gwiazda" stała się już zwykłym ligowcem?
To ciągle marka i tak już zostanie. Na szacunek piłkarze Wisły pracowali latami. To, że mają teraz problemy nie znaczy, że szacunek powinien być dla nich mniejszy. Tam nadal występują dobrzy zawodnicy, którzy grają o najwyższe cele.

W sobotę oczy kibiców będą zwrócone jednak nie tylko w stronę choćby Semira Stilicia, bo przecież Pana powrót z Rosji odbił się szerokim echem.
Czy ja wiem? Chyba zdecydowanie bardziej będą patrzeć na Stilicia. To piłkarz, który robi dużą różnicę. A ja? Pewnie ktoś na mnie z trybun zerknie i to wszystko.

Do kraju wraca Pan na chwilę?
Powiem tak: kiedy wyjeżdżałem przed rokiem, byłem bardzo mocny psychicznie, czułem się pewny siebie. Snułem jakieś plany, ale życie bardzo szybko je zweryfikowało. Nauczyłem się, że - szczególnie w sporcie - nie ma co za bardzo wybiegać w przyszłość. Teraz liczy się tylko najbliższy trening i spotkanie z Wisłą. W każdym razie 1 lipca, po zakończeniu wypożyczenia, mam się stawić w Permie. Umowa będzie ważna jeszcze przez rok.

A przez miniony rozegrał Pan w Rosji tylko sześć spotkań.
Na pewno oczekiwałem, że będzie tego dużo więcej.

Mówi się, że ekstraklasa fizycznie nie przygotowuje na wyjazd do mocniejszej ligi.
W Rosji dużo więcej się biega, jest inna specyfika pracy, ale nie podoba mi się takie deprecjonowanie naszej ligi. OK, treningi były zdecydowanie cięższe niż w Polsce, ale lubię pracować, nigdy nie miałem z tym problemu i nie narzekałem. Zgadzam się z tym, co powtarza Kuba Wawrzyniak (grali razem w Amkarze - przyp. ŁM).

Czyli?
Że wszyscy, na każdym kroku, na tę naszą ligę narzekają, a tutaj naprawdę gra się ciężko. Jeśli chodzi o poziom to rosyjska jest mocniejsza, bogatsza, ale całą otoczkę to nasza ekstraklasa ma dużo lepszą.

Inne różnice?
W Rosji jest większa rywalizacja, kadry są liczne, meczowa to 22 zawodników, a nie tak jak u nas 18. W Amkarze mieliśmy dziewięciu obrońców, a ja pod względem doświadczenia byłem chyba na siódmym miejscu.

Początek był obiecujący, więc czemu jednak się nie udało?
Główny czynnik był taki, że trener, który mnie ściągnął, odszedł do Dynama Moskwa. Na początku mieliśmy bardzo dobre wyniki, grałem od trzeciej kolejki, ale trenera szybko podkupiono i wszystko się zmieniło. Po jakimś czasie zaczęliśmy też grać trójką stoperów, więc na bokach mogli występować skrzydłowi, a nie tylko boczni obrońcy - jak ja. Sam mecz z CSKA rozegrałem na środku obrony, a z Zenitem na lewej stronie. Śmiałem się, że jestem wszędzie i nigdzie.

Przeciwko słynnemu Hulkowi Pan walczył.
Żartowaliśmy nawet w szatni, że rozegrałem mało spotkań, ale wystąpiłem w tych najfajniejszych, czyli z Zenitem, CSKA, Dynamem. Zaliczyłem najlepszych przeciwników. A Hulk? Absolutny europejski top. Ma wrodzoną siłę, szybkość. Pójdzie jeszcze do którejś z najlepszych lig świata. Grałem mało, ale jak widać, czegoś mogłem się nauczyć.

To może trzeba było jednak zostać w Permie.
Wypożyczenie to dobra opcja. Amkar walczy o utrzymanie i widziałem, że trener będzie stawiać na doświadczonych zawodników. Kolejne pół roku na ławce mijałoby się z celem. Zobaczymy, jak wszystko będzie wyglądać, bo aż piętnastu piłkarzom kończą się niedługo kontrakty. To, czy będę tam jeszcze potrzebny lub nie, zależy od tego, w jaki sposób będą budować zespół na kolejny sezon. Ale jak mówiłem - już tak daleko myślami nie wybiegam.

Przed wyjazdem przypięto Panu łatkę zawodnika, który może być w reprezentacji prawym obrońcą numer dwa. Po Łukaszu Piszczku.
Dwa to może ciężko, bo jest jeszcze przecież choćby Łukasz Broź, ale tak - gdzieś ten cel przyświecał. Nie wolno jednak po jednym potknięciu rezygnować. To, że nie udało się w Rosji, nie znaczy, że kończę karierę. Nadal mam swoje ambicje. Zamierzam pracować ciężko. Ciągle chciałbym spełnić marzenie o debiucie w reprezentacji. Bądźmy jednak realistami, to bardzo odległe. Jest wielu bardzo dobrych zawodników, którzy są w tym momencie zdecydowanie przede mną.

Kłopoty w obronie mają i Cracovia, i Wisła. Nie było pomysłu, żeby przenieść się bliżej rodzinnego Łącka?
Coś tam się pojawiło, ale nie ma o czym rozmawiać. Zresztą, już pojawiają się jakieś głosy, że za pół roku pójdę tu i tam, ale odpowiadam, że nie zaprzątam sobie tym głowy. Chcę mieć ją czystą.

W Bełchatowie ciągle będzie Pan grać na prawej obronie?
Tam lubię najbardziej, ale nie zamykam się. Jestem brany po uwagę na każdej pozycji obrony. Nie ma mowy o marudzeniu.

Gazeta Krakowska


Polecamy