Kamil Słoma: Przyszedł taki moment w życiu, w którym trzeba, też mierzyć siły na zamiary
- Zmiana otoczenia uczy samokontroli, bo w większości sytuacji trzeba być zdanym głównie na siebie, więc to na pewno rozwija, też jako człowieka. Wiadomo w topowych akademiach dochodzą do tego liczne treningi i duży profesjonalizm - mówi Kamil Słoma, który w swojej przygodzie występował w Ruchu Chorzów, Garbarni Kraków czy Polonii Warszawa.
fot. facebook.com/lechiasedziszow1914
Po pół roku żegnasz się zespołem z Wiązownicy, pomimo wywalczonego awansu do 3 ligi i faktu, że byłeś podstawowym zawodnikiem, to dlaczego opuściłeś szeregi KS-u?
To obustronna decyzja, odbyłem rozmowę z trenerem Marcinem Wołowcem, którego chciałem serdecznie pozdrowić. Trener przedstawił mi plan na drużynę i wiem teraz, że w klubie młodzież będzie odgrywała dużą rolę w tym sezonie, wiadomo z jakich powodów (uśmiech).
Czyli twoje odejście to nie kwestie, tylko czysto sportowe, chodzi też o system ProJunior?
Uważam, że tak, nie mogę odejmować sobie umiejętności piłkarskich na pewno, w każdym razie zamykam rozdział Wiązownicy i skupiam się na nowym sezonie, a chłopakom życzę, jak najlepszych wyników w lidze.
W przeszłości reprezentowałeś barwy uznanych klubów w Polsce – Ruchu Chorzów, Garbarnii Kraków, Polonii Warszawę czy Resovii Rzeszów. W którym z tych klubów zrobiłeś według ciebie największy progres jako zawodnik?
Każdy z tych klubów pnie się w górę, po trochę słabszym okresie w ich historii. Ruch to klub z wielkimi tradycjami sportowymi i uważam, że w najbliższym sezonie będzie walczył o awans do Ekstraklasy. O awans powalczą, także Czarne Koszule (Polonia Warszawa przyp. red.). Najlepiej czułem się w Garbarni, w której mocno stawiają na młodzież i rozwijają młodych chłopaków tak, jak powinno się to robić i ja też uważam, że zrobiłem największy progres w tym klubie.
Rozegrałeś na boiskach Ekstraklasy, 1 i 2 ligi ponad 50 spotkań. Dlaczego wróciłeś na Podkarpacie?
Przyszedł taki moment w życiu, w którym trzeba, też mierzyć trochę siły na zamiary. Tu jest mój dom rodziny, wychowałem się w Rzeszowie, mam tu też kobietę i przyjaciół, więc jeśli mam grać na niższym szczeblu, to chcę być tutaj na miejscu.
Polecasz każdemu młodemu adeptowi piłki nożnej na Podkarpaciu, że jak nadarzy się szansa „pójścia w świat”, to należy z niej skorzystać?
Oczywiście, że tak. Zmiana otoczenia uczy samokontroli, bo w większości sytuacji trzeba być zdanym głównie na siebie, więc to na pewno rozwija jako człowieka. W topowych akademiach dochodzą do tego liczne treningi i duży profesjonalizm. Uważam też, że podkarpacka piłka poszła do przodu od czasu, kiedy ja wyjeżdżałem. Teraz mamy ekstraklasową drużynę Stali Mielec, dwie drużyny rzeszowskie w 1 lidze oraz Siarkę Tarnobrzeg w 2 lidze. Więc nie mamy na co narzekać.
W swojej przygodzie z piłką spotkałeś mocne osobliwości w szatniach, kogo wspominasz najbardziej?
Najbardziej zapadł mi w pamięć Rafał Grodzicki na pierwszych treningach Ruchu Chorzów. Miałem wtedy 17 lat i każdy jego wzrok i słowo w moim kierunku powodowało paraliż w nogach, oczywiście wiem, że Rafał nigdy nie miał nic złego na myśli i zawsze chciał dla mnie dobrze, a on już w tamtym momencie był bardzo doświadczonym i wymagającym zawodnikiem.
Który piłkarz zrobił na tobie największe wrażenie takie, że pomyślałeś „co za kot piłkarski”?
W Pogoni Szczecin, gdy trenowałem z pierwszym zespołem, to wielkie wrażenie na mnie zrobił Sebastian Kowalczyk, który miażdżył wszystkich wraz z Radosławem Majewskim (Wieczysta Kraków obecnie). Przeciwko jakiemu grałem to Dani Ramirez w meczu Garbranii z ŁKSem Łódź.
Przez najbliższe pół roku będziesz występował w barwach beniaminka 4 ligi. Czym Lechia Sędziszów Małopolski cię przekonała, że zdecydowałeś się wejść w jej szeregi?
Główną rolę odegrał trener Dariusz Frankiewicz, który zadzwonił do mnie od razu z konkretami i stanowczo zaprosił do swojego zespołu, następnego dnia zadzwonił do mnie prezes klubu i na umówionym spotkaniu dogadaliśmy wszystkie szczegóły. Drugi aspekt, który mnie przekonał to fakt, że znam paru chłopaków. Do przejścia też przekonywał mnie Przemek Pyrdek.