menu

Wisła Kraków. Maciej Stolarczyk: Mamy zespół, który zawsze walczy do końca

17 września 2018, 16:36 | Bartosz Karcz

– Nie chcę być hipokrytą i nie powiem, że nie cieszy mnie dzisiaj widok tabeli, w której jesteśmy na pierwszym miejscu. Tak naprawdę ważne jest jednak to, co przed nami. Na tym się koncentruję – mówi Maciej Stolarczyk trener Wisły Kraków, która jest liderem ekstraklasy.


fot. Wojciech Matusik

– Jak czuje się Pan w roli trenera lidera ekstraklasy? Pytam o to również w takim kontekście, że wiele osób nie wierzyło przed sezonem, że zatrudnienie Pana w roli trenera Wisły to dobry pomysł.
– Cieszę się z tego, co jest teraz, ale moje podejście do tego wszystkiego się nie zmieniło. Nie zapominam, że za nami jest tylko osiem kolejek. Oczywiście trener musi być zadowolony, jeśli jego drużyna rozgrywa takie spotkanie, jak w sobotę z Lechią. Tym bardziej, że to był mecz z bardzo dobrą drużyną, która ma tyle samo punktów co my. Ci kibice, którzy przyszli na stadion w sobotni wieczór, byli dla nas ogromnym wsparciem, naszym dwunastym zawodnikiem. I ja z tego, że mogliśmy im za to wsparcie podziękować dobrą grą i efektownym wynikiem, cieszę się równie mocno, jak z samego zwycięstwa. Teraz jednak już myślę o piątkowym meczu z Pogonią Szczecin. Tak jak mówiłem na początku sezonu, tak pochodzę do sprawy również teraz. Pracujemy i idziemy krok po kroku, mecz po meczu.

– Wygrywając z Lechią udało się wam złamać pewną prawidłowość. Wisła miała bowiem w ostatnich latach duży problem z wygrywaniem dużych meczów na swoim stadionie. Takich, na które przychodziło ponad 20 tysięcy widzów. Jeśli nie liczyć derbów z Cracovią, to trudno sobie przypomnieć takie spotkanie, które skończyłoby się zwycięstwem „Białej Gwiazdy”.
– Nie chcę się odnosić do historii, bo nie było mnie tutaj i szczerze mówiąc, nie wiem, jakie były przyczyny tego, że wcześniej Wisła takich spotkań nie wygrywała. Dzisiaj jestem tutaj codziennie i widzę, jak ogromną pracę zawodnicy wkładają w każdy trening, jak mocno starają się poprawiać każdego dnia, żeby dzisiaj byli tam, gdzie są. Trenera muszą cieszyć efekty codziennej pracy na treningach, bo mecz jest weryfikacją tego wszystkiego, co robimy na zajęciach. Jeszcze raz chcę jednak podkreślić, że za nami jest tylko osiem kolejek. Nie chcę być hipokrytą i nie powiem, że nie cieszy mnie dzisiaj widok tabeli, w której jesteśmy na pierwszym miejscu. Tak naprawdę ważne jest jednak to, co przed nami. Na tym się koncentruję.

– Jest jedna prawidłowość w waszej grze. W Poznaniu z Lechem przegrywaliście 0:2, wygraliście mecz 5:2. W spotkaniu z Lechią dwa razy odrabialiście straty, by znów wygrać w dokładnie takich samych rozmiarach. Co Pan zrobił z tymi piłkarzami, że dla nich nie ma momentów załamania, że cały czas starają się iść po swoje, po bramki, po zwycięstwa?
– Przede wszystkim mam dużo uznania dla chłopaków, że w ten sposób reagują na boiskowe sytuacje. Cieszę się, że mamy zespół, który nigdy się nie poddaje, że zawsze walczy do samego końca. To jest pozytywna sprawa, duży plus i to przede wszystkim zasługa zawodników, że oni tak do tego wszystkiego podchodzą. Ja i moi asystenci możemy im tylko pomagać stawać się lepszymi piłkarzami, ale koniec końców, to oni wychodzą na boisko.

– Lech Poznań przed meczem z Wisłą Kraków miał tylko jedną straconą bramkę na koncie i wszyscy rozpływali się w zachwytach nad grą obronną „Kolejorza”. Wy strzeliliście im pięć goli. Teraz Lechia przyjechała do Krakowa, legitymując się najlepszą defensywą, z trzema straconymi bramkami w siedmiu meczach. I też dostała od was „piątkę”. Jak znajduje się klucz do czegoś takiego?
– To nie są żadne czary. Jeszcze raz powtórzę, że kluczem do tego wszystkiego jest ciężka praca. Nie chcę być źle odebrany, Lechia jest bardzo dobrym zespołem, co ten mecz również potwierdził. Za każdym razem, gdy gdańszczanie byli przy piłce, musieliśmy być mocno skoncentrowani. To jest drużyna bardzo świadoma tego, co chce robić na boisku. My wygraliśmy ten mecz 5:2, ale nie ma co ukrywać, że Lechia miała kilka świetnych okazji, żeby strzelić nam więcej bramek. Mnie pozostaje tylko cieszyć się z tego, że tak się to wszystko skończyło.

– Do tego dochodzą wasze stałe fragmenty gry. Pamiętam, że w poprzednich sezonach często pytaliśmy o ten element czy to Kiko Ramireza, czy Joana Carrillo. Powtarzali, że dużo nad tym pracują, ale efekty w lidze nie były imponujące. Teraz w meczu z takim rywalem, jak Lechia strzelacie dwie bramki po rzutach rożnych i można było odnieść wrażenie, że nie było przypadku w takim właśnie rozegraniu kornerów.
– Nie było przypadku. To mogę potwierdzić, a jednocześnie muszę tutaj mocno podkreślić, że to zasługa moich współpracowników w trenerskim sztabie. To oni opracowują warianty m.in. rzutów rożnych. Możemy się tylko cieszyć, że dobrze przygotowaliśmy się do tego tematu i znów trzeba podkreślić codzienną, sumienną pracę, która przyniosła efekt w meczu.

– Kolejny mecz będzie dla Pana wyjątkowy. Jedziecie to Szczecina na spotkanie z Pogonią, w której spędził Pan wiele lat?
– Nie ma co kryć, że dla mnie będzie to podróż sentymentalna. Przez ostatnią dekadę, ale też wcześniej, byłem mocno związany z Pogonią i nie jest to klub, który byłby mi obojętny. Przyjemnie będzie wrócić do Szczecina, spotkać ludzi, z którymi przez ostatnie lata współpracowałem.

– A jeśli popatrzeć na to od strony czysto piłkarskiej, będzie Panu łatwiej przygotować drużynę na mecz z Pogonią, skoro tak dobrze zna Pan ekipę „Portowców”?
– Wcale nie musi być łatwiej. Ja przede wszystkim uważam, że aktualne miejsce Pogoni w tabeli, w najmniejszym stopniu nie oddaje potencjału tego zespołu. To jest drużyna, która posiada w swoich szeregach zawodników o naprawdę dużych umiejętnościach. Jeśli ktoś myśli, że dla Wisły to będzie spacerek, to jest w dużym błędzie. Uważam, że czeka nas w Szczecinie bardzo trudny mecz i właśnie na ciężką przeprawę będę nastawiał swoich zawodników przed spotkaniem z Pogonią.

– Dla Pana jest dużym zaskoczeniem, że Pogoń kolejny sezon rozpoczyna tak słabo? Przypomnijmy, że w poprzednich rozgrywkach start „Portowców” też nie był udany.
– Nie będę ukrywał, że doskonale wiem, co dzieje się w Szczecinie. Jestem w stałym kontakcie choćby z Darkiem Adamczukiem, który cały czas pracuje w Pogoni. Na takie wyniki złożyło się wiele czynników, na które nikt nie miał tak naprawdę wpływu. Mam tutaj na myśli choćby kontuzje ważnych zawodników. Do tego doszła jeszcze dramatyczna sytuacja z Adamem Frączczakiem. W tym miejscu chcę dodać, że mocno ściskam kciuki za Adama, żeby wszystko skończyło się dla niego jak najlepiej. Wracając do Pogoni, jest to zespół, który przechodzi pewne zmiany, ale jestem raczej spokojny o to, że w dłuższej perspektywie szczecinianie poradzą sobie ze wszystkimi problemami.

– Zaczęliśmy naszą rozmowę od tego, że awansowaliście na pozycję lidera. To na koniec zapytam, czy musi Pan mocno schładzać głowy zawodników, czy ma Pan na tyle świadomy zespół, że nie będzie mowy o tym, żeby ktoś „odleciał”?
– Jestem przekonany, że mam bardzo świadomych zawodników w szatni. To jest doświadczony zespół, a ci piłkarze w swoich karierach przeszli już nie przez jedną rzekę. I oni podchodzą do tego dokładnie w taki sam sposób, jak ja. Wiedzą, że za nami jest dopiero osiem kolejek, a przed nami jeszcze wiele kroków. Ten następny będziemy chcieli wykonać w piątek o godz. 18.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Oglądaj mecze Ekstraklasy na żywo online w Player.pl >>>;nf

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy