menu

5 rzeczy, które zapamiętamy z 25. kolejki Ekstraklasy

13 marca 2017, 19:54 | red

Bójka we Wrocławiu, nieuznany gol w Płocku, odrabianie zaległości przez czołówkę, padolino Radovicia i ściąganie presji przez Probierza. Oto co zapamiętaliśmy z 25. kolejki LOTTO Ekstraklasy.

Miroslav Radović
fot.
Awantura po meczu Śląsk - Piast
fot.
1 / 2

1. Wymiana ciosów we Wrocławiu
Żadnych hamulców nie mieli w piątek piłkarze Śląska i Piasta. Siedem goli z czego trzy w 138 sekund (!). Wygrali goście, u których różnicę zrobił autor hat-tricka, Gerard Badia. Sędzia Szymon Marciniak, tydzień temu rozdzielający zawodników Lecha i Lechii, znów musiał wcielić się w rolę strażnika porządku. Zaraz po ostatnim gwizdku Łukasz Madej pokłócił się bowiem z Hebertem, czym wywołał efekt fali – do awantury podłączyli się chyba wszyscy grający w tym spotkaniu, a także ci, którzy pozostali na ławce. Aleksandar Kovacević gotów był nawet zdjąć kurtkę, by udowodnić, że w mig potrafi zmienić dyscyplinę sportu. Coś nam się wydaje, że na dwóch czerwonych kartkach ta awantura się nie zakończy. Komisja Ligi dysponuje zapisem wideo i tak jak tydzień temu może kogoś zdyskwalifikować.

2. Nieuznany gol Termaliki
Czy wynik meczu w Płocku został wypaczony? Tak uważa Czesław Michniewicz. Po gwizdku trener Bruk-Bet Termaliki Nieciecza długo i ekspresyjnie rozmawiał z sędzią Tomaszem Musiałem. Tłumaczył mu, że Dawid Nowak, który znajdował się na pozycji spalonej, wcale nie dotknął piłki zmierzającej do bramki. Poprosił nawet, by napastnika zapytać i jeśli skłamie, to go przykładnie ukarze („publiczne napiętnowanie oszusta uzdrowiłoby sytuację przed następnymi tego typu sytuacjami”). Arbiter nie przystał na propozycję, powołując się na możliwość interpretacji wydarzenia. Pełną dowolność w interpretacji pozostawił nam również nieobecny na boisku a obecny w przedmeczowym studiu pomocnik Wisły, Dimitar Iliev. „Giroud” (prawda, że podobny?) założył bardzo długi szalik. Macie pomysł dlaczego?

Chyba czas zakończyć konkurs na najdłuższy szalik w sezonie 16/17. Dimitar Iliew wygrywa przez nokaut. pic.twitter.com/NuO9UnkJSF— Andrzej Twarowski (@TwaroTwaro) 11 marca 2017


3. Wyjazdowe oblicze Lechii
Po 4:1 wygrali Lech i Jagiellonia, zaś Legia 1:0, ale z Wisłą. Ze ścisłej czołówki poległa jedynie Lechia, która w Chorzowie przegrała z Ruchem 1:2. Czy ktoś jest tym wynikiem zaskoczony? My nie. Po pierwsze, „Niebiescy” nabrali wiatru w żagle. Po drugie, biało-zieloni na wyjazdach grać nie potrafią. W tym sezonie na obym terenie zgarnęli tylko cztery zwycięstwa (Legia osiem, Lech siedem, Jagiellonia sześć). Co więcej, ich najlepszy strzelec Flavio Paixao dziewięć z dziesięciu bramek zdobył w Gdańsku. To wszystko jest bardzo ciekawe, bo w sezonach 2011/12 czy 12/13 Lechia zdecydowanie więcej pokazywała nie u siebie, a w delegacji (trener Kaczmarek mówił o potrzebie wypędzenia złych duchów ze stadionu, pomocnik Nowak zastanawiał się nad powrotem n a Traugutta). Tak czy siak bez regularnego punktowania Lecha może zapomnieć i o tytule, i o podium.

4. Ściąganie presji przez Probierza
Trener Michał Probierz, którego Jagiellonia znów prowadzi w tabeli, umie ściągać presję ze swoich piłkarzy i jednocześnie przenosić ją na głównych rywali. Przed startem wiosny powiedział, że mistrzostwo zdobędzie Lechia, bo dysponuje lepszym składem niż reszta ligi (nawet Legia). Kiedy zaś wyczuł, że Lech złapał formę, czyli właśnie w tym momencie, to stwierdził, że jednak on przytuli najważniejsze trofeum i dołoży do niego jeszcze Puchar Polski, w którym jako jedyny z czołówki jeszcze uczestniczy. Co dzięki temu osiągnął? Przede wszystkim spokój dla swojej drużyny krótko przed podziałem punktów. Wkurzył też Warszawę, która nie lubi być postrzegana gorzej od Poznania, no i na dokładkę przerzucił presję na Lecha. Jeżeli walka o tytuł pozostanie tak wyrównana, to za dwie lub trzy kolejki usłyszymy od Probierza, że to jednak Legia zgarnie mistrzostwo. A Jagiellonia w medialnym zaciszu będzie robić swoje, czyli punktować.

5. Padolino Radovicia
Miroslav Radović ma coś z Luisa Suareza. Pazerność na gole? Umiejętność strzelania ich w ważnym chwilach? Też. Ale przede wszystkim boiskowe cwaniactwo bardzo niskich lotów. Tak jak Urugwajczyk Serb z polskim paszportem potrafi nabrać sędziego. Tydzień temu dzięki zachowaniu kamiennej twarzy uniknął konsekwencji za faul na Aleksandrze Todorovskim. Z kolei w prestiżowym meczu z Wisłą Kraków, w którym zdobył zresztą zwycięską bramkę, pozwolił sfaulować się... powietrzu, byle tylko kartkę (najlepiej czerwoną) dostał Ivan Gonzalez. W przerwie „Rado” stanął jeszcze przed kamerą i bez cienia autorefleksjii, bez grama wstydu, ze świadomością, że telewidz obejrzał już powtórki zdarzenia przyznał, że faul ze strony Hiszpana był oczywisty i dziwi się, że za niego nie wyleciał z boiska, a jedynie obejrzał żółtą kartkę (Wisła dziś się od niej odwołała). W świetle ostatnich słów o konieczności wyrzucania symulantów taka opinia z ust Radovicia brzmi wręcz kompromitująco. Zdecydowanie więcej klasy wykazał Patryk Małecki, który zapytany o prowokacje ze strony kibiców Legii powiedział, że nie zwracał na nie uwagi.

Między uszami chyba hula wiatr. #Radović #LEGWIS pic.twitter.com/ZICEOnaMG4— Łukasz Jesionowski (@l_jesionowski) 12 marca 2017


Hehehe. pic.twitter.com/im60t8HEqr— Adam Delimat (@a_delimat) 12 marca 2017

wideo: AIP/x-news

EKSTRAKLASA w GOL24


Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy

Wartość klubów Ekstraklasy [RANKING]

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!


Polecamy