2 liga. W województwie łódzkim panuje anarchia
To miała być prawdziwa bitwa na śmierć i życie o panowanie na łódzkiej ziemi. Komplet widzów na stadionie, wspaniała atmosfera jak na szlagier przystało. W końcu derby województwa to nie kolejne ligowe spotkanie rozgrywanie tydzień po tygodniu. To prestiżowe starcie o królowanie w województwie przez kolejne miesiące. Niestety miał być hit, a wyszedł kit.
Chociaż pogoda nie rozpieszczała, to widzowie nie zawiedli i zjawili się na stadionie, żeby dopingować swoich ulubieńców w derbowym starciu licząc na to, że piłkarze odpłacą się za zdarte gardła kibicom efektowną grą i cennym zwycięstwem, które nie dość, że dałoby królowanie na łódzkiej ziemi, to znacznie przybliżyłoby ełkaesiaków do czołowej trójki, która przoduje obecnie w rozgrywkach.
Problem w tym, że ci pierwsi nie zawiedli i wypełnili stadion do ostatniego miejsca - z całych sił starali się dodać skrzydeł swoim ulubieńcom. Ci drudzy wyglądali tak, jakby byli zupełnie głusi na wspaniały doping. Chociaż od początku spotkania to gospodarze przejęli inicjatywę, utrzymywali się przy piłce, starali się skleić jakąś groźną sytuację pod bramką GKS-u Bełchatów, to za każdym razem czegoś brakowało. A to szczęścia przy dośrodkowaniu, a to dokładniejszego podania, a to defensorzy drużyny przeciwnej szczęśliwie przecinali podania, a to piłka zbytnio odskoczyła od nogi przy jej przyjęciu. Momentami wyglądało to tak, jakby piłkarzom brakowało tylko jednego – umiejętności. Chociaż chwilami akcje łodzian naprawdę przypominały te, które widzimy na boiskach ekstraklasy. Błyskawiczne wyjście z kontrą, kilka szybkich, krótkich podań. Ale to wciąż były tylko chwile z których i tak ciężko wskazać jakąkolwiek klarowną okazję do zdobycia bramki.
Patrząc na przebieg całego spotkania, to groźne sytuacje jakie stworzyli zawodnicy obu drużyn można policzyć na palcach jednej ręki. Walki nie brakowało o czym świadczy aż siedem żółtych kartek, które pokazał arbiter główny spotkania pan Damian Kos. Jednak to nie faule, czy dyskusje z sędziom przyciągają na stadion kibiców. Fakt, fani doczekali się wczorajszego popołudnia najważniejszego, czyli bramek. Nawet dwóch. Najpierw idealnym podaniem przez Pawła Pyciaka obsłużony został lis pola karnego – Radionov i po strzale głową dał prowadzenie gospodarzom. Wydawało się, że niesieni dopingiem ełkaesiacy pójdą za ciosem i będą starali się dobić rywala. Tak się jednak nie stało i po raz kolejny w tym sezonie wystarczyła chwila nieuwagi w szeregach defensywy Rycerzy Wiosny, aby przeciwnicy skutecznie ją wykorzystali. Bo kiedy tracisz bramkę po wyrzucie piłki z autu, to znaczy, że brakowało krycia w polu karnym. Ten chwilowy brak koncentracji bezlitośnie wykorzystał Bartłomiej Bartosiak, który wpakował piłkę do bramki doprowadzając ponownie do wyrównania. Chociaż do końca spotkania pozostało ponad 20 minut, to po tej bramce emocje się zakończyły. Do ostatniego gwizdka arbitra żadna z drużyn nie była wstanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść.
Więcej, znacznie więcej oczekiwaliśmy po derbowym starciu ziemi łódzkiej. Remis może nie jest wynikiem sprawiedliwym, bo lepiej na tle swoich rywali wyglądali gospodarze, jednak po raz kolejny wystarczyło kilka sekund, żeby zamiast cieszyć się z kompletu punktów Rycerze Wiosny muszą zadowolić się „tylko” jednym oczkiem.
[wideo_iframe]http://get.x-link.pl/fe980dfd-ec8a-d336-3ccd-5e66300c5c7c,c40f5b6e-c3ff-a711-1b04-b2ac009b7ca9,embed.html[/wideo_iframe]