menu

Wysoka wygrana Miedzi w Nowym Sączu. Nieudana inauguracja wiosny w wykonaniu Sandecji

14 marca 2015, 17:51 | Krzysztof Rosłoński

Piłkarze Sandecji, którzy tydzień temu nie rozegrali swojego meczu z Widzewem, na inaugurację wiosny polegli w starciu z Miedzią Legnica 4:0.

Miedź rozbiła Sandecję Nowy Sącz 4:0
Miedź rozbiła Sandecję Nowy Sącz 4:0
fot. Artur Szczepański

Przed spotkaniem nikt nie wiedział, na co po zimowej przerwie stać zawodników Sandecji, ponieważ nie mogła ona rozegrać w zeszłym tygodniu meczu z Widzewem Łódź z powodu zawieszenia czterokrotnemu mistrzowi Polski licencji. Najważniejszą sprawą dnia było pierwsze spotkanie, w którym gospodarzy po kilku latach przerwy poprowadził Dariusz Wójtowicz. Nowy - stary szkoleniowiec zdecydował się wypuścić w bój najmocniejszą jedenastkę. Zaskoczeniem był fakt, że nawet na ławce rezerwowych nie znalazł się dotychczasowy pewniak do meczowej "osiemnastki", czyli Fabian Fałowski. Legniczanie zaś, po sromotnej porażce sprzed tygodnia u siebie z Dolcanem Ząbki, postawili na kilka składowych roszad. Tak, jak w Sandecji Fałowskiego, tak i w Miedzi zabrakło byłego reprezentanta Polski, Wojciecha Łobodzińskiego. Zespół Janusza Kudyby miał opierać się głównie na skrzydłowych, Szczepaniaku i Garuchu, zaś strzały miał zapewniać Tadas Labukas.

Od pierwszych minut było widać, iż gospodarze, pomimo szumnych zapowiedzi o ofensywnych zalotach, zostali przez Miedź zamknięci na własnej połowie, zaś jakiekolwiek próby ataku nie mogły przynieść dobrego skutku. Zawodnicy od pierwszego gwizdka nie oszczędzali siebie, co skrzętnie wykorzystał główny arbiter, Sebastian Jarzębak, usuwając z boiska w 11. minucie Przemysława Szarka, który ostro zaatakował Chrzanowskiego.

Będący w przewadze liczebnej goście próbowali pójść za ciosem i zapewnić sobie prowadzenie, co udało się w 15. minucie, po golu Bartoszewicza z ponad 20 metrów, poprzedzony błędem sądeckiej defensywy i uderzeniem piłki prosto w bramkarza w sytuacji sam na sam przez Chrzanowskiego. Wyraźnie widać było, iż "Biało-Czarnym" ciężko było się pozbierać po stracie zawodnika, a następnie bramki, czego dowodem były proste błędy w podaniach. W 22. minucie Miedź prowadziła już 2:0, po dośrodkowaniu piłki z rzutu wolnego w pole karne i główce Midzierskiego. Od tego momentu, gra tylko i wyłącznie się zaostrzyła. Dowodem na to mogą być aż cztery żółte kartki, pokazane przez arbitra do przerwy. Z dziennikarskiego obowiązku, należy wspomnieć, iż jedną z nielicznych szans Sandecji, po strzale z dystansu, zmarnował Nather.

Po przerwie ekipa z Legnicy postanowiła jeszcze mocniej zaatakować, jednak defensywa gospodarzy pozwoliła wyłącznie na strzały z dystansu, które były naprawdę kąśliwe (Garuch w 49. i Szczepaniak w 50. minucie). Niestety, spektakl zepsuła nieco postawa arbitra, który w 57. minucie nie przyznał gospodarzom "jedenastki" po ewidentnym powaleniu na ziemię w polu karnym Armanda Elli - Kena przez jednego z graczy gości. 180 sekund później to znów ekipa z Dolnego Śląska celebrowała zdobycie trzeciego już w spotkaniu gola, którego autorem był Mateusz Szczepaniak, wskutek znakomicie wykorzystanego podania do niego przez Bartoszewicza.

Przez kolejne pięć minut emocji było jak na lekarstwo. Kolejne zmiany w zespole z Legnicy były ewidentnym dowodem na to, że spotkanie jest już praktycznie rozstrzygnięte, jednak aby nieco poprawić statystykę, postarano się o zdobycie chociaż jednej bramki więcej. Cel ten "Miedzianka" osiągnęła w 66. minucie, kiedy to pięknym strzałem z woleja w polu karnym Marka Kozioła pokonał Tadas Labukas. Na następną korzystną okazję dla któregokolwiek z zespołów należało czekać długie dziewięć minut, do momentu kolejnego błędu defensywy Sandecji, którego pokłosiem było uderzenie wprowadzonego kilka minut wcześniej Jorge'a Kadu obok słupka.

Po 240 sekundach można było wyczuć niezbyt miłą atmosferę na trybunach, ponieważ po kolejnej kartce, przyznanej przez Sebastiana Jarzębaka, fani gospodarzy zaczęli śpiewać słynny utwór w kierunku PZPN. Tempo gry było pod koniec spotkania porównywalne do sparingów, a wyjątkiem, potwierdzającym regułę był kolejny strzał Kadu, tym razem w poprzeczkę, po pięknym podaniu w uliczkę przez Kakoko.

Po bardzo jednostronnym pojedynku, zakończonym wynikiem 4:0 dla gości, Dariusz Wójtowicz musi coś wymyślić, by jego zespół pokazał się ze znacznie lepszej strony podczas przyszłotygodniowych "Derbów Małopolski" w 1. lidze z Termalicą Bruk - Bet Nieciecza. Ekipa z Legnicy zaś odpokutowała z zadatkiem swoje grzechy sprzed tygodnia.


Polecamy