menu

Veljko Nikitović: Ten klub to praktycznie połowa mojego życia

31 grudnia 2018, 06:55 | Karol Kurzępa

Rozmawiamy z Veljko Nikitovicem, który w grudniu zamienił funkcję prezesa na rolę dyrektora sportowego Górnika Łęczna.

Nikitović rozegrał jako piłkarz ponad 300 spotkań w zielono-czarnych barwach
Nikitović rozegrał jako piłkarz ponad 300 spotkań w zielono-czarnych barwach
fot. Łukasz Kaczanowski

Był pan prezesem, teraz został dyrektorem sportowym. Czuje się pan zdegradowany w klubowej hierarchii?
Nie patrzę na to w ten sposób. Moim marzeniem było, by po zakończeniu gry w piłkę zostać przy sztabie szkoleniowym Górnika, będąc skautem czy dyrektorem sportowym. Nie mieliśmy dyrektora sportowego w ekstraklasie, w I lidze nie było nas na to stać i nie myśleliśmy o tym wówczas, by tworzyć takie stanowisko. A teraz dostałem propozycję objęcia takiej funkcji i trzeba za taką propozycję podziękować zarządowi klubu. Chętnie ją przyjąłem. Gdy kończyłem granie w piłkę, nie myślałem bowiem o byciu prezesem, a człowiekiem, który zajmuje się w klubie sprawami sportowymi.

Jest pan zadowolony z tego, co udało się zrobić, pracując na stanowisku prezesa?
Tak. Pracowaliśmy wraz z wiceprezesem Sebastianem Buczakiem w ciszy i prostowaliśmy różne rzeczy w ówczesnej sytuacji. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, żeby ten klub był na dobrej drodze i wracał tam, gdzie jest jego miejsce pod względem finansowym. Zostawiamy teraz Górnika w dobrych rękach prezesa Piotra Sadczuka, którego powołano na tę funkcje 13 grudnia. Niestety, jedyna rzecz, która nam się nie udała to aspekt sportowy i fakt, że nie zostaliśmy w I lidze. Jednak, na miarę naszych możliwości finansowych, zrealizowaliśmy wiele innych spraw, które były naszym celem. Proszę mi wierzyć, że w zeszłym roku sytuacja finansowa Górnika była taka, że zastanawialiśmy się, czy dalsze działanie tego klubu ma sens. Teraz jest znacznie lepiej.

Propozycja, by zostać dyrektorem sportowym padła od nowego prezesa, rady nadzorczej Górnik Łęczna SA, czy może była to decyzja władz kopalni?
Wszyscy wymienieni poniekąd dołożyli swoją cegiełkę do tego, żeby ta propozycja powstała. Bardzo się cieszę, że w końcu w tym klubie jest funkcja dyrektora sportowego, bo potrzebny był człowiek, który może zająć się wyłącznie sprawami sportowymi, razem ze sztabem szkoleniowym.

Jakie dokładnie mają być pańskie zadania w roli dyrektora?
[wytloczenie]Przede wszystkim mam być łącznikiem pomiędzy sztabem szkoleniowym, a zarządem. Wspólnie z trenerami mam ustalać priorytety, jeżeli chodzi o okna transferowe. Drugą bardzo ważną kwestią jest akademia. Postawiono przede mną zadanie, by dogłębnie przyjrzeć się, jak wygląda w naszym klubie szkolenie, pod kątem struktury i zajęć oraz by czynnie w tym uczestniczyć.[/wytloczenie] Bardzo się z tego cieszę, bo to fajna motywacja. Chce być bliżej akademii, żeby patrzeć, jak dzieciaki się rozwijają, a od czasu do czasu może też przebrać się w dres i potrenować z nimi, w końcu nie jestem taki stary. A nóż, może jeszcze czegoś ich nauczę.

A czy problem może być fakt, że do niedawna był pan najważniejszą osobą w klubie, a teraz ktoś zajął pańskie dotychczasowe miejsce i w dodatku musi pan wykonywać jego polecenia?
Nie. Dla mnie zawsze najważniejszy był Górnik Łęczna. Nie ma dla mnie znaczenia czy jestem zawodnikiem, prezesem czy dyrektorem sportowym. Prezes Sadczuk ma ode mnie pełne poparcie tak, jak od pozostałych pracowników klubu. Uważam, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Od wielu lat powtarzam maksymę, że jeżeli w Górniku będzie się dobrze działo, to każdy z pracowników będzie miał dobrze. W przyszłym roku minie 20 lat odkąd przyjechałem do Łęcznej po raz pierwszy w życiu. Ten klub to praktycznie połowa mojego życia i naprawdę nie patrzę na to, kto akurat w danym momencie jest prezesem.

Będzie pan pełnił również rolę skauta tak, jak w sezonie 2016/17?
W ciągu ostatniego pół roku scouting w naszym klubie został trochę rozbudowany. Przekonaliśmy do pracy w tym charakterze Grzegorza Bronowickiego, czyli wychowanka Górnika i byłego reprezentanta Polski. Chcemy razem zrobić coś fajnego. Dla mnie też nie ma żadnego problemu, by wsiąść w samochód i pojechać oglądać jakiegoś zawodnika. Piłka nożna to moja pasja. Niezależnie od tego, czy to jest A-klasa, czy Ekstraklasa, to warto przyjrzeć się utalentowanemu piłkarzowi. Soboty i niedziele będą poświęcone, żeby penetrować nasz lubelski rynek. Poza granice regionu jeździć nie będziemy, bo jest nas za mało. Jako dyrektor sportowy też będę dążył do tego, żeby sieć scoutingowa Górnika była bardziej rozbudowywana. Chciałbym tam dokoptować ludzi, którzy też kiedyś grali w naszym klubie i to na wysokim poziomie tak, jak wspomniany już Grzesiek.

Za wami ciężka runda, ale ostatecznie obroniliście się wynikiem sportowym, pomimo perypetii z trenerami i letnią wymianą niemal całego składu.
Perypetie z trenerami i zawodnikami były spowodowane tym, że dwa lata z rzędu schodziliśmy o jeden szczebel w dół. Po każdym spadku przemeblowanie składu było niesamowite, bo zawodnikom kończyły się kontrakty albo odchodzili z Górnika, bo nie chcieli grać w niższej lidze. Odkąd zostałem członkiem zarządu, a później prezesem, moim skrytym marzeniem było to, by trener Smuda prowadził tę drużynę. Zawsze widziałem jak trener oddziałowuje na szatnie, jaka to jest postać dla piłkarzy. Po spadku z Ekstraklasy trener rozstał się z klubem i można powiedzieć, że później trochę błądziliśmy z doborem szkoleniowców. Choć jak popatrzymy np. na trenera Kafarskiego, to robi on dobre wyniki w Sandecji. W końcu udało się namówić trenera Smudę, żeby do nas wrócił i mam nadzieję, że zagości na dłużej. Jako klub jesteśmy zadowoleni z miejsca w tabeli, na którym zakończyliśmy pierwszą część obecnego sezonu. Dwa punkty straty do miejsca gwarantującego awans to dobry omen przed rundą wiosenną, która ruszy w marcu.

Półtora roku temu rozstawaliście się z trenerem Smudą w niezbyt miłych okolicznościach, więc ten toporek wojenny został zakopany?
To z kim trener Smuda miał otwarty toporek, to jest wyłącznie jego sprawa. Ja z trenerem Smudą od początku jego pracy tutaj dwa lata temu nie miałem żadnego problemu. Bardzo szybko nawiązaliśmy normalny kontakt. Myślę, że to, co trener powiedział odchodząc z Górnika półtora roku temu nie było skierowane do wszystkich osób, które tu pracowały, tylko do niektórych. Wtedy w klubie była inna sytuacja, ale – dzięki Bogu – jesteśmy na ostatniej prostej, by całkowicie wyjść z różnych problemów organizacyjnych i finansowych. Muszę podkreślić, że cały czas mamy sprzymierzeńca w postaci Lubelskiego Węgla Bogdanka. Pan prezes zarządu, Artur Wasyl jest dużym fanem piłki nożnej oraz tego klubu i robi wszystko, co w jego mocy, żeby nam pomóc. Widzieliśmy to dobrze latem, gdy Górnik Łęczna po raz pierwszy w historii klubu podpisał trzyletnią umowę ze swoim strategicznym sponsorem. Musimy to wykorzystać, by wrócić tam, gdzie jest nasze miejsce.

Trener Smuda mówi, że są potrzebne wzmocnienia zimą. Są na to środki?
Wiemy, że potrzebujemy wzmocnień i że obecnie mamy bardzo szeroką kadrę, którą chcemy uszczuplić. Nie będzie już tak, że w szatni mamy 28-29 zawodników na kontraktach, tylko rozmawialiśmy już z trenerem, by zostawić 17-18 graczy z umowami plus sześciu-siedmiu młodzieżowców. Dlatego niektórzy gracze już odeszli, a także pojawiła się lista transferowa. Będziemy się starali rozwiązywać kontrakty z pewnymi piłkarzami, żeby mieć budżet na nowych.

Mówiąc o kadrze, to uszczupliła się wam o jednego zawodnika z przyczyn pozasportowych. Braliście pod uwagę inną opcję niż rozwiązanie kontraktu z tym graczem?
Nie. Michał Markowski wykorzystał tutaj swój limit błędów. Uważam, że w świetle prawa, jeżeli człowiek nie jest skazany jakimś wyrokiem, to jest wolny. Kiedy Michał do nas przychodził, to patrzyliśmy wyłącznie na jego formę sportową. Pracowałem kiedyś jako skaut Górnika i oglądając mecze Chojniczanki Chojnice, wiedziałem, że Markowski jest jednym z lepszych pierwszoligowych obrońców. W momencie transferu do Górnika, jego sprawa z Chojnic nie była jeszcze rozstrzygnięta, ale w naszym klubie popełnił on karygodny błąd i nie myśleliśmy o czymkolwiek innym niż rozstaniu z tym zawodnikiem.

Tym większa szkoda, bo mogliście mu dać się odbudować i korzyść byłaby obopólna...
Uważam, że każdemu należy dać szansę. Michał popełnił jeden błąd, daliśmy mu szanse, ale drugi błąd był drugą żółtą kartką, czyli automatycznie czerwoną. On sam się wyeliminował i my jako klub zrobiliśmy wszystko, żeby się tutaj dobrze czuł. Choć mówię o tym zawodniku już tylko w czasie przeszłym, bo nie chce się na nim skupiać.

Kiedy można się spodziewać pierwszych kontraktów z nowymi zawodnikami w Górniku?
Pracujemy nad tym. Chcemy zrobić tak, by wyselekcjonowani przez nas zawodnicy stawili się już w klubie na pierwszym treningu, który odbędzie się 15 stycznia. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie będzie łatwe, bo akurat ci gracze mają ważne kontrakty z obecnymi klubami do 30 czerwca przyszłego roku. Trzeba będzie za nich coś zapłacić, a wiemy, że choć sytuacja finansowa klubu się poprawia, to jeszcze nie możemy pozwolić sobie na wysokie transfery gotówkowe. Dlatego też penetrujemy lubelski rynek i paru piłkarzy, których chcemy zobaczyć, postaramy się zaprosić na testy.


Polecamy