menu

Zielona fala i polskie rozbicie dzielnicowe, czyli kibice Irlandii Północnej i Polski przed meczem

12 czerwca 2016, 16:25 | Remigiusz Półtorak, Rafał Musioł

W Nicei kibice z Polski i Irlandii Północnej przez cały dzień wspólnie przygotowują się do meczu. Pierwszy starcie w Euro 2016 w grupie C rozpocznie się o godz. 18.


fot. Bartek Syta / Polska Press

fot. Bartek Syta / Polska Press

fot. Bartek Syta / Polska Press

fot. Bartek Syta / Polska Press

fot. Bartek Syta / Polska Press

fot. Bartek Syta / Polska Press

fot. Bartek Syta / Polska Press
1 / 7

Słońce praży w Nicei niemal bez przerwy, ale tym razem najbardziej gorąco zrobiło się w nocy. Na szczęście tylko przez chwilę. Bawiących się w swoim stylu Irlandczyków z Północy, do których w dużym Irish Pubie w centrum starego miasta dołączyli Polacy, zaczęli prowokować w sobotę późnym wieczorem lokalni ultrasi. Znani, mówiąc delikatnie, z nie najlepszej reputacji.

Czy to byli członkowie jednej z radykalnych grup nacjonalistycznych, związanych ze skrajną prawicą, o których głośno było nieraz, gdy drużyna z Nicei grała jeszcze na starym stadionie Ray? Tego nie wiadomo. Z relacji świadków wynika jednak, że lokalni chuligani zaczęli intonować hymn „Nissa la bella” (spopularyzowany właśnie przez ultrasów OGC Nice), chcąc sprowokować obcokrajowców.

Na słowach się nie skończyło, bo butelka rzucona w kierunku kibiców z Ulsteru doprowadziła do ogólnej bijatyki. Polacy znajdujący się również w wielu okolicznych kafejkach najprawdopodobniej nie ucierpieli, choć wstępny bilans wskazuje, że siedem osób zostało rannych, w tym Irlandczycy i Francuzi. O tym jak gwałtowna była krótka uliczna bitwa najlepiej świadczy fakt, że jeden z poszkodowanych doznał wstrząśnienia mózgu.

„Zachowanie chuliganów jest niedopuszczalne i powinno być potępione” - napisał tuż po tym incydencie na Twitterze Christian Estrosi, przewodniczący regionu. Za chwilę poinformował o zatrzymaniu jednej osoby i pogratulował służbom porządkowym sprawnej akcji.

Rano nie było już w centrum miasta żadnego śladu o nocnej bijatyce. A nawet przeciwnie. Pytani przez nas mieszkańcy nie wiedzieli nawet, że kilka godzin wcześniej przez chwilę było gorąco.

– Ale wiemy, że to na pewno działo się tutaj – mówiły nam wczoraj właścicielki znajdującego się naprzeciwko sklepu z pamiątkami, zadowolone, że obyło się bez żadnych zniszczeń materialnych.

Skąpana w południowym słońcu Nicea jest trochę uśpiona i trudno byłoby znaleźć wiele elementów pokazujących, że zaczęły się tutaj mistrzostwa Europy. Gdyby nie Irlandczycy… Wczoraj, gdy tylko kawiarnie i puby zostały otwarte, zaczęli znowu barwną zabawę, do której chętnie przyłączali się Polacy. Szczególnie na Rue Saint-François-de-Paule, w Irish Pubie. W ciągu dnia można było odnieść wręcz wrażenie, że przybysze z Wysp najchętniej urządziliby tam plenerową dyskotekę, przy rytmach najbardziej znanych hitów i z kubkiem piwa w ręce.Trochę symbolicznie, bo tuż obok znajduje się targ kwiatowy, ale to od irlandzkich koszulek rzeczywiście było zielono, gdy falą sunęli w kierunku celu, jaki stanowił pub.

Polacy też brali w tym udział, ale nie byli aż tak widoczni.

– Przyjechaliśmy do Nicei, bo syn miał trochę szczęścia. Udało mu się wylosować bilety i to nie na jeden mecz, z Irlandią Płn., ale również na Ukrainę. Z tamtego jednak najpewniej zrezygnujemy – mówił nam Sylwester z Buska-Zdroju. - Zwykle jeździmy na piłkę ręczną, byliśmy m.in. na ostatnich mistrzostwach Europy w krakowskiej Arenie. Wtedy pozostał nam niedosyt, tym razem musi skończyć się zdecydowanie lepiej!

Na tle grupowo bawiących się Północnych Irlandczyków rzucało się w oczy rozbicie biało-czerwonego obozu. Tu dwie osoby, tam cztery, w innym miejscu pięć.

– Reprezentacja łączy, ale jednak wszyscy wolą się trzymać w swoim klubowym gronie, ot, takie rozbicie dzielnicowe – tłumaczyli kibice z Poznania. – Poza tym przyjechało po prostu wiele rodzin z dziećmi, a z nimi jednak ciężko przesiadywać przy piwie. Jak mówiła nam Polka, mieszkająca tu od siedmiu lat, rodacy na miejscu też nie tworzą zwartej kolonii. Dlatego zdecydowanie częściej można było wczoraj usłyszeć polską mowę pojedynczych osób niż głośny doping dla Lewandowskiego i spółki.

Niektórzy z fanów kadry Adama Nawałki próbowali jednak dotrzymać kroku Irlandczykom, śpiewając raz za razem, że „biało-czerwone to barwy niezwyciężone”, ale Wyspiarze od razu kontrowali ich całym repertuarem boiskowych przyśpiewek.
– Na tym polu to oni nas faktycznie kasują. Mają co śpiewać i potrafią to robić, a my w kółko to samo – przyznał w końcu kibic z nazwiskiem, jakże by inaczej, Lewandowskiego na koszulce. – Ale wieczorem załatwimy ich na boisku, a tylko to się liczy – dodał optymistycznie.

Rzeczywiście, przedmeczowy show zdecydowanie wygrali Irlandczycy z Północy. Ale nawet oni przyznawali, że chcieliby mieć w składzie Lewandowskiego. – On jest the best, ale sam wam meczu nie wygra. Będziemy lepsi – stwierdził w końcu Irlandczyk, promujący z kolei Kyle’a Lafferty’ego.


Polecamy