2. liga. Domowa niemoc Okocimskiego trwa. Rzut karny daje remis Kotwicy
Okocimski Brzesko będzie musiał przełożyć przerwanie niemal rocznej passy bez ligowej wygranej na swoim boisku na inny dzień. "Piwosze" roztrwonili prowadzenie po debiutanckim golu Kasprzyka, sprokurowali rzut karny i ostatecznie zremisowali z Kotwicą Kołobrzeg 1:1 (1:0).
fot. J. P.
Daleki i męczący wyjazd, słaba forma i sensacyjne wyniki gospodarzy - żadna z tych rzeczy nie zmąciła pewności siebie piłkarzy Kotwicy Kołobrzeg i dlatego po sobotnim spotkaniu to nadmorski beniaminek może być dumny z punktu wywalczonego na boisku Okocimskiego Brzesko. Gospodarze zaczęli mecz bez charakterystycznego dla pierwszych minut impetu, do którego przyzwyczaili kibiców jeszcze w zeszłym sezonie. Kotwica zdawała się nie czuć bariery psychologicznej przed faworyzowanymi "Piwoszami" i już w 8. minucie skonstruowała akcję, która powinna dać jej prowadzenie. Maciej Ropiejko na widok dwóch obrońców zrezygnował z dryblingu i mądrze oddał piłkę Tomaszowi Rydzakowi - ten mając przed sobą tylko Roberta Błąkałę rozczarowująco uderzył prosto w młodego bramkarza Okocimskiego.
"Piwosze" zbierali się do riposty bardzo długo, doprowadzając własnych kibiców na skraj apopleksji doskonale znaną w Brzesku nieporadnością w wypracowywaniu sobie klarownych sytuacji bramkowych. Szczytem była sytuacja po półgodzinie gry, gdy piłka przeszła jak po łańcuszku przez kilku zawodników gospodarzy, a żaden z nich nie zdecydował się na oddanie strzału. Nic więc dziwnego, że za strzelanie goli w zespole gospodarzy musiał wziąć się obrońca - w 35. minucie Paweł Pyciak mógł śmiało odwrócić się w polu karnym i wpakować piłkę do siatki, lecz wolał oddać futbolówkę Mateuszowi Kasprzykowi. 19-letni defensor znalazł się w takiej sytuacji, że zwyczajnie nie miał innej możliwości, niż pokonać debiutanta Patryka Kamolę.
Na swoje własne nieszczęście, już w drugiej połowie Okocimski sprawiał wrażenie, jakby świadomość zbliżającego się pierwszego zwycięstwa w lidze od bardzo dawna spętała nogi jego zawodnikom. Kunktatorstwo, gra na czas i cofnięcie się do defensywy zemściło się w 63. minucie - po oczywistym faulu w polu karnym sędzia zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego dla Kotwicy. Do piłki podszedł Jakub Poznański - w pojedynku ze stoperem z Kołobrzegu nawet bramkarskie odkrycie z Brzeska nie miało żadnych szans.
Wyrównująca bramka zmusiła Dariusza Sieklińskiego do natychmiastowych roszad - szkoleniowiec dozbroił Okocimskiego Tarasem Jaworskim, Patrykiem Bryłą i Jurijem Hłuszką i to ten ostatni był najbliżej upragnionej bramki w 78. minucie. Rozluźnienie w szykach obronnych Kotwicy skończyło się podaniem Pyciaka do Ukraińca - ten chyba z tego samego miejsca, co wcześniej Rydzak, huknął za blisko Kamoli i bramkarz Kotwicy poradził sobie z tym strzałem. Próbował też Jaworski - w samej końcówce najpierw fatalnie spudłował z dystansu, lecz sekundy później zrehabilitował się uderzeniem, które oprócz skamieniałego golkipera gości minęło również słupek bramki Kotwicy. Ostatni gwizdek arbitra poprzedził ten sprokurowany spalonym zmiennika Krzysztofa Biegańskiego po zabójczej kontrze, która cudem nie skończyła się decydującym golem dla Kotwicy. "Piwosze" muszą poczekać na pierwsze zwycięstwo u siebie od zeszłego roku przynajmniej do środy, gdy do Brzeska przyjedzie inny małopolski drugoligowiec - Puszcza Niepołomice. Punkt nie zmienia trudnej sytuacji Kotwicy w ligowej stawce, chociaż biorąc przed uwagę przedmeczowe przewidywania, beniaminek może rozpatrywać remis z "Piwoszami" w kategoriach sukcesu.