Adrian Budka zagra przeciwko dawnym kolegom
Pięć i pół roku - tyle trwała udana przygoda Adriana Budki z łódzkim Widzewem. W sobotę doświadczony prawy pomocnik zmierzy się z dawnymi kolegami z szatni.
fot. Paweł Łacheta
Urodzony w Zduńskiej Woli zawodnik przywędrował do Widzewa latem 1998 roku z MKS MOS Zduńska Wola. Budka miał wtedy raptem 18 lat i uchodził za wielki piłkarski talent, diament, który trzeba jak najszybciej oszlifować. Przeprowadzka do klubu Ekstraklasy musiała więc być nie lada przeżyciem.
Niestety sezon 1998/1999 nie był zbyt udany. W rundzie jesiennej wystąpił w siedmiu meczach jako rezerwowy. Potem dopadła go kontuzja. Wiosnę spędził już w rezerwach. Przez kolejne dwa sezony był wypożyczany co pół roku do Włókniarza Konstantynów. Po powrotach nie potrafił poprawić swojej sytuacji. I tak zimą 2002 roku rozstał się z czerwoną koszulką.
Następnie kontynuował karierę w Unii Skierniewice, Włókniarzu Mirsk, Polarze Wrocław, Górniku Łęczna, Śląsku Wrocław, aż latem 2006 roku zdecydował się jeszcze raz spróbować sił na alei Piłsudskiego. Tym razem poszło mu o niebo lepiej. Rozgrywki 2006/2007 miał udane – zaliczył występ w reprezentacji Polski, zagrał w 30 meczach w wyjściowej jedenastce (23 razy po 90 minut) i raz wpisał się na listę strzelców.
Jednak kolejny sezon chciałby chyba wymazać z pamięci i to jak najszybciej. Owszem, niezmiennie stanowił podstawowe ogniwo drużyny (27 starć, 26 w podstawowym składzie i 20 w pełnym wymiarze czasowym, do tego pięć strzelonych bramek), ale musiał pogodzić się też z degradacją do pierwszej ligi.
Zejście na poziom niżej nie zraziło Budki. Zbyt wiele zawdzięczał Widzewowi, by go zostawić w trudnym momencie. Z wysokiego poziomu gry nie schodził ani chwilę. W pierwszym sezonie na banicji zaliczył 31 pojedynków, z czego aż 28 w pierwszej jedenastce. W 19 spotkaniach wytrwał od pierwszej do ostatniej minuty. Na listę strzelców wpisał się dwukrotnie. Bez wątpienia przyczynił się do zdobycia mistrzostwa pierwszej ligi, ale o powrocie na najwyższy szczebel mógł pomarzyć. Wszystko dlatego, że na jaw wyszła afera korupcyjna.
W 2009/2010 nie było już wątpliwości. Widzew powtórzył wyczyn sprzed roku i tym razem świętował wielki powrót do Ekstraklasy. Sam Budka mógł mieć lekki niedosyt, gdyż nie grał tak często jakby tego oczekiwał. Łącznie na boisko zjawiał się 25-krotnie, z czego tylko w 13 przypadkach wybiegał „na pierwszy gwizdek”. Bramkarza pokonał jedynie w derbowej potyczce z ŁKS-em Łódź.
W pierwszym od dosyć dawna sezonie w Ekstraklasie było już lepiej. Budka miał pewne miejsce w kadrze i odpłacał się za dane zaufanie. Z 24 rozegranych konfrontacjach, w 21 znalazł się w kadrze od pierwszych minut, zaś w 15 schodził dopiero po ostatnim użyciu gwizdka. Bramki strzelił trzy.
Jesień 2011 roku była ostatnim okresem spędzonym na Piłsudskiego. Indywidualnie bardzo udanym. W końcu zaliczył 17 spotkań od pierwszych minut i tylko dwa razy musiał wędrować na ławkę rezerwowych.
Kibice Widzewa mają z nim same miłe wspomnienia. Przez wszystkie lata zachwycał fantastycznymi rajdami na prawej stronie boiskami, przemyślanymi podaniami i precyzyjnymi dośrodkowaniami. We współpracy z Łukaszem Broziem czuł się jak ryba w wodzie. Na Piłsudskiego dawno nie było tak kreatywnego prawego pomocnika.
W Pogoni szybko się odnalazł, przyczyniając się do awansu na ekstraklasowe salony. W tym sezonie, po wyleczeniu kontuzji, z powrotem wskoczył do wyjściowej jedenastki. Nie zmienił tego nawet fakt zmiany szkoleniowca, gdy Dariusz Wdowczyk zastąpił Arkadiusza Skowronka. W sumie, w trwających rozgrywkach zagrał dwanaście spotkań i zdobył jedną bramkę. Ośmiokrotnie gościł w podstawowym składzie, siedem razy zagrał od początku do końca, natomiast czterokrotnie wychodził z ławki rezerwowych.
W Pogoni nie tylko Budka ma za sobą widzewską przeszłość. Wiosną sezonu 2003/2004 na Alei Piłsudskiego przebywał pomocnik Bartosz Ława. Zaliczył 11 spotkań, zdobył jedną bramkę i latem odszedł do Arki Gdynia.
WIDZEW ŁÓDŹ - serwis specjalny Ekstraklasa.net