Alfred Finnbogason, trzeci strzelec Bundesligi, mógł grać w Lechii Gdańsk
Alfred Finnbogason jest jednym z najlepszych strzelców niemieckiej Bundesligi. Przed laty Islandczyk mógł grać w... Lechii Gdańsk.
fot.
W ostatnich latach rywalizacja o tytuł króla strzelców Bundesligi została totalnie zdominowana przez Roberta Lewandowskiego i Perre'a-Emericka Aubameyanga. Nie inaczej jest w tym roku. Na półmetku rozgrywek niemieckiej ekstraklasy klasyfikacji strzelców przewodzi Polak z dorobkiem piętnastu trafień. Dwie bramki mniej ma na swoim koncie napastnik Borussii Dortmund.
Tuż za jego plecami, z jedenastoma bramkami, plasuje się Alfred Finnbogason z FC Augsburg. Islandczyk w sobotnim spotkaniu z SC Freiburg (3:3) zaliczył hat-tricka i właśnie dzięki temu awansował na podium we wspomnianej wyżej klasyfikacji. Co ciekawe, siedem lat temu Finnbogason był bardzo blisko przejścia do.. Lechii Gdańsk. Po jego ostatnim występie przypomniał o tym na Twitterze dziennikarz Tomasz Ćwiąkała.
2010 - Alfred Finnbogason rozmawia z Lechią. Klub nie chce zapłacić za niego 200 tysięcy euro Breiðablikowi.2017 - Alfred Finnbogason trzecim strzelcem Bundesligi (za Lewandowskim i Aubemayangiem).— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) 17 grudnia 2017
Transfer Islandczyka był już właściwie ustalony. Tomasz Kafarski, ówczesny trener Lechii, poleciał do Islandii, by porozmawiać z napastnikiem, który walczył wówczas o koronę króla strzelców islandzkiej ligi. Kafarski obserwował Finnbogasona podczas meczu na szczycie, w którym jego Breidablik zremisował 1:1 z IBV Vestmannaeyja, a bramkę zdobył właśnie Finnbogason. - To napastnik, którego piłka szuka w polu karnym. Strzela gole głównie prawą nogą i głową, ale lewa nie służy mu do podpierania - opisywał zawodnika popularny "Kafar".
Lechia szybko ustaliła warunki kontraktu z zawodnikiem i kwotę transferu z klubem, który zażyczył sobie 100 tysięcy euro. Transakcja miała dojść do skutku po ostatniej kolejce islandzkiej ekstraklasy, rozgrywanej w systemie wiosna-jesień. Breidablik ostatecznie przegrał walkę o tytuł i zakończył sezon na drugim miejscu, a włodarze nieoczekiwanie podwoili kwotę, za którą byli gotowi oddać Finnbogasona. - Wszystko było już ustalone, a nagle zażyczyli sobie więcej pieniędzy. Nasza odpowiedź brzmi: podtrzymujemy ofertę - mówił Błażej Jenek, ówczesny dyrektor generalny biało-zielonych.
Ostatecznie z transferu nic jednak nie wyszło. Z jednej strony można zrozumieć, że działaczy Lechii zdenerwowało to, że w ostatniej chwili Islandczycy zażyczyli sobie dwa razy więcej pieniędzy i nie chcieli dać dwustu tysięcy z Finnbogasona. Z drugiej, pół roku później wyłożyli 215 tys. euro na Kamila Poźniaka...
A Finnbogason zamiast do Lechii trafił do belgijskiego Lokeren. Po dwóch latach przeniósł się do holenderskiego SC Heerenveen i tam zrobiło się o nim głośno. W ciągu dwóch lat zdobył 59 bramek w lidze, a w drugim sezonie z dorobkiem 31 trafień został królem strzelców Eredivisie. Zainteresowały się nim kluby z najlepszych lig w Europie, ostatecznie za 8 mln euro trafił do Hiszpanii, do Realu Sociedad. Tam się nie sprawdził, po roku został wypożyczony do Olympiakosu Piresu, a potem do Augsburga. Od poprzedniego sezonu jest już pełnoprawnym zawodnikiem ekipy z Niemiec i wraca do wielkiej formy.
Manchester City Guardioli jak Barcelona? "Nie lubię porównywać różnych zespołów"
Press Association/x-news