Alexandra Kosecka: Jest tyle ciekawszych zajęć od chodzenia na imprezy
- Stereotypy na temat WAGs są niestety negatywne, choć nie uważam, żeby były tworzone na wyrost. Znam dziewczyny, które maja ukończone studia, pracują i maja pasje, ale to jest garstka. Większość spędza czas na siłowni, zakupach, kawkach itp - uważa Alexandra Kosecka, żona wypożyczonego z Legii Warszawa do niemieckiego SV Sandhausen Jakuba Koseckiego.
fot. www.backstagesport.pl/
Zacznę od Waszej przeprowadzki i zmiany klubu Kuby z Legii Warszawa do SV Sandhausen. Już się przeprowadziliście?
Od dobrych kilku tygodni jesteśmy już w Niemczech. Ostatnio znaleźliśmy mieszkanie, przywieźliśmy juz wszystkie rzeczy z Warszawy i jesteśmy na etapie urządzania się.
Znasz tam kogoś?
Na razie nikogo nie znam. Nie miałam jeszcze czasu na nawiązywanie kontaktów, a dodatkowo nieznajomość języka niemieckiego utrudnia komunikacje (okazuje się, ze nie wszyscy mówia tu po angielsku). Niedługo pewnie poznam partnerki kolegów Kuby z klubu. Od października, jak zacznę studia, z pewnością nawiąże nowe znajomości.
Jak sobie radzisz sama w mieście?
Tak jak wcześniej wspomniałam, (Niemcy są z angielskim na bakier) to bardzo dobrze. Udało mi sie załatwić studia, a to był dla mnie priorytet. Zapisałam się do szkoły językowej na intensywny kurs niemieckiego, a oprócz tego na kurs hiszpańskiego, bo nie chce zaprzepaścić roku spędzonego na iberystyce. Jak Kuba jest na treningach uwielbiam chodzić po mieście, zwiedzać, szukać rożnych ciekawych miejsc, ponieważ Heidelberg, w którym mieszkamy, jest przepięknym, klimatycznym miasteczkiem.
Opowiedz proszę, bo to pewnie zainteresuje większość naszych czytelniczek, jak się poznaliście z Kubą?
Mieliśmy wspólnych znajomych, kilka razy minęliśmy się na imprezach, aż w końcu Kuba odważył się do mnie napisać. I ta "znajomość" trwa do dziś (śmiech).
Rok temu dostałaś się na studia, co z nimi?
Niestety w związku z tym, ze nie mowię po niemiecku, nie mogę kontynuować studiów na kierunku iberystyka. Również studia magisterskie nie wchodziły w grę, ponieważ kierunki, na których wykładowym językiem jest angielski to przedmioty ścisłe, na które z tytułem licencjata (dziennikarstwo) nie zostałabym przyjęta. Jedynym wyjściem był urlop dziekański na iberystyce i zdawanie części przedmiotów zdalnie. Od października zaczynam nowy kierunek, jedyny możliwy bez znajomości języka - stosunki międzynarodowe. Jednak chęć studiowania na tutejszym uniwersytecie, jednym z najstarszych w Europie, o ogromnej renomie, jest dla mnie ogromną motywacją do nauki języka niemieckiego, tak aby móc się tu przenieść na semestr letni.
Masz jakieś przyjaciółki, które poznałaś dzięki piłce?
Tak, są to partnerki Michała Żyro, Daniela Łukasika i Bartka Bereszyńskiego. Ambitne, mądre i dobre dziewczyny. Z racji tego, że wszystkie jesteśmy partnerkami piłkarzy i znamy specyfikę ich zawodu, mamy podobne problemy i rozterki, wiec łatwiej nam o pewnych rzeczach rozmawiać.
To teraz ciężkie pytanie. Co myślisz o słynnych WAG's? Jakie masz podejście do tego określenia?
Uważam, że określenie to jest neutralne. Ot, nazwa danej grupy społecznej - kobiet piłkarzy. Jednak stereotypy na temat WAGs są niestety negatywne, choć nie uważam, żeby były tworzone na wyrost. Znam dziewczyny, które maja ukończone studia, pracują i maja pasje, ale to jest garstka. Większość spędza czas na siłowni, zakupach, kawkach itp. Niektóre poświęcają się rodzinie i dbają o dom. Dlatego też te stereotypy nadal funkcjonują, bo nie oszukujmy się, zajmowanie sie domem i dziećmi to nie jest nie wiadomo jak męcząca praca, nie mówiąc o chodzeniu na zakupy czy spotkaniach z koleżankami. Jednak wychodzę z założenia, że każdy ma prawo żyć jak chce. To że ja nie wyobrażam sobie takiego życia, chcę się rozwijać, uczyć i pracować, nie oznacza, że każda partnerka piłkarza musi posiadać takie ambicje.
Rzadko się pokazujesz na tzw. "ściankach". Dlaczego?
Nie czuję takiej potrzeby. Jest tyle ciekawszych zajęć od chodzenia na imprezy i stawania na ściankach.
Jakiś czas temu media pokazały Twój wywiad z innej strony, niż powinny. Dałaś o tym tez wpis na facebooku. Jak się z tym czułas?
Zgodziłam się na wzięcie udziału w tym projekcie, ponieważ osoba, która skontaktowała się ze mną, mówiła, że chcą pokazać życie wybranych partnerek piłkarzy "od kuchni". Pomyślałam, że to może być ciekawy materiał, bo mogłabym zaprosić ekipę na zajęcia na uczelni czy opowiedzieć o moich pasjach. Materiał kręciliśmy dwa dni, w trakcie których opowiadałam o sobie, o moich pasjach i planach na przyszłość. W materiale pojawiła sie nawet moja mama, ktora opowiadała o moim dzieciństwie itp. Niestety żadnych praw do tego materiału nie miałam, wiec nawet nie mogłam go obejrzeć przed emisja. Kiedy w końcu materiał został wyemitowany, byłam w szoku. Wypowiedzi zostały tak powycinane, żeby pokazać, że nic nie robię, tylko siedzę w domu i chodzę do kosmetyczki. Było mi bardzo przykro, bo nie sądziłam, że efekt końcowy będzie tak wyglądać. Łatwiej byłoby mi sie pogodzić z efektem końcowym tego materiału, gdybym rzeczywiście nic nie robiła, ale tym bardziej budzi sie w człowieku złość, kiedy wie, że to, co zostało pokazane odbiega drastycznie od rzeczywistości. Żałuję też, że w ostatniej chwili odwołali zaproszenie do studia, ponieważ widząc ten materiał mogłabym zareagować. To była dla mnie lekcja - w obecnych czasach media są brutalne. Nie liczy się pokazanie prawdy, tylko tego, co będzie miało wysoką oglądalność, co wygeneruje komentarze. Osoby, które mnie znają wiedzą, że moje życie tak nie wygląda. Dostałam nauczkę na przyszłość i od tamtej pory nie pojawiam się nigdzie w mediach.
Tym bardziej ciesze się, że zgodziłaś się na rozmowę. Jesteś odporna na "hejt"?
Kiedyś przejmowałam się anonimowymi wpisami, ale z czasem zrozumiałam, że chamskie komentarze nie świadczą źle o mnie, ale o osobie, która je pisze. Zrozumiałam, że nie można się przejmować opinią kogoś, kto mnie nie zna, kto często nie potrafi pokazać swojego zdjęcia, ujawnić swojej tożsamości. Nigdy się wszystkim nie dogodzi, więc nie widzę sensu w udowadnianiu takim ludziom, że coś jest prawdą lub nie, na nasz temat. Cenię sobie konstruktywna krytykę lub uwagi od osób, które mnie znają i mówią dana rzecz w dobrej wierze i wolę na tym się skupiać, niż na bezwartościowych hejtach.
Mało osób wie, że pasjonujesz się jazdą konną. Chcesz jakoś rozwinąć tą pasję?
Dzięki rodzicom i mężowi mam ogromny przywilej, który pozwala mi skupić się na edukacji. Jestem im za to ogromnie wdzięczna, bo wiem, że wiele osób w moim wieku musi godzić naukę z praca, a ja mogę studiować dziennie i skupić się na nauce. W chwili obecnej chcę sie dokształcać - studiować i uczyć języków. Mam kilka pasji, ktore zaszczepili we mnie rodzice. Jedną z nich jest jeździectwo. Tata zawsze mi mówił, że mam to we krwi, po dziadku, który był ogromnym pasjonatem jazdy konnej. Zaczęłam jeździć w wieku 7 lat. W wieku 10 lat dostałam kucyka. Warunkiem, abym go dostała było zdobycie 50 piątek w szkole. Pamiętam to do dziś - kartka podzielona na 50 kratek, w których wpisywałam upragnione piątki. Jak nadszedł ten długo wyczekiwany dzień, od momentu w którym dostałam kucyka, byłam już stałym bywalcem w stajni. Chociaż na początku to tata był moim wsparciem finansowo-logistycznym, to z czasem mama przejęła jego funkcję. To dzięki jej ogromnemu poświęceniu mogłam osiągać sukcesy i podwyższać swoje umiejętności. Nadszedł jednak taki moment, kiedy stwierdziłam, że nie chcę już jeździć konno i prawie 8 lat nie miałam styczności z końmi. Jednak każdy kto miał kontakt z tymi zwierzętami wie, że ta miłość nigdy nie umiera. Ja też w końcu zatęskniłam za jazdą i niecały rok temu ponownie do tego wróciłam. Przez ostatni rok, dzięki mojej trenerce, udało mi sie powrócić do poziomu, na ktorym jeździłam w przeszłości, a nawet zacząć trenować trudniejsze elementy. Kilka razy brałam udział w zawodach. Poczucie tego dreszczyku emocji i zdrowej rywalizacji to było coś, czego przez te wszystkie lata mi brakowało. Chwilowo znowu musiałam przerwać treningi, ze względu na wyprowadzkę z Polski, jednak pocieszam się, że w Niemczech - potędze jeździectwa, z pewnością uda mi się ponownie powrócić do mojej pasji. Poza tym, tak jak ja jestem na każdym meczu Kuby, tak ogromnie miło mi było, gdy widziałam mojego męża (który nie ma pojęcia o jeździectwie) stojącego koło czworoboku, filmującego mnie i zestresowanego równie mocno jak ja. Wiedząc, że Kuba jest ze mnie dumny, dodaje mi to w życiu skrzydeł i myślę, że jest to jednym z czynników naszego udanego związku.
Rozmawiała Małgorzata Sanetra / backstagesport.pl