menu

We wsi Stróże mają lepszy zespół, niż w wielkiej Łodzi

19 września 2012, 20:54 | Paweł Hochstim/Dziennik Łódzki

Znów nie udało się zdobyć punktu piłkarzom ŁKS. Łodzianie przegrali w środę w Stróżach z Kolejarzem 1:2 i wciąż są w strefie spadkowej. Pierwszą bramkę zdobyli goście, jednak nie wystarczyło to do zdobycia choćby punktu.

Kolejarz wygrał z ŁKS-em 2:1
Kolejarz wygrał z ŁKS-em 2:1
fot. Łukasz Kasprzak

Stróże to obok Świnoujścia najdalszy wyjazd piłkarzy ŁKS w tym sezonie. Miejscowość położona u podnóża Beskidu Sądeckiego słynie głównie z produkcji miodu, ale od trzech lat "rozsławia" ją także klub Kolejarz - oczko w głowie senatora Stanisława Koguta, kiedyś kolejowego związkowca, a dziś działacza jednej z opozycyjnych partii.

Kogut stworzył w maleńkich Stróżach, zamieszkałych przez niewiele ponad 2 tysiące ludzi, profesjonalny klub, do którego garną się piłkarze i to wcale nie anonimowi.

Przedziwne, że w blisko 800-tysięcznej Łodzi słynne na cały kraj kluby ŁKS i Widzew przeżywają problemy finansowe, a w małych Stróżach można zbudować klub, w której piłkarze nie muszą martwić się za co kupią buty, jeśli te, w których obecnie grają się rozpadną.

Trener ŁKS Marek Chojnacki, jak na mecz z szóstym zespołem pierwszej ligi, wystawił dość odważny skład, z ofensywnie grającymi dwoma pomocnikami Pawłem Kaczmarkiem i Agwanem Papikjanem oraz szybkimi Patrykiem Kubickim i Konradem Kaczmarkiem na skrzydłach. ŁKS w pierwszych minutach uzyskał przewagę, a już po kwadransie prowadził 1:0, dzięki dobrze wykonanemu przez Pawła Kaczmarka rzutowi wolnemu.

Grając w strugach deszczu ŁKS robił lepsze wrażenie, ale, gdy przestało padać, to już doświadczenie graczy Kolejarza zaczęło być decydujące. Wystarczyły cztery minuty, by piłkarze gospodarzy wyrównali za sprawą Krzysztofa Markowskiego, który uprzedził łódzkich stoperów i głową pokonał Bogusława Wyparłę.

Jeśli w Stróżach w ogóle można rozegrać dobry mecz, a nikomu nie przeszkadza prowadząca przy stadionie droga wojewódzka i pensjonariusze ośrodka rehabilitacyjnego oglądający piłkarzy z balkonów, to właśnie spotkanie Kolejarza z ŁKS należy uznać za dobre. Szybkie akcje, dużo strzałów, choć w większości niecelnych, płynne kontrataki - kibice w Stróżach na pewno się nie nudzili.

Łodzianie cudem utrzymali remis do przerwy, bo już w doliczonym czasie gry fatalny błąd popełnił Białorusin Nikołaj Borsukow, który nie potrafił wybić piłki sprzed bramki. Dopadł do niej były ełkaesiak Janusz Wolański, ale z ostrego kąta przestrzelił. Wcześniej swojego szczęścia próbował z kolei były napastnik Widzewa Maciej Kowalczyk, ale też był nieskuteczny.

W 62. minucie Kowalczyk na chwilę odzyskał skuteczność, pewnie egzekwując rzut karny, podyktowany za faul Daniela Bruda na Adamie Giesie. W końcówce ŁKS miał przynajmniej dwie dobre sytuacje do wyrównania, ale zarówno Dawid Sarafiński, jak i Patryk Kubicki nie potrafili pokonać bramkarza gospodarzy.

Dziennik Łódzki