1. kolejka Ekstraklasy okiem Czesława Michniewicza [TYLKO U NAS!]
Po wyjątkowo długiej letniej przerwie ruszyły rozgrywki T-Mobile Ekstraklasy, a my przygotowaliśmy dla Was niespodziankę w postaci nowego cyklu „Ekstraklasa okiem Michniewicza”. Specjalnie dla serwisu Ekstraklasa.net każdą ligową kolejkę obszernie podsumuje Czesław Michniewicz, dzieląc się z Wami swoim trenerskim spojrzeniem na ligową rzeczywistość i dostrzegając niuanse, na które normalny kibic nie zwraca najmniejszej uwagi. Gorąco polecamy!
Pierwsza seria spotkań pokazała, że zespoły skazywane od samego początku na pożarcie, jak Widzew, Polonia czy Pogoń, przy odrobinie szczęścia i większym zaangażowaniu niż u innych zawodników mogą trudne mecze wygrywać.
Rzuca się często sloganami typu „liga jest stała się wyrównana”, ale ta kolejka niestety to potwierdza, bo myślę, że Śląsk nie będzie przegrywał meczu za meczem, a i nie będzie zespołu, który wszystko wygra. Mistrz Polski przegrał jednak z zespołem, który jest całkowicie w przebudowie. Lechia uległa przygotowującej się do sezonu w ekstremalnych warunkach Polonii. Pozytywnie zaskoczyła Pogoń Szczecin czy nawet GKS Bełchatów, który choć stracił punkt w 90 minucie, to jednak zagrał bardzo dobre spotkanie z Wisłą.
Z drugiej strony ta kolejka była również demonstracją siły piłkarzy Legii Warszawa i Lecha Poznań, którzy pokazali, kto będzie liczył się w walce o mistrzostwo.
Mecz w Szczecinie dobitnie pokazał, co może się stać gdy niewłaściwie podejdzie się do rywala. Pogoń nie wyglądała najlepiej w sparingach, przegrała 1 sierpnia w Pucharze Polski z pierwszoligową Olimpią Grudziądz i myślę, że to uśpiło piłkarzy Zagłębia, którzy byli rewelacją rundy wiosennej i których wymieniało się po cichu w gronie kandydatów do walki o mistrzostwo. Wygrana gospodarzy jest na pewno niespodzianką, bo choć Pogoń zagrała dobre spotkanie, to duży wpływ na wynik miała słaba postawa Zagłębia, które nie było psychicznie przygotowane na tak ciężki mecz w Szczecinie.
O błędach w defensywie
Problem Zagłębia polegał na tym, że jako zespół nie był właściwie skoncentrowany i przygotowany do tego meczu. Nie zagłębiałbym się w to czy przy bramkach zawinili Banaś, Rymaniak czy ktokolwiek inny, bo jak rywal strzela gola, a nie jesteś wystarczająco mocny psychicznie, to pojawiają się nerwy i w postawie Lubinian było widać, że po utracie pierwszej, a później drugiej bramki w ich poczynania wkradła się nerwowość. Do tego wszystkiego dołożyć trzeba fakt, że Zagłębie pojechało na mecz z beniaminkiem, który po wielu latach i przeróżnych perypetiach wrócił do Ekstraklasy, a to zawsze jest pozytywna mobilizacja dla piłkarz.
Mam teraz taką małą satysfakcję, bo gdy prowadziłem Zagłębie w 2007 roku byliśmy z zespołem na zgrupowaniu nad morzem w okolicach Szczecina i Grzesiek Matlak, który wtedy odbudowywał Pogoń w IV lidze, poprosił mnie o rozegranie sparingu z Zagłębiem. Wygraliśmy tamto spotkanie 5:0, a teraz mija 5 lat i ta Pogoń, już w meczu ligowym, pokonuje Zagłębie, 4:0. Wtedy marzeniem Portowców było zagrać z Lubinem, a teraz tę drużynę pewnie pokonują w Ekstraklasie.
O Grzegorzu Boninie
Bonin jest piłkarzem, który na pewno potrafi grać w piłkę i ma duży potencjał, ale potrzebuje wokół siebie przyjaznej atmosfery, którą miał w Zabrzu. Gra w Polonii była dla niego bardzo stresująca i, podobnie jak kilku innych zawodników, nie poradził sobie z presją i wymaganiami właściciela. Myślę, że w Szczecinie zaczyna teraz nowy rozdział. Kibicuję Grześkowi, bo uważam go za dobrego piłkarza. Ten mecz pomoże mu uwierzyć w siebie i przekona innych, by mu zaufali, bo bardzo pomógł zespołowi zdobywając bramkę i przeprowadzając kilka bardzo fajnych akcji ofensywnych.
Z ciekawością patrzyłem na ten mecz. Marcin Brosz prowadzi zespół dwa lata, Adam Nawałka trzy i było widać, że nie są to przypadkowe zespoły. Prowadzenie Piasta nie wynikało z jakiejś przewagi gospodarzy, a raczej z jednej skutecznej akcji, przy której dopisało jeszcze szczęścia, gdy piłka odbiła się od bramkarza. To jednak Górnik od początku do końca był zespołem lepszym i niesłuszna moim zdaniem czerwona kartka dla Matrasa tylko zamazuje obraz tego spotkania. To Zabrzanie byli drużyną bardziej dojrzałą, stwarzali sobie więcej sytuacji, grali z większym rozmachem, a w kilku sytuacjach Piasta ratował z opresji świetnie broniący Trela.
O Jakubie Świerczoku
Wyjazd do Bundesligi w tak młodym wieku nie był dla niego dobrym rozwiązaniem. Szkoda, że żaden z polskich trenerów nie dał mu szansy i dopiero w Bundeslidze zetknął się z poważną piłką. Jest to chłopak jeszcze nieukształtowany więc myślę, że Piast jest dobrym przystankiem do tego, by popracował na swoje nazwisko i pozycję. Nie twierdzę, że będzie gwiazdą ligi, ale jest to z pewnością chłopak z potencjałem. Wszystko zależy od tego, jak zareaguje na wypożyczenie do Ekstraklasy – czy będzie odcinał kupony od tego co robił w Kaiserslautern czy będzie wiodącą postacią i zapracuje na powrót do Bundesligi.
O Arkadiuszu Miliku
Milika miałem okazję obejrzeć rok temu na mistrzostwach Polski do lat 17. w Gdyni i bardzo mi się ten zawodnik podobał. Przyglądałem mu się z uwagą, bo przerastał innych boiskową inteligencją, umiejętnościami i sposobem poruszania się po boisku. Na pewno nieprzeciętny talent, który niedługo powinien grać w większym klubie. Ma to szczęście, że trafił do trenera, który duży nacisk kładzie na dyscyplinę i organizację gry. Dziś może czasami narzekać, że ma wymagającego szkoleniowca, ale kiedyś doceni grę dla Górnika pod skrzydłami Adama Nawałki.
Bardzo szybko strzelona przez Podbeskidzie bramka wprowadziła sporo nerwowości w szeregach Jagiellonii, co uwydatniło się przy okazjach Kupisza czy innych piłkarzy z Białegostoku, kiedy podopiecznym Tomasza Hajty brakowało zimnej krwi pod bramką gości. Podbeskidzie same jest jednak sobie winne, bo miało okazję do podwyższenia wyniku, gdy Jagiellonia odkrywała się atakując większą liczbą zawodników. Gdyby wtedy goście zdobyli drugą bramkę, wynik byłby praktycznie przesądzony. Nie zrobili tego, a gospodarze, dzięki ambitnej grze do końca, fantastycznej bramce Plizgi i szczęśliwym trafieniu Alexisa Norambueny, który uderzył w gąszcz nóg, a piłka jakoś wpadła do siatki, zwyciężyła na inaugurację sezonu. Jagiellonia nie zagrała jednak tak, jak tego od niej oczekiwano. Może to i lepiej, bo jest to jasny sygnał, że o każdy punkt trzeba będzie mocno powalczyć.
O trafieniu Dawida Plizgi
Plizga zachował się fantastycznie, bo inny zawodnik by tę piłkę przyjmował, poprawiał, a on świetnie uderzył bez zawahania i uważam, że ten wynik jest dużą zasługą właśnie Plizgi. Podbeskidzie popełniło sporo błędów w obronie, a interwencje Zajaca w bramce nie były zawsze udane, podobnie zresztą jak Skowrona po stronie Jagiellonii. Błąd bielszczan polegał na tym, że nastawili się na defensywę i nie chcieli zdobyć drugiego gola, choć mieli ku temu okazje.
O Macieju Gajosie
Byłbym ostrożny w typowaniu zawodnika na gwiazdę. Gajos jest młodym chłopakiem, niech zagra najpierw 25 meczów w Ekstraklasie, byśmy mieli jakiś obraz tego zawodnika. Ferowanie wyroków po jednym udanym bądź nieudanym zagraniu byłoby w tym wypadku krzywdzące. Jeśli mówi się o nim, że jest sporym talentem, to być może tak jest, ale tego typu perełek było już wiele. Pamiętam jak przed laty w Jagiellonii pojawił się niejaki Matuszek i Michał Probierz mówił, że za kilka lat będzie grał w reprezentacji, a dzisiaj chłopaka nie ma i nawet nie wiem gdzie gra, dlatego też jestem ostrożny jeśli chodzi o ocenę takich zawodników po pierwszym meczu.
Piłkarze Śląska zderzyli się ze ścianą, która została ustawiona przez Widzew na własnej połowie. Łodzianie bardzo mądrze się bronili i spokojnie czekali na swoją szansę. W miarę upływu czasu stwarzali co raz więcej okazji bramkowych, ponieważ Śląsk grał wolno i na boisku było sporo miejsca do wyprowadzania kontrataków.
Na dzisiaj Widzew jest taką zbieraninką zawodników, która dopiero za kilka miesięcy będzie tworzyła drużynę, gdy piłkarze się zgrają i zrozumieją. Chwała trenerowi i jego podopiecznym, że wygrali tak trudne spotkanie, ale najgorsze dopiero przed nimi, bo będą takie mecze, w których jako pierwsi stracą bramkę i będą musieli atakować. W tym przypadku taka sytuacja nie miała miejsca i Łodzianie od początku mogli skupić się na obronie. Od pierwszych minut było wiadome, że gospodarze będą zadowoleni z remisu i strzelona bramka nie zmieniła ich defensywnej taktyki. Prawdziwą wartość Widzewa poznamy jednak dopiero wtedy, gdy jako pierwszy straci bramkę i będzie musiał atakować.
Problemy w obronie Śląska
Ostoją obrony Śląska był wcześniej Piotrek Celeban, który w ostatnich trzech latach opuścił tylko jedno ligowe spotkanie. Teraz trudno wskazać zawodnika z podobną powtarzalnością w defensywie, przez co rywalom łatwiej przedostać się pod bramkę Wocławian, co pokazała dzisiaj bramkowa akcja Brozia. Wobec wszystkich problemów Śląska najważniejsze dla tej drużyny jest teraz zwycięstwo w jakimś ważnym meczu, np. z Hannoverem czy ligowym z Koroną. Śląsk był dzisiaj nieskuteczny. Gdy walczył o mistrzostwo Polski wygrywał zarówno po dobrych meczach, jak i po tych nieco słabszych. Był jednak skuteczny tak w ofensywie, jak i w defensywie. Pomijam te wszystkie doniesienia prasowe o sytuacji w drużynie – każdy gra dla siebie, bo kariera jest bardzo krótka - trzeba wygrywać jak najwięcej meczów i zdobywać jak najwięcej tytułów, by po latach być zadowolonym ze swoich osiągnięć.
O drugim golu dla Widzewa
Bramkarz w takiej sytuacji podejmuje ryzyko, próbując odgadnąć intencje zawodnika atakującego. Kelemen spodziewał się na pewno strzału w inny sektor bramki i strzał Brozia w jakiś sposób go zaskoczył, ale gdybym miał przypisywać winę Kelemenowi lub zasługi Broziowi, to bardziej bym się skupił na zawodniku Widzewa, bo ktoś go dopuścił do sytuacji sam na sam z bramkarzem. Broź uderzył oczywiście dobrze, ale dopisało mu szczęście, bo Kelemen bronił w swojej karierze zdecydowanie trudniejsze uderzenia. Nie winiłbym go jednak za utratę tej bramki.
Oczywistym było, że Lech nie przegra dwóch spotkań pod rząd w taki sposób, jak to zrobił w Grudziądzu, a Ruch pozwalał w sobotnim meczu gospodarzom na wiele. Byłbym więc ostrożny w nadmiernym chwaleniu Ceesaya i Lovrencsicsa, bo Ruch dał rywalowi bardzo dużo swobody. Dziś ci piłkarze przestali być anonimowi, ale w kolejnych spotkaniach będzie im już zdecydowanie trudniej. Ruch zagrał bardzo słabe spotkanie i myślę, że nikt w Chorzowie nie może być z tego meczu zadowolony.
O Macieju Sadloku
Chwalono go przede wszystkim za to, że jest młody i że wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Ruchu Chorzów. Grał u trenera Fornalika troszeczkę „na kredyt”, by zdobywał doświadczenie, bo jakiś potencjał oczywiście miał. Dzisiaj wymaga się jednak od niego znacznie więcej. Myślę, że dla Maćka najważniejsza jest świadomość błędów, które popełnia. Nie może być tak, że po spotkaniu ktoś powie: „Sadlok zagrał słabo”, Sadlok się z tym zgodzi, ale nie będzie wiedział dlaczego tak jest. Ktoś musi mu te błędy wyjaśnić i podpowiedzieć jak ma grać, by ich więcej nie popełniał. Wtedy zrobi postęp. Jeśli natomiast zamknie się po krytyce, która na niego spadła i będzie szukał winy wokół siebie, to nic z tego nie będzie i zostanie na tym poziomie, na którym obecnie jest.
Wisła ma olbrzymi potencjał i każdy rywal, który przyjeżdża do Krakowa, ma w meczu jedną, dwie sytuacje i jeśli je wykorzysta, jak w niedzielę Bełchatów, to ma szansę na korzystny wynik.
Wisła imponuje stabilizacją jeśli chodzi o trzon drużyny – Pareiko, Głowacki, Wilk i Genkow. Nie wiem czy którakolwiek ekipa Ekstraklasy ma w tym momencie lepszą tę oś pionową zespołu. Do tego dochodzi Melikson, który po tych wielu zapowiedziach o odejściu musi znów walczyć o zaufanie trenera i kibiców. Wisła jest na dobrej drodze by powalczyć o mistrzostwo Polski, jednak w jej grze jest jeszcze sporo mankamentów i Michał Probierz doskonale o tym wie. Wiślacy wygrali szczęśliwie, choć wcześniej mieli sytuacje, by rozstrzygnąć ten mecz przed upływem 90. minut. Bełchatów, podobnie jak Polonia Warszawa czy Widzew Łódź pokazał, że ambicją i poświęceniem można wiele w polskiej lidze zdziałać. GKS zaimponował brakiem bojaźni przed wielkimi naszej ligi – przyjechał na Wisłę i nie bał się grać w piłkę. Wartość tej drużyny poznamy jednak dopiero w meczach z Widzewem, Pogonią czy Podbeskidziem, kiedy będzie pod presją i będą od niej wymagać zdobywania punktów, bo żeby utrzymać się w lidze, trzeba te 30 „oczek” uzbierać.
O bramce Macieja Szmatiuka
Nie chciałbym rozstrzygać o tym, kto zawinił najbardziej. Trzy błędy pod rząd oznaczają bramkę dla rywala i ta sytuacja obciąża w jakimś stopniu zarówno Pareikę, jak i Gargułę oraz tych, którzy nie upilnowali Szmatiuka, a więc Wilka i Bunozy. Pochwaliłbym tutaj piłkarza GKS-u, że potrafił z tak trudnej pozycji celnie uderzyć na bramkę, bo to nie była łatwa sytuacja do wykończenia.
O Danielu Sikorskim
Dla mnie sporym zaskoczeniem był transfer Sikorskiego do Wisły Kraków, ale to nie jest zawodnik, który nie umie grać w piłkę i nie potrafi strzelać bramek, bo udowodnił to w Górniku Zabrze. Na pewno potrzebuje zaufania ze strony trenera, ale musi pamiętać, że otrzymuje się je tylko za zdobyte bramki. Myślę, że Michał Probierz wystawi go jeszcze w dwóch-trzech spotkaniach i jeśli nie znajdzie w nich drogi do siatki, to jego rola w drużynie może się zmienić. Wtedy to on będzie zawodnikiem wchodzącym i będzie mu trudniej walczyć o miejsce w wyjściowej „11”.
Myślę, że w Legii nadal działa ten efekt „nowej miotły”. Przyszedł nowy trener i każdy z zawodników chce się pokazać. Weźmy na przykład Ljuboję, który za czasów Macieja Skorży wypracował sobie pozycję w drużynie, a teraz znów musi o nią walczyć i w każdym meczu udowadniać trenerowi, że zasługuje na grę od pierwszych minut.
Korona prawdopodobnie nie powtórzy już takiego sezonu, jak wcześniej, gdy przebojem wdarła się do czołówki i do samego końca walczył a o europejskie puchary. Koncepcja gry opartej na walce od początku do końca już w Koronie się nie sprawdzi i trener Ojrzyński musi dołożyć do tej ambicji swoich piłkarzy coś ekstra, jakiś aspekt czysto piłkarski, by znów osiągać dobre wyniki, bowiem przed każdym spotkaniem na agresywną grę Kielczan uczuleni są zarówno rywale, jak i sędziowie.
O Marku Saganowskim
Marek pokazuje, że nie wiek decyduje o jakości zawodnika. Są duże proporcje między piłkarzami młodymi, a tymi bardziej doświadczonymi. Ljuboja może mieć lepszy lub gorszy dzień, ale na pewnym poziomie zawsze będzie grał, a młodzi zawodnicy po rozegraniu świetnego meczu w kolejnych pięciu są cieniem samego siebie. Saganowski jest wielkim atutem Legii i daje drużynie coś więcej niż tylko bramki. Nie jest jakimś wybitnym goleadorem, który strzela mnóstwo bramek, choć początek w jego wykonaniu jest imponujący, ale daje charakter, ciężko pracuje i walczy o każdą piłkę. Sagan dał Legii nową jakość i charyzmę, bo piłkarzy grających z takim poświęceniem w ostatnim czasie na Łazienkowskiej nie było.
O młodzieży w Legii
Mówi się o konieczności stawiania na młodzież, ale Legia, jak mówi Zbigniew Boniek, „z biedy” poczyniła pewne kroki, ponieważ nie było pieniędzy na zawodników o większych kwalifikacjach. Młodzi piłkarze Legii mają tę przewagę na swoimi rówieśnikami z niższych lig, którzy trafiają do klubów Ekstraklasy, że przeszli cały system szkolenia. Wielkim szczęściem dla nich jest to, że trafili na Łazienkowską, gdzie ten proces kształtowania młodych zawodników jest tak dobrze poukładany. Oni w wieku 15 lat są bardzo dobrze przygotowani motorycznie, mają świetną muskulaturę i wiedzą jak poruszać się po boisku. Wierzę w to, że Łukasik, Żyro czy Wolski będą za rok zawodnikami nie tylko bardziej doświadczonymi, ale przede wszystkim lepszymi piłkarsko.
Dzisiaj na Polonii nie ciąży już presja i nikt nie wymaga cudów, a większość raczej współczuje piłkarzom i trenerowi warunków, w jakich przyszło im pracować. Podopieczni Piotra Stokowca pokazali wielką chęć zwycięstwa i wszyscy zasłużyli na wyróżnienie za grę w tym meczu. Paradoksalnie uważam, że Polonia ma większe szanse zdziałać coś w Ekstraklasie w obecnym składzie niż z tymi wszystkimi gwiazdami, które były przy Konwiktorskiej jeszcze w poprzednim sezonie. Pytanie tylko czy starczy im sił, bo bardzo ciężko powiedzieć teraz jak ci zawodnicy będą wyglądać za kilka kolejek pod względem kondycyjnym po bardzo nietypowych przygotowaniach. Pierwsze mecze można jeszcze zagrać na świeżości, ale później może być z tym trochę gorzej.
O Łukaszu Piątku
Łukasz nie ma predyspozycji ku temu, by być prawdziwym reżyserem gry, słać prostopadłe piłki do napastników i stwarzać okazje bramkowe kolegom. Jest zawodnikiem bardzo charakternym o nieco innych preferencjach. Etyka pracy stoi u niego na najwyższym poziomie. Całe życie związany jest z Polonią, wiele w życiu przeszedł i bardzo cieszę się, że zagrał w Gdańsku fantastyczny mecz, bo bardzo mile wspominam go z okresu pracy przy Konwiktorskiej. Wokół Łukasza można budować pozytywną atmosferę drużyny. Myślę, że Piątek może być swoistym przedłużeniem ręki trenera na boisku – więcej pracuje na murawie niż o tym mówi.
O napastnikach Polonii
Gołębiewski i Teodorczyk to piłkarze, którzy dopóki tylko starczy sił będą walczyć o każdą piłkę. Czasami może brakować im umiejętności, bo nie są to zawodnicy pokroju Frankowskiego, którym wystarczy w meczu jedna sytuacja by zdobyć bramkę, ale bardzo dobrze się stało, że Polonia wyszła na Lechię dwoma wysokimi napastnikami bo każdy rywal, mając przeciwko sobie tak ruchliwych, walecznych i skaczących do każdej piłki zawodników, będzie miał z Czarnymi Koszulami problem. Jeśli do formy dojdzie Dwaliszwili i wyjaśni się sytuacja z Canim, to Polonia może mieć jeden z najlepszych ataków w Polsce.
O zachowaniu Piotra Brożka
Sędzia Pskit bardzo dobrze prowadził ten mecz i myślę, że właściwie ocenił tę sytuację. Po pierwsze Gołębiewski krzywdy wielkiej bramkarzowi nie zrobił, a po drugie Brożek tylko lekko go odepchnął, choć oczywiście mógł za to zobaczyć czerwoną kartkę. Arbiter postąpił jednak z duchem gry i napomniał obu zawodników, nie osłabiając żadnej ze stron. Dla Brożka niech to jednak będzie nauczka na przyszłość, że ciało nie może reagować szybciej niż rozum.
Jedenastka 1. kolejki Czesława Michniewicza:
Genkow (Wisła), Ljuboja (Legia), Lovrencsics (Lech)
Dudek (Widzew), Andradina (Pogoń), Przybylski (Górnik), Wszołek (Polonia)
Wawrzyniak (Legia), Kokoszka (Polonia), Ceesay (Lech)
Stachowiak (Bełchatów)
Wyróżnienie:
Myślałem sporo o dwójce z Lecha, której wcześniej nie znałem - Ceesayu i Lovrencsicsie. Wyróżnił się oczywiście Ljuboja, ale jego wszyscy znamy i wiemy, że stać go na taką grę. Od dłuższego czasu podoba mi się Genkow, który może dać wiele krakowskiej Wiśle grającej systemem 4-4-2. Za pierwszą kolejkę wyróżniłbym również drużyny, które przyjemnie zaskoczyły, a więc Widzew Łódź, Pogoń Szczecin i Polonię Warszawa.
Spisał Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net