Ale nuda! Bez bramek w Gliwicach, Piast i Podbeskidzie poniżej krytyki
W drugim niedzielnym meczu 25. kolejki Ekstraklasy, Piast Gliwice bezbramkowo zremisował z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Szczególnie w drugiej połowie mecz stał na niskim poziomie, a gospodarze nie potrafili udokumentować swojej przewagi strzeloną bramką. Podopieczni Marcina Brosza nie wygrali już siódmego kolejnego meczu, zaś "Górale" pozostali niepokonani w rundzie wiosennej.
Zarówno Marcin Brosz jak i Leszek Ojrzyński zapowiadali, że w niedzielnym meczu w Gliwicach ich drużyny interesuje wyłącznie zwycięstwo. I choć żadna z nich od początku wiosny swoją grą nie zachwyca (Podbeskidzie) lub spisuje się bardzo słabo (Piast), to w pierwszej połowie kibice przy Okrzei nie mogli narzekać na brak emocji. Zgodnie z zapowiedziami, oba zespoły grały ofensywnie i stworzyły sobie kilka okazji do zdobycia gola.
W drużynie gospodarzy odpowiedzialność za wykańczanie akcji kolegów spadła na Wojciecha Kędziorę. Napastnik Piasta wyszedł w pierwszym składzie swojej drużyny po raz pierwszy od grudnia 2012 roku i już do przerwy mógł pokusić się o strzelenie co najmniej jednej bramki. Od pierwszej minuty był aktywny, wygrywał pojedynki z obrońcami Podbeskidzia, ale brakowało mu skuteczności i czucia piłki. W pierwszej połowie Kędziora był najczęściej oddającym strzały piłkarzem na boisku, a najbliżej szczęścia był w 26. minucie, gdy wykorzystał błąd stoperów "Górali" i z dwunastu metrów oddał strzał na bramkę Zajaca. Bramkarz gości został na linii i jedynie odprowadził piłkę wzrokiem, ale ta na jego szczęście przeleciała obok słupka.
Swoje momenty mieli też piłkarze Podbeskidzia, wśród których najbardziej wyróżniał się Marek Sokołowski. Grający tym razem po lewej stronie boiska doświadczony pomocnik sprawiał dużo kłopotów zawodnikom Piasta, ale zdecydowanie lepiej powinien się zachować w 18. minucie, gdy po szybkim rozegraniu rzutu wolnego znalazł się niepilnowany w polu karnym i strzałem gorszą lewą nogą przeniósł piłkę nad poprzeczką. To po jego akcji doszło też do największej kontrowersji meczu - Sokołowski w groźnej sytuacji oddawał uderzenie z linii pola karnego, ale piłkę na jedenastym metrze zblokował ręką Csaba Horvath. Bielszczanie domagali się "jedenastki" i jak wykazały telewizyjne powtórki, mieli do tego pełne prawo.
Tuż przed przerwą podopieczni Marcina Brosza dwukrotnie mogli objąć prowadzenie. Popełniający błąd za błędem Frank Adu Kwame położył się w polu karnym przed Tomaszem Podgórskim i tylko czujna interwencja Richarda Zajaca uchroniła gości przed utratą gola. Groźnie było także po jeszcze jednej próbie Kędziory, który tym razem uderzał głową, po raz kolejny zabrakło mu celności.
Grę ofensywną obu drużyn charakteryzowała niedokładność, choć więcej było jej po stronie Podbeskidzia. Tak jak w poprzednich meczach, bielszczanie zbyt często próbowali przedostać się pod bramką rywala zagrywając długie piłki z głębi pola. Ustawiony na "szpicy" Krzysztof Chrapek nie miał szans w pojedynkach powietrznych z rosłymi obrońcami Piasta i już po przerwie Ojrzyński zastąpił go Dariuszem Kołodziejem.
Po zmianie stron oglądaliśmy już bardzo słabe spotkanie. Obie drużyny obawiały się zbyt dużego ryzyka i nie atakowały zdecydowanie, przez co ciekawych sytuacji boiskowych było jak na lekarstwo. Niewiele do gry wniosły zmiany, choć wprowadzony na boisko Gerard Badia mógł zostać bohaterem Gliwic, gdy po podaniu Rubena Jurado wyszedł sam na sam z Zajacem, minął go, ale bramkarz Podbeskidzia zdołał jeszcze wybronić jego strzał. Przez większość drugiej połowy można było jednak odnieść wrażenie, że z piłkarzy uszła nieco chęć zwycięstwa, którą pokazywali jeszcze na początku spotkania. W ostatnich minutach przeważali gospodarze, ale albo brakowało im dokładności i szczęścia, albo dobrze spisywała się obrona Podbeskidzia, która pierwszy raz w tym sezonie nie straciła gola w meczu wyjazdowym.
Końcowy wynik nie poprawił żadnej z drużyn sytuacji w tabeli. Podbeskidzie pozostało niepokonane w rundzie wiosennej, zaś Piast nie potrafił wygrać już siódmego meczu z rzędu.