Akahoshi rzutem na taśmę uratował punkt Pogoni. Lechia wciąż niepokonana
To był mecz godny derbów. Pogoń Szczecin, która do przerwy przegrywała z Lechią Gdańsk, zdołała rękami Radosława Janukiewicza obronić karnego, a w końcówce doprowadzić do remisu za sprawą Takafumiego Akahoshiego.
Pogoń przeżyła deja vu, bo w zeszłym sezonie w Gdańsku zremisowała 1:1, a wyrównującego gola także strzeliła w doliczonym czasie gry. Dla Lechii małym pocieszeniem może być fakt, że wyśrubowała dziś rekord z 1957 roku, kiedy zaczęła sezon nie przegrywając w sześciu meczach. W tym nie zaznała porażki od siedmiu kolejek.
W Szczecinie lechiści grali nieźle. Kto wie, jakie mieliby humory, gdyby lepiej celownik nastawił Piotr Wiśniewski, który w 58. minucie zmarnował jedenastkę po faulu na Sebastianie Maderze („Wiśnia” z karnego uderzył wprost w Radosława Janukiewicza), a później fatalnie kopnął po tym jak "wypieszczoną" piłkę posłał mu Paweł Buzała. Zanim jednak nastąpiły te akcje, Lechia wyszła na prowadzenie. W 26. minucie zapewnił je Piotr Grzelczak, który plasowanym strzałem wykończył dośrodkowanie z prawej strony od wspomnianego Wiśniewskiego, uświetniając swój setny występ w ekstraklasie.
Pogoń przed przerwą biła głową w mur. Tylko raz, w 14. minucie, zagroziła bramce strzeżonej przez Sebastiana Małkowskiego, gdy celnie kopnął Mateusz Lewandowski. Więcej z gry szczecinianie mieli po zmianie stron. Trener Dariusz Wdowczyk skorygował ustawienie, desygnując do gry drugiego napastnika, Donalda Djousse. Na boisku zrobiło się więcej miejsca, ale Pogoń klarowne okazje stworzyła sobie dopiero w ostatnim kwadransie. Najpierw Małkowskiego postraszył Jakub Bąk, a potem Djousse. Z obu tych pojedynków bramkarz Lechii wyszedł – co warto zaznaczyć – z dużą klasą, ale już w doliczonym czasie gry nie miał szans. Katem okazał się Takafumi Akahoshi, który zdobył swoją piątą bramkę w sezonie.